Ja wysiadam. Najnowszy tom wierszy Michała Banaszaka.

Zielona tabliczka informacyjna ma szybko skierować nas w pożądanym kierunku. Nie ma tutaj miejsca na dywagacje i roztrząsanie wątpliwości. Szybko i zwięźle ku wyjściu. Wiersze składające się na tom „Exit” spełniają te wymagania. Przekaz mieści się w 29 dość krótkich utworach. Nie oznacza to, że mamy do czynienia z przekazem płytkim, mieszczącym jedynie kilka na krzyż złożonych myśli.

To wiersze niesamowicie skondensowane, kodujące wiele sensów, a jednocześnie zdradzające wysoką umiejętność panowania nad językiem. Urzekająca ekwilibrystyka lingwistyczna chwytająca się, jakby od niechcenia, jakby dla żartu słownych puzzli, które mogą wskazywać na grę, jaką prowadzi z nami podmiot liryczny.

Stoimy pomiędzy tradycjami lingwistycznymi a postmodernistyczną zabawą, co nie jest równoznaczne z odwzorowaniem zastanych klisz literackich. Świadczy to natomiast o wysokiej świadomości językowej poety, który czerpiąc z kilku źródeł, tworzy własną, oryginalną formę wypowiedzi. Jeśli już koniecznie trzeba szukać – z pewnością bliżej mu do tradycji barbarzyńców niż klasyków. Z jakich jednak nie czerpałby kłębków swojej nici, Banaszak tka z niej wyjątkowo dobrą materię.

To poezja naprawdę wysokich lotów, osadzona dobrze w nowoczesności, aczkolwiek świadoma tego, co było przed nią. Nie jest jednak tak, że wiersze składające się na „Exit” bawią się tylko językiem lub tradycją. Ten sztych koduje istotną treść, która składa się na spójny przekaz. Tomik nie jest luźnym zbiorkiem wierszy, jest całościową wypowiedzią literacką, jest książką od początku do końca przemyślaną i… dobrze zrobioną.

Z najnowszego tomiku Michała Banaszaka wyłania się obraz nieprzyjaznego świata, jako miejsca, w którym brakuje miejsca do życia. Podmiot tych wierszy jest osaczony, zmiażdżony rzeczywistością, czego deklarację składa nam już w otwierającym całość utworze (Asfiksja). Świat za oknem, świat pod czaszką – oba dudniące i dojmujące. Do końca nie wiadomo czy trapiąca duszność, brak powietrza, kłopoty z tlenem i oddychaniem (wątek przewijający się przez całą książkę) jest przenośnią czy dosłowną rejestracją zdrowotnej kondycji. Obie możliwości bronią się i obie dają się wpasować w szkicowany obraz świata.

Pięść rzeczywistości uderza nieustannie natłokiem pustych informacji, kakofonią dźwięków, ale również jałowością i banałem obrazów, przywołujących skojarzenie z przestrzenią zamkniętą, stanowiącą więzienie, jawiącą się jako antyteza Elliotowskiej wydrążonej doliny.

Nie jest ukojeniem dom, ten który powinien przywoływać pozytywne konotacje. Tutaj okazuje się więzienną celą, jamą, w którą wpełzamy, kiedy musimy i trwamy w niej bez ruchu, przerażeni. Ten dom „nie umie w horyzont bo same balkony/schody garaże chodniki z drugiej strony ławka lampa/ściana krzak Żabka śmietnik parking klatka i klatka” (Patodewelopoezja).

Nie jest spełnieniem praca, która mogłaby pozwolić na rozwinięcie skrzydeł albo dać perspektywę zmiany. Strofy oddają szczęk korporacyjnej opresji, w której reifikacji człowieka odpowiada całkowity brak nie tylko etosu pracy, ale aksjologiczna pustynia.

Nie są oddechem inni ludzie. Całkowitej niemożliwości dialogu towarzyszy przerażający obraz bliźniego, jaki wyłania się choćby z historii czy obecnej polityki. Przejmujący wiersz „Strange Firut” odsłania potworność ludzkich dokonań, których symbolem jest stodoła z Jedwabnego oraz wielu podobnych miejsc. „Sielankowe widoki wschodniego miasteczka” są w rzeczywistości turpistycznym krajobrazem.

Banał, płytka religijność, prymitywizm zachowań i chaos przestrzenny, to elementy składowe krajowej prowincji, ku której ucieczka jest tylko kolejnym rozczarowaniem (Droga krajowa). Dopełnieniem świadectwa o homo sapiens jest jego okrutny stosunek do zwierząt, względnie całkowita obojętność na umierającą przyrodę (Problem).

Nie jest ratunkiem religia. Próżno szukać pocieszenia, odpowiedzi na niepokój w miejscach, w których brak metafizyki, brak sacrum, a „przewala się masowe wstawanie przewala/się masowy siad przewala się masowy spad na/kolanie litanie” (Uwznioślenie). Pustej obrzędowości odpowiada niechęć, wręcz wrogość do poszukujących i pytających. Niebo wznoszone przez ludzi z kamienia i cegły jest murem, a nie pomostem. Ma odgradzać, a szukających zrzucać z wysokości. „Tak i twój/ bóg jest zabity i ty” (Pod wezwaniem).

Swoją drogą ciekawe, czy konsekwentne używanie małej litery w słowie „Bóg” stanowi jedynie wyraz przyjętego zabiegu stylistycznego, czy ma głębsze, znaczeniowo konotacje? W każdym razie tutaj też nie ma czego szukać. Jeśli bowiem nawet Bóg istnieje, zdaje się mówić podmiot wierszy, to człowiek skutecznie go zakrył, a może zabił, co wszak nie jest nowym odkryciem. Dom, praca, bliźni, krajobraz, religia, a każda z tych dróg martwa i nie niesie nadziei. Pozostaje śmierć i z nią mierzą się wiersze zmierzające ku końcowi książki. Czy wyjściem jest wyjście z perspektywą ostateczną?

„Exit” Michała Banaszaka to bolesna, ale dogłębna diagnoza naszej rzeczywistości. To również bardzo mocna poezja. Ukrywa coś, odsłaniając jednocześnie wielość tropów, którymi czytelnik może i powinien podążyć. „Exit” to bardzo dobre wyjście w świecie pozornie bez wyjścia. Ja w to wchodzę.

Michał Banaszak, Exit, wyd. MaMiKo, Nowa Ruda 2022, s. 36.

Paweł Kołodziejski