Słowa mogą się włóczyć, meandrować, zbijać w grudy lub tworzyć zadziwiające konstelacje. To wszystko jest możliwe, gdy wyobraźnia wreszcie się ośmieli, a z języka zostanie zdjęty kaganiec. Poetą, który uwolnił się w ten sposób, jest zdecydowanie Michał Banaszak. Jego fraza pulsuje, zmienia rytmy i gubi czytelniczy pościg w dżungli nawiązań i 1001 skojarzeń. Przyjrzyjmy się bliżej tym wersom, bo pod warstwą swawoli jest tu coś więcej, coś, co wymaga naszej odpowiedzi.
Droga krajowa
Przez wieś przydrożną pod flagą żółto-białą,
przez wieś po drodze czarno-brązowej, przez
wieś zabitą dechami na śmierć, przez śmierć
pod flagą błękitno-białą, przez las świec
i las krzyży i przez wstążkę kapliczki tam
gdzie ksiądz firanką powiewa gdy wieje od święta,
przez przenajświętszy przystanek i sklep, przez
sierść pól gdzie zła żółć rzepaku styka się
z otchłanią, przez tynk i gruz i szereg brzóz
do rozstrzelania, gdzie swoją treść masz jak na
tacy z wikliny, przez wieś ojca i matki boskiej
ceglanej, przez pięć dni w tygodniu razy dwa
promile podzielić przez sześć na stworzenie
świata, przez pięść szeptaną litanią przez
pola aż do mostu gdzie ten ma ten warsztat,
przez śmiech i świst zapierdalającego auta,
przez królestwo wiedźm rudych kotów i staruchów,
przez wieś uwiązaną na psim łańcuchu
do nieba bram
Nadejście
Wyobraź sobie że już nadszedł, że jest i przystawia
ucho do drzwi twojego mieszkania po czym ucieka na twój
widok, że patrzy na ciebie z telewizora i komentuje
twój wywalony na wierzch brzuch, na całe osiedle
wykrzykuje twoje nazwisko pod oknem, otwartym
bo gorąco w środku lata, śpi na twoim balkonie
zamkniętym od zewnątrz, wysyła ci zdjęcia na
których śpi z tobą w łóżku, dzwoni do ciebie i coś
gada, mordujesz go we śnie ale wraca w jutrzejszym,
śledzi cię z kamery w telefonie, odłącza ci prąd
i wodę w domu, nagrywa co robisz sam przed
lustrem w łazience, twoja szczoteczka do zębów
przesiąka jego smakiem, twój ręcznik przesiąka
jego zapachem, to jego widzisz w swoich wymiocinach
na podłodze koło łóżka o 3 w nocy
Exit
Widziałem twoje godło w zoo z głową
w rogu klatki ale dla ciebie to jeszcze
możliwe: za 30 lat, za 1
dzień, za 1 sekundę, odbywa się
właśnie teraz, kołyszesz je w
rękach, wyczekujesz w bezsenne
noce, żyjesz w nim, umierasz
w nim, (potępiamy, wyrażamy
zaniepokojenie, śpiewają swoją
odwieczną piosenkę) a ono
tętni, pulsuje pod skórą
Michał Banaszak (1988) – urodził się i mieszka w Zielonej Górze. Jego poprzednie zbiory wierszy to Piosenka o rozpadzie (2016) i Miejsca (2018).