Henryk Kalata – Przebrane

“Przebrane wiersze i nie wiersze” ilustrowane są obrazami Wojciecha Dunaja.


Borzychy – Węgrów – Lublin – Korytnica – Sterdyń – Warszawa, wyznaczają niezbyt rozległą przestrzeń na wschód od Wisły oraz szlak słów, gitarowych ballad i malarskich epifanii. Co się może zdarzyć, gdy przypadkiem malarz spotyka poetę, a poeta malarza?

Przed świtem

Na przebudzenie o takiej porze,
gdy dzień jeszcze nawet nie próbował
dawać o sobie znać żadnymi zmianami rytmu,
zareagowałeś nad wyraz spokojnie.
Wstałeś, jakby nadszedł już właśnie po temu
czas – najzwyczajniej, powszednio.
Tak bywało już nieraz.
Z różnych powodów
wyprzedzałeś krzyk przepiórki.
Były to najczęściej chwile jasne
albo bezbarwne,
a pamiętasz tylko niektóre.
Jakiś wczesnowiosenny powrót
przez Park Saski,
tamto mroźne zakończenie sylwestra,
peron i rozstanie po niezwykłej podróży
w towarzystwie chomika bez imienia.
Kolorowe kłębuszki,
z których można by snuć osobne wątki.

Jeden z obrazów Wojciecha Dunaja

Ciasnota

Jednostajny wiatr czasu
przewietrza przestrzenie
I tak jest dobrze
Gdyby nie to
panowałby nieznośny tłok

Na przykład w przestrzeni tego pokoju
w którym teraz siedzę
piszę czytam zamyślam się
nie mógłbym wyciągnąć nóg
bo stała tu etażerka
z dużym radioodbiornikiem marki Kasprzak
który mrugał zielonym okiem
gdy ktoś się zbliżał by złapać
Wolną Europę
stała też duża paprotka
na drewnianym kwietniku
z serwetkami robionymi szydełkiem
mocno utkwiła też trumna
z ciałem ojca
na której gdyby wciąż tu stała
musiałbym teraz wyciągnąć nogi

Fotografia

Ta dziewczynka gdy spogląda
z pożółkłej fotografii o krawędziach w ząbki
zrobionej przez wujka o stu pasjach
ma szczęśliwe dzieciństwo
może biegać po dachach
spodziewać się w każdej chwili miłej niespodzianki
podróży nową syrenką do samego wedla
lodów kokardek lalek i lizaków
nowych pomysłów
wujka o stu pasjach
bez pomysłu na życie
Ta dziewczynka przed chwilą jeszcze się bawiła
biegała wśród motyli nie myśląc odlecieć
by nagle znieruchomieć
w kadrze zamyślenia
A szczęśliwe dzieciństwo potoczyło się dalej
nieświadome w szczebiocie
tego co nastąpi
i tylko w zapomnianych snach niekiedy
śnieżnowłosy wujek wieszczył z pasją
malując słodkie nikifory
z których trzy pary oczu
jak ze zdjęcia
i trzy szczęśliwe dzieciństwa


Po blisko czterdziestoletnich usiłowaniach godzenia obowiązków zawodowych z pisaniem Henryk Kalata pożegnał węgrowskie liceum, gdzie był polonistą, pożegnał też kilka wcześniej zajmowanych miejsc – jak choćby księgarską ladę czy dyrektorski fotel w domu kultury – i postanowił zrobić porządki w szufladzie. Ten akt przypieczętował tomem wierszy i nie wierszy pt. „Przebrane” i zabrał się do systematycznej pracy twórczej. Co z tego wyniknie? Pisarz unika jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie i wystukuje na klawiaturze kolejne zdania czegoś, co roboczo zatytułował: „Krople czasu. Gawęda rodzinna”, dając jednocześnie do zrozumienia, że – tak jak w zamkniętym okresie – będzie się posługiwał zarówno mową wiązaną, jak i prozą.

Miejsca, z którymi wiązał się dotychczas na dłużej: Borzychy – Węgrów – Lublin – Korytnica – Sterdyń – Warszawa, wyznaczają niezbyt rozległą przestrzeń na wschód od Wisły i w tej przestrzeni rozgrywa się niemal wszystko, o czym dyskretnie milczy ten biogram.

Co łączy autorów tej książki? No właśnie, w miejscu noty biograficznej powiedzmy o tym – krótko i nie wszystko.

Obaj związani są z Węgrowem i Lublinem. W mieście nad Liwcem zdobyli maturę, a z kilkuletniej wyprawy do starego grodu nad Bystrzycą – dyplomy ukończenia studiów.

Po krętych ścieżkach, które krzyżowały się im to tu, to ówdzie, na dobre zakorzenili się z powrotem w Węgrowie. Obaj jako nauczyciele.

Wiersze Henryka Kalaty i obrazy Wojciecha Dunaja nie tylko wypełniały szuflady i pokrywały się kurzem, ale także można je było spotkać w publikacjach, na konkursach i innych wydarzeniach stosownych do formy uprawianej przez nich twórczości.

Tu znów się spotykają – poeta i malarz – pokazując wybrane fragmenty swojego czterdziestoletniego dorobku, by zaraz wyruszyć dalej – każdy w swoją stronę.