Tryptyk Piotra Marcina Kraski otwiera klasyczna poezja gorzko-słodkich wspomnień. Przeszłość widziana przez pryzmat kalendarza, zmieniających się pór roku i ważnych indywidualnych doświadczeń formujących, wpisanych w wydarzenia dużej historii, takich jak: upadek komunizmu, śmierć Papieża czy atak na World Trade Center. „To kiedyś” widziane jest tutaj jako kraina mitów i małych jednostkowych przestrzeni, nad którymi krążą wielkie statki historii, które powodują lekkie wstrząsy i uruchamiają egzystencjalne wiry. Wyczuwa się w tej części chęć powrotu do niezakłóconych dziecięcych pętli, pierwszych wycieczek zagranicznych, spokoju, z jakim rysowało się runy na ostatniej stronie zeszytu. W drugim rozdziale “ROK END LOLA” autor sięga po poezję konkretną, minimalizm, coś w rodzaju mechanicznego zapisu kontrolowanego. Prawdopodobnie chce w ten sposób uciec od autorstwa, kierując uwagę odbiorców na językowe cegiełki. Przez wyliczanie samogłosek w wierszu lub graficzne próby oddania percepcji deszczu czy religijnej epifanii Kraska ma ochotę na chwilę zniknąć, zostawiając nam w poczekalni jolki i sudoku do rozwiązania. Trzeci segment wita nas literackimi figlami, fraszkami, wykrzykiwanymi przez pijanych szczęściem bachusów. Są to odezwy i prośby o śmiech Zagłobów wyrwanych prosto z karczmy piwnej czy przedwojennych kabaretów. Autor nie lubi trzymać się zasad, potrzebuje swawoli i zabawy, stąd zabiera ze sobą w poetycką podróż i rubasznych wujaszków, i rozentuzjazmowanych gimnazjalistów, próbując zdekonstruować ich języki i oczyścić kontekstowe naleciałości, które obrastają pewne typy wypowiedzi czy małe kultury. Kwestie stylu i kontekstu wydają się kluczowe w tomiku Kraski. Weźmy na przykład niewinny akronim LOL, który występuje w tytule. Mogłoby się wydawać, że ten skrót jest już od dawna passé, swoją świetność zamknął z hukiem ponad 10 lat temu. Wszystko jednak wraca, włącza się w dziwaczny, post-ironiczny taniec kontekstów. W podobny sposób „ROK END LOL” oddaje się we władzę czasu, i właściwie z treściami w nim zawartymi może wydarzyć się wszystko. Zmienią się kulisy i warunki, a sam autor nie pozna znaczeń, pływających jeszcze niedawno spokojną żabką między wersami. „ROK END LOL” przypomina pociąg z trzema wagonami, a każdy z nich jest całkiem inny. Na stacji stoi grupa złodziejaszków żądnych marcepanu, nie wiedzą jednak, w którym wagonie go znajdą. Pociąg odjeżdża, a oni go gonią, wywracając się o żużel. Podobnie wygląda szybkie, wybiórczo-łakome obcowanie ze zbiorem Kraski. Gdy jednak mamy czas i spokojnie ze smakiem przeżujemy jego wszystkie trzy części, czekają nas niespodziewane przebłyski, humor, możliwość utożsamienia się i nieoczywiste węzły znaczeń. Kornel Maliszewski |
2020-07-05