Anna Łaszczok-Pełczyńska – Przygody Motylka Filo Milo

Filo-Milo był bardzo głodny. Niedawno wyfrunął z poczwarki, w którą się zamienił, będąc jeszcze tłustą, ale sympatyczną, gąsienicą. Zjadł wszystkie zapasy. Latanie samo w sobie wymagało sporo nakładów energii, a on wciąż jeszcze rósł, jego chitynowy pancerzyk twardniał, a skrzydełka stawały się coraz większe i coraz bardziej żółte. A jedzenia wciąż było za mało.

Szkoda, że nie jestem już gąsienicą – myślał – albo poczwarką. Wtedy miałem naprawdę dużo jedzonka. A teraz muszę latać, żeby je zdobyć.

I wtedy to zauważył.

Najpiękniejszy kwiat na łące o złocistych płatkach.

– Złoć łąkowa – wtrąciła później Królowa Buków, której Filo – Milo opowiadał tę historię.

Ach ten nektar, taki słodki!

Już, już zabierał się do smakowitego napoju, gdy usłyszał pojękiwanie.

Co to za odgłos? Dochodził z dołu, skąd wyrastał kwiat. Filo-Milo spojrzał tam i zobaczył małego owada, bezradnie leżącego na ziemi obok złoci łąkowej.

– Kim jesteś? – zapytał, bo nie znał jeszcze wszystkich owadów. Do tej pory, a latał dopiero kilka dni, zdołał zapoznać się z muchą, która ostrzegła go przed pająkiem. Dzięki niej wiedział już, że świat nie zawsze jest bezpiecznym miejscem i trzeba być uważnym. Dlatego zapytał raz jeszcze: – Kim jesteś i co tu robisz?

– Jestem pszczółką – odparł owad słabym głosikiem. Chciałam zebrać nektar z tego kwiatka, ale zerwał się wiatr, rzucił mną o skałę i złamałam skrzydełko. Nie mogę się podnieść. Jestem bardzo głodna i chce mi się pić.