Antoni Olgierd Misiak – Teoria przemian

Antoni Olgierd Misiak
Urodził się w 1939 roku; zapisuje notatki od chwili przerwania studiów na Politechnice Wrocławskiej. W 1976 debiutuje w “Życiu Literackim” opowiadaniem “Polowanie”. Wyróżniany w konkursach poetyckich, m.in. w gdańskiej “Czerwonej Róży”, “Odgłosach” i dwukrotnie w turnieju “O Laur Gryfa Słupskiego”. Po przejściu na emeryturę wydał “Piątą wyprawę Krzysztofa Kolumba”. Przygotowuje do druku “Metropolię” i “Santiago”.




TEORIA PRZEMIAN

Cień Autora tańczył na białych ścianach. Światło kołyszącego się kandelabra zawieszonego przed głównym ołtarzem wprawiało go w ruch razem z cieniem wiszącej obok kadzielnicy.

Złudzenie tańca było tak sugestywne, że wizja ogrodu, którą przywołał widok bluszczu oplatającego pień starej lipy rosnącej przy kościelnej bramie ukryła się ponownie w podświadomości.

W bocznej kaplicy Proboszcz opowiadał kilku znajomym o skrzyni znalezionej w ruinach Spalonego szpitala. Swoje opowiadanie urozmaicił demonstracją przeraźliwego głosu rozlegającego się przy otwieraniu skrzyni. Głos zagłuszył organowy koncert Bacha grany przez studenta konserwatorium .

Scena ta w połączeniu z fragmentami zapamiętanej rozmowy stanowi kanwę opowieści. Autor umieszcza w niej dodatkowo zauważone w miejskim muzeum zdjęcie zmumifikowanych koni odkrytych po osunięciu klifowego brzegu. Opis przy zdjęciu głosi, że sądząc po uprzęży mogły to być konie Saracenów. Autor zapisuje kilka podyktowanych wyobraźnią zdań mających rozpocząć opowiadanie;


Widziano konie Saracenów wchodzące w morze. Za nimi była łuna pożaru barwiąca wodę i mgła idąca do brzegu, jeźdźców nie było. Może jakieś cienie na plaży dawały złudzenie ruchu. Dzwonił dzwon Jakuba, ale nikt nie śmiał wyjść do pożaru. Świtem ogień sam zgasł. Ucichł też straszliwy krzyk pochodzący nie wiadomo skąd. Ludzie wyszli z domów. Klasztor nie spłonął. W gwiazdozbiorze Kasjopei zapłonęła nowa gwiazda.
Potem już po poznaniu Narratora, Autor włącza do opowiadania jego tekst i nim rozpoczyna opowieść;

Graliśmy w brydża ktoś powiedział zaraz spadnie deszcz. Tak napisał Narrator czternastego czerwca na rachunku za kawę i mineralną wodę, odruchowo dodając; Do dziesiątej brakowało dwunastu minut.

W pobliżu jakiś dzieciak grał na skrzypcach powtarzając tą samą melodię. Nad lasem widać było burzową chmurę. Dziewczyna z wiklinowym koszykiem po-śpiesznie dopijała kawę. Wędrowiec z muszlą na szyi czytał zdjętą z wieszaka gazetę. Plakat z reprodukcją portretu Jacqueline1 przyklejony taśmą samoprzylepną na szybie drzwi kawiarni zachęcał do obejrzenia wystawy sztuki dwudziestego wieku. W okiennej wnęce ratuszowej wieży wędrowny sokół rozszarpywał gołębia. Stado przerażonych gołębi krążyło nad wieżą. Na pobliskim placu robotnicy wyciągnęli z ruin kolorową skrzynię.

Narrator łączy z tym zapamiętany z porannego spaceru obraz koni wynurzających się z mgły i jeźdźców osłaniających kapturami twarze przed chłodem.

Autor czytając tekst Narratora zatrzymuje się na postaci dziewczyny. Wyjmuje ją z tekstu, łączy w wyobraźni z czytającym gazetę chłopcem / bo tak dostrzega osobę wędrowca/. Spojrzenia dziewczyny
i chłopca spotykają się . (…)