Max Pogarda – Toń Pogardy

Max Pogarda wyłonił się znów z dżungli słów. Tym razem jest ostrzejszy i bardziej liryczny niż zwykle. Ostrzy siekierę na zgłoskach, łupie zdania, aby potem zaśpiewać serenadą na wyrębie i pobojowisku. Zawsze była to poezja niebezpieczna, bo trudna do jednoznacznego zaklasyfikowania. To romantyczne ballady w heavymetalowym wydaniu? Słowiańskie bukoliki podtrute szatańskimi wersetami? Nie, to studnia wszechinterpretacji i Toń Pogardy.


Pod znakiem erotonizmu

Czy możesz to zrobić tak, jak spływa po brodzie
Zimno z owocu napęczniałego sokiem…
Czy możemy się chłeptać, jak orzeźwia zapach
Kardamonu i palonego mrozu…
Czy może nam być tak dobrze, by zmienić barwę
Jak fasolka – z fioletowej w zieloną…
A może i tak, jak brzmi wrzask ptaków i słońca
O brzasku…
Jak smakują jędrne szparagi albo ciało
Wciąż nabrzmiałego brokuła…

Czy możemy to zrobić tak,
Jak to robią ślimaki;
Jak się ciało wyciąga
W skręcie rozkoszy.
Zawisnąć na sobie na szybie.
W spirali śluzu.
O, tak.

Sen o świętej całości

burzliwe będzie
życie przejętym byciem;
wszystkim, którzy się oglądają
zwracają się wbrew
swoim własnym słowom –
ku żywej kości wymowy;

brzęczącym łańcuchem w łańcuchach mowy –
krótkim trzaskiem w kablach;
szmerem na morzach mówiących sieci;
jedno przechodzi w jedno
drugie i trzecie
to samo jedno –
szklanka za szklanką
pusta filiżanka
półpełna
pełna –
łyk
czy łyżeczka –
niepełna
półpusta
pusta;
to jest ta sama samojedna szklanka –
i już się zaczyna kolejna;
wędruje wątkiem drżenia –
żywe kości mowy w dreszczach;
krwawy księżyc i las
dudni gromu wicher dzwon
jedno zachodzi w jedno – słowo –
wielogłosowo
złożone słowo