Jan Baron – Korekta

Korekta

Poprawiam biogramy zmarłych.
Błędy nieliczne, ale dotkliwe.
Dotkliwość uchybień skłania do tkliwości
i nieszczerych postanowień poprawy.

Poprawiam biogramy zmarłych,
usuwam zdania w czasie teraźniejszym.
Nekrologi nie mieszczą się już w gazetach,
nekrologi nie mieszczą się w poezji,
muszą mieścić się w głowie.

Z domu ojca

1. Święto przemienienia

Kiedy zmarła matka, zapewniano, że spotkam ją w niebie.
Pół roku później miałem nową mamę. Od razu
rozpoczęła porządki: umyła podłogi, z szaf zniknęły
niepotrzebne ubrania, w oknach pojawiły się czyste firanki.
Ojciec był zachwycony. “Niebo, niebo!” – powtarzał.

2. Wiersz dla dzieci

Córeczko albo synku, pamiętam początek:
w złotym środku lata nie myślałem o tobie
i nie bałem się wcale rozmnożenia smutku.
Pamiętam początek: środek słotnego lata,
mgła po naszej stronie.

3. Ojcowizna

Stół będzie nakryty jak należy. Już tatuś zadba,
przed każdym obiadem będę robił przegląd,
czy sztućce, serwetki, talerze i dzieci dobrze ułożone.

Jestem na swoim, bo mam wszystko: to, co wyniosłem z domu,
również to, co było powodem, że z domu się wyniosłem.

Oswojenie

Przed nocą z gór schodzą pasterze. Ich psy
miały być groźne; sięgam po kamień,
kiedy zaczynają się łasić.

Na tym weselu nie wypada tańczyć

Nadal słyszę kroki w przedpokoju,
pewnie ojciec znów stoi przed lustrem zdziwiony,
bo nie wie, kim jest ten stary. Trze oczy,
jakby chciał usunąć tkwiące w nich obce ciało.
Wchodzi do kuchni. Idę za nim,
podnoszę z podłogi wyplute jedzenie.
W nocy, obudzony uderzeniami w drzwi,
prowadzę z powrotem do łóżka. Jego ręka
kurczowo trzyma się mojej. Trzymam się ojca,
chociaż już nie muszę.

Stan zwyczajny

Nigdzie nie wyjeżdżam. Nigdzie już nie wyjeżdżam. Nie wiem, po co tu przyszedłem. Dworzec kolejowy w Katowicach uchodzi za miejsce brudne i nieprzyjemne. Uchodźże. Ze schodów zstępują dwaj Żydzi jak z obrazka. Starszy – długobrody, w futrzanej czapie; młodszy o twarzy ledwie powleczonej zarostem, po obu jej stronach kołyszą się kręcone warkoczyki, taszczy walizkę. Pewnie wiedzą, po co tu przyszli i zaraz ich nie będzie.
W dworcowym antykwariacie kupuję z przeceny Stan wyjątkowy, zbiorek nieaktualnych, zupełnie mi zbędnych wierszy Kornhausera. Paragon, niezdarnie zgarnięty ze stołu, opada na posadzkę, wirując w powietrzu jak – na myśl przychodzą tylko tanie porównania – jak piórko, które wydostało się z pierzyny czy poduszki lub – jeszcze banalniej – jak listek. Schylam się, podnoszę, podnoszę głowę i uśmiecham się do miłej dziewczyny od książek, dziewczyna uśmiecha się do mnie. Wiem, po co tu przyszedłem i zaraz mnie nie będzie.


Jan Baron, ur. w 1985 roku. Publikował wiersze m.in. w “Śląsku”, “Cegle”, “8 Arkuszu Odry”. Absolwent edytorstwa. Na stałe mieszka w Rudzie Śląskiej.