„Histeryjki obrazkowe” cechują ujęcia kontrastowe, zderzanie tego, co stare z drobinami współczesności. Powstaje wrażenie, że bohaterka tych wierszy to ktoś, kto dorastał w świecie wyobraźni, nie zaniedbując klasycznej edukacji i kontaktu ze sztuką, lecz teraz musiał wystawić czułki na świat, który jest czymś całkowicie innym niż tamten stworzony w imaginacji, ukształtowanej harmonią, malarstwem, beletrystyką i pięknym mitem. Bohaterka stara się odnaleźć w świecie bez piękna, na ulice wychodzi szczelnie oklejona bandażem i płótnem. Pełna tęsknoty za starymi czasami, za ludźmi, którzy trzymali klasę, dobrze akcentowali słowa, a w kieszeniach mieli róże. Ulica, przystanek, sklep nie mogą być tylko sobą, muszą zostać zderzone z językiem, wyobrażeniem dobrej przeszłości. Bez podobnej formy ujarzmienia świata poprzez miękkość, delikatną formę, „puchatość” słów, rzeczywistość jawiłaby się bohaterce jako estetyczne piekło. Aby się z niego wyrwać, pyta uparcie, jak z codzienności zrobić mit. Jak z bardzo prostych, codziennych ruchów na planszy mieszkania, miasta, zawodu uczynić coś znaczącego, oblec świat w pomnik, zalać go sepią. Na balkonie zamiast sąsiadki z konewką zobaczyć obraz mistrzów.
Spod wielu warstw obrazów, skojarzeń, historii wyłania się odrobinę pogubiona postać uwikłana w tygodniowy rytm pracy. Weekend jawi się jako bezpieczna przystań, hak, dzięki któremu może zostać w domu, utulić się dźwiękiem, nastrojem z dawnych czasów. Zamiast „mijanych przystanków zwykłości” wreszcie usłyszeć pękające „naczyńka krwionośne jabłek”.
Nie jest to tylko wspominanie i dotykanie starych zapomnianych zdjęć przy herbatce, z historyjek często robią się „histeryjki”, a w bohaterce coś wybucha i drży tak mocno, że ma ona ochotę przewrócić stolik razem z zastawą. Może jest to niezgoda na przemijanie albo na kobiecość już na zawsze przynależną w oczach innych pewnym domowym miejscom, obłożoną dobrze znanymi przedmiotami. Jakby nie mogła mówić bez zapośredniczenia w materii, w innych, być postacią samą dla siebie. Chowa się więc w odruchu obronnym w sobie, przechadza się po wspólnym pokoju, w którym na kanapach leżą Frida Khalo, Pani Dolloway i cała brygada ważnych kobiecych modeli. Czyta siebie poprzez postaci historyczne, czuje z nimi związek, powinowactwo, siostrzeństwo, choć ostatecznie raczej zasypia, przemyka bokiem, nie dąży do ostatecznej emancypacji.
„Histeryjki obrazkowe” to tomik zmysłowy, gotowany w odpowiedniej temperaturze, pełen zapachów, tomik z malutkiej jamy, w której panuje cisza, niemoc lub niechęć do wychylenia główki, ale też odwaga, aby mówić, wspominać, do czegoś dążyć. Czyste nurzanie się w fantazji, w sztuce niezakłóconej współczesnością, acz z grudkami soli kąpielowych z promocji w Tesco.
Od „Kobiety z wagą” do „Narodzin Wenus”. Tomik Danuty Hein kończy się w wannie, pętla się dopala, świat stwarza się na nowo. Sporo w „Histeryjkach” naglącej potrzeby zawinięcia się, przylgnięcia do czegoś, schowania się do wewnątrz. I prawdopodobnie autorce udało się najlepiej odtworzenie i przekazanie wsobnego klimatu małego świata, podszytego głosami przodków, wspomnieniami, wpływem mistrzów, ograniczeniami płci, historii, gatunku czy czasu.
Kornel Maliszewski