W twórczym transie można zapomnieć o wszystkim – rozmowa z Krzysztofem Polaczenko

Kornel Maliszewski: „Człowiek renesansu” to określenie, którego się nadużywa, przez co jest już trochę wyświechtane. Gdy jednak Ciebie nazwiemy w ten sposób, nie miniemy się zbyt mocno z prawdą. Skąd u Ciebie ten twórczy głód, który zaspokajasz w praktycznie każdej dziedzinie sztuki?

Krzysztof Polaczenko: To skutek uboczny pewnych predyspozycji i zajęcia przynoszące ulgę. Z wiekiem dostrzegam zarówno dobre, jak i złe strony tworzenia. Każda dziedzina jest inna, a podejście do niej rozwojowe. Początkowa fascynacja przerodziła się w kreatywne spędzanie czasu, karmienie nadwrażliwej głowy oraz ucieczkę przed rzeczywistością. Pochłonięty zajęciem skupiam się na szczegółowym trudzie i przestaję analizować codzienność. Im dłużej maluję, gram czy piszę, tym więcej drobiazgów dostrzegam, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nerwica natręctw z problemu przeradza się w narzędzie, a dziecięca radość uskrzydla. Dodajmy do tego kontakt z drugim człowiekiem w trakcie wernisażu, koncertu, spotkania autorskiego czy próby z chłopakami z zespołu i baterie mam naładowane. To z dobrych stron. Za złe odpowiada ambicja, wieczny głód. Zamiast spać, czytasz coś dwudziesty raz, zamalowujesz i ogrywasz bez końca, by znaleźć upragnioną barwę, a frajda wymyka się przez zmęczone palce. Najtrudniej jest tworzyć, zachowując równowagę.

Krzysztof Polaczenko, “Kwestia czasu”

A jak było z pisaniem? Kiedy pojawił się pomysł na to, że słów można użyć do stworzenia opowieści?

Wcześnie, chyba w wieku 6-7 lat. Kleciłem wtedy opowiadanka w terminarzu ze skórzaną oprawą. Nadawałem postaciom imiona od angielskich nazw miesięcy, łącząc niezwykłe podróże Verna z krwawym horrorem, często żałośnie ilustrowanym. W podstawówce tworzyliśmy z kuzynką powieściopodobny twór, wymieniając się napisanymi przez siebie fragmentami. Zainspirowany nastoletnimi rozterkami pisałem rymowanki oraz dłuższe formy w liceum. Natomiast próbę stworzenia pierwszej powieści podjąłem dopiero w wieku 26 lat.

Do Twoich szerokich zainteresowań jeszcze wrócimy w tej rozmowie, chciałbym już jednak teraz skupić się na „Mniedźwiedzim głosie”, czyli Twojej nowej książce, w której mamy do czynienia z prawdziwym bogactwem tematów i gatunków literackich. Kryminał przetykany jest tu powieścią historyczną i obyczajową, a to wszystko oblane jest metafizycznym sosem i podane w niestandardowej formie. Jak zaczęły się prace nad tą książką, kiedy pojawił się pierwszy „przebłysk”?

Pracę zapoczątkowały krótkie utwory prozy poetyckiej, które znalazły się w książce. Generalny remont mieszkania podszyty mrokiem 2018 roku. Tworzyłem spontanicznie, aż wyłoniła się z nich postać.

Poetycki kryminał grozy Krzysztofa Polaczenki

Książkę pisałeś cztery lata. Jak wyglądał proces twórczy? Czy miałeś gdzieś rozpisaną (namalowaną) siatkę powiązań między poszczególnymi historiami i bohaterami? W tym gąszczu można się pogubić…

Wyjątkowo działałem bez konspektu, ale dobrze przemyślałem każdy krok. Wspomniane wcześniej wiersze zyskały, gdy dodałem do nich nagrania rozmów śledczego. Napisałem kiedyś kilka wprawek opartych na tym motywie, jednak tutaj elementy uzupełniały się lepiej, a pomysły przychodziły automatycznie — kolejne nagrania i wiersze. Po zakończeniu pierwszej wersji wzbogaciłem suchy scenopis głosem narratora, czyniąc go głównym bohaterem. Potrzebowałem człowieka działającego za kulisami, który nada kontekst wypowiedziom i zdradzi najlepsze smaczki. Żaden wszechwiedzący absolut nie spełniał moich oczekiwań, dlatego odrzuciłem powieściowy szablon całkowicie.

Potem rozpoczął się trwający prawie dwa lata etap sprawdzania, przeplatany przerwami na dystansowanie się od tekstu i pracą nad następną powieścią. Ciągłe czytanie, słuchanie przez syntezator mowy, a nieraz jedno i drugie. Wertowałem całość i fragmenty: pojedyncze rozdziały, tylko nagrania lub wiersze bądź część klasycznej prozy. Przerobiłem każdą możliwą opcję i kolejność redagowania. W tym również betareading — uwagi od krytycznych, zaufanych ludzi, którzy poznali książkę w przedbiegach. Potem przyszedł czas na liczne poprawki, przeróbki, dodawanie, ujmowanie i klarowanie.

Następnie korekta zewnętrza oraz skład, stworzony i sprawdzany przeze mnie oraz korektorkę. Moje oczy niedomagały wielokrotnie.

Muszę przyznać, że widać w treści te dziesiątki godzin, jakie poświęciłeś swojej książce, bo jest ona bardzo dopracowana. A do jakiego gatunku zaliczyłbyś „Mniedźwiedzi głos”? A może podobne etykietki nie mają dla Ciebie większego znaczenia?

Mają i nie mają, robię rzeczy po swojemu, znając różne gatunki. Unikam kanonu, otwieram wiele szuflad i pudełek, wyciągam najciekawsze puzzle, z których składam kolaż. Później szlifuję obrazek do upadłego, aż kontrasty stworzą spójną całość. Użyte na okładce określenie „Poetycki kryminał grozy” dobrze oddaje charakter powieści.

Krzysztof Polaczenko, “Żniwa”

Tajne rytuały, ostatnie pogromy czarownic, strzygi. Twoja powieść skrzy się od interesujących motywów, ale też wiedzy o „tajemnym”. Jak wyglądał risercz do „Mniedźwiedziego głosu”?

Ciągłe czytanie tekstu pozwala wychwycić maleńkie zadziorki, które można zniwelować, zostawić bądź rozwinąć. Zwykle wybieram ostatnią opcję. Szukając informacji wykraczających poza moją ograniczoną wiedzę, korzystam z internetu. Czasami potrzebuję definicji konkretnych zagadnień, a innym razem tropię ciekawostki po wpisaniu hasła. Tak znalazłem zeznania przesłuchiwanych czarownic, „Białe czereśnie” Ivana Potrča czy teoretyczne odkrycie Pomponiusza. Z natury jestem ciekawy świata, interesuję się po trosze wszystkim — od nauki, mechaniki, motoryzacji po literaturę, gotowanie, malarstwo, muzykę, film, historię, psychologię czy rozwój społeczny idący w parze z technologicznym boomem. Obserwuję rzeczywistość, zapamiętując drobiazgi, jak nazwy kapel metalowych lub działanie wymyślnej skrzyni biegów. Almanach wiedzy bezcelowej.

Powiedz też kilka słów o niecodziennym tytule swojej książki. Np. wyszukiwarka nie chce go zaakceptować, podsuwając od razu „niedźwiedzi głos”.

Przyznam, że nie myślałem o tym, kiedy tytuł przyszedł mi do głowy. Inspiracją był staropolski „miedźwiedź” — miodojad, mityczna bestia z lasu. Wariacja na temat tego słowa spaja występujące wątki ze stylem narracji. Lektor opowiadający historię zza kadru jest ludzki, przedstawia akcję tak, jak zrobiłby to czytelnik. Szepczące straszydła wtórują dramatom, głos ma być jednocześnie swojski i nadnaturalny.

Krzysztof Polaczenko, “Człowiek sukcesu”

Mam wrażenie, że Twoja książka jest opowieścią o interpretowaniu świata, ciągłym poszukiwaniu kodów. Pewnie z tego powodu zaginionym jest właśnie poeta, czyli człowiek, który namiętnie wgryza się w „znaczenia”, zagląda pod podszewkę rzeczywistości.

Poniekąd, choć jego obecność wynika przede wszystkim z uzasadnienia pewnej stylizacji. Jestem fanem Schulza, „Sanatorium pod klepsydrą” słucham regularnie raz do roku. Poeta pojawił się jako pierwszy, bo go potrzebowałem, od niego zaczęła się praca nad książką. Liryczna ciekawość pokrywa się z moją, użyta forma pozwala przekroczyć klasyczne ramy gatunkowe, a kolejne warstwy sprawiają, że „poetycki słoń” zaczyna pasować do prozy życia, toczącej się w pokoju kamienicy czy małym miasteczku.

Rzecz, która mnie najbardziej zaciekawiła w „Mniedźwiedzim głosie” to pewnego rodzaju „incepcja odbioru”. Mamy zdarzenia, potem ich deformacje w wierszach poety. Następnie aspirant Dembski prowadzi śledztwo, podczas którego nagrywa każdą rozmowę i zaciekle interpretuje utwory zaginionego. W dalszej kolejności tajne zadanie otrzymuje nauczyciel polskiego Maszelak, który dokonuje swojej interpretacji zdarzeń, nagrań i wierszy poety. A na samym końcu jest jeszcze czytelnik ze swoim odbiorem. Na każdym poziomie dochodzi tu do przeinaczeń i nadinterpretacji, a historia rozrywa się i dekonstruuje na naszych oczach. To zatapianie się znaczeń czy pętla interpretacji to świadomie zrealizowana przez Ciebie koncepcja?

To jeden z podkreślonych przeze mnie zadziorków. Dostrzegłem zjawisko, o którym mówisz w trakcie pisania. Skoro świadomie usuwam czwartą ścianę w każdej ze wspomnianych przez Ciebie warstw, to ostatnia płaszczyzna, również będzie jej pozbawiona. Narrator opowiada wydarzenia, jakby relacjonował ciekawy mecz lub film, który ogląda razem z nami. Pojawia się na ekranie i jednocześnie siedzi na kanapie przed telewizorem, dlatego zamiast pewników otrzymujemy domysły.

Krzysztof Polaczenko, “Jedność”

A myślisz, że da się poznać człowieka poprzez jego tekst? Książkowy inspektor był przekonany, że wiersze zaginionego zaprowadzą go do prawdy.

Wiersze lub książki są jedynie czyjąś interpretacją rzeczywistości. Pokazują tyle, ile chce autor. Pisząc, sięgam do puli własnych przeżyć po wycinki, które po odpowiednim obrobieniu wpasują się w wolną przestrzeń. Przykładowo: chwyciłem za takie motywy, jak bezsenność, przesadne zaangażowanie, poczucie inności czy odosobnienia. Wszystkie zmieniłem tak, aby osiągnąć właściwy efekt — odkryć kartę, której nie wybrałeś, a potem wyjąć ją zza ucha. Twórca powieści jest magikiem, scenarzystą, reżyserem, aktorem, garderobianą, charakteryzatorem, dekoratorem i dźwiękowcem spektaklu, zrobi wszystko, by odstawiona przez niego sztuczka wyglądała na prawdziwą.

Nie sposób nie nawiązać do pewnego serialu, który przychodzi na myśl podczas lektury „Mniedźwiedziego głosu”. Mowa o „Twin Peaks”. Te opowieści wiąże mgła, ludzko-zwierzęce hybrydy, specyficzni bohaterowie owładnięci obsesją czy śledczy, który ciągle gada do swojego dyktafonu. Trafiłem z tym tropem i bliska jest Ci lynchowska atmosfera?

Uwielbiam oglądać filmy, zwłaszcza dziwne, bycie zaskakiwanym jest najlepsze. Trudno zaskoczyć kogoś, kto gapi się w ekran od dziecka, jednak Lynch potrafi to, jak nikt inny. „Twin Peaks” widziałem dawno temu, parę lat temu natrafiłem na długometrażowy film „Ogniu krocz ze mną” i również mnie zachwycił.

Krzysztof Polaczenko, “Dzikie konie”

A były jakieś inne książkowo-filmowe inspiracje? Czytając Twoją książkę, przypominał mi się też pierwszy sezon True Detective”.

Wiele. Wolę słuchać niż czytać i to głównie krótsze formy literackie. Językowo wspomnianego wcześniej Brunona oraz niezwykle emocjonalnego i przebierającego w słowach Prusa. Ostatnio przypomniałem sobie „Kamizelkę”, w której dobiera słowa w tak genialny sposób, że aż się uśmiecham z wrażenia. W kinie szukam ciężkiej, klaustrofobicznej atmosfery, ekscentrycznych postaci, brudu, defektów, anomalii oraz nieoczywistych rozwiązań fabularnych. „Zaginiona autostrada” odhacza wszystkie punkty z listy i wiele dodatkowych, o których nie pomyślałem. Podobnie jest z „Memento”, „Incepcją” oraz „Insomnią” Nolana lub „Siedem”, „Grą” czy „Zodiakiem” Finchera. Dodajmy do tego Kubricka, Flanagana, „Muchę” Cronenberga i adaptacje powieści Thomasa Harrisa. Wspomnianej przez Ciebie serii nie widziałem, ale oglądam filmy bez przerwy, często setny raz, bo klimat działa, jak należy. Największą ekranową inspiracją były „Dziewiąte wrota” Polańskiego, swoista podróż przez książkę.

Dużą rolę odegrały też: muzyka, filmy dokumentalne, a nawet stand-up. Natomiast bazę stanowiły: codzienność i rzeczywistość, szukanie logicznego uzasadnienia dla zachowań postaci, przeplatających wątków czy wydarzeń.

Sporo ciekawych inspiracji, możliwe, że m.in. dzięki nim „Mniedźwiedzi głos” to bardzo klimatyczna powieść. Łatwo zwizualizować sobie tajemnicze pola przy silosach, jak i inne lokacje. Główny bohater Maszelak, czyli starzejący się i literacko niespełniony nauczyciel z małego miasta, który niechcący musi rozwiązać zagadkę kryminalną, to także mocno filmowa postać. Jak widziałbyś serialową czy filmową interpretację swojej książki?

Jako interpretację materiału źródłowego, esencję historii. Pisząc, widzę każdą scenę, rozmowę oraz postać. Krzyżuję rzeczywistość z fikcją. Myślę o konkretnej osobie lub aktorze, potrzebuję czyjegoś głosu, powiedzenia, chodu albo całego stylu bycia. To dziwne zajęcie. Zarówno serial, jak i dłuższa forma miałyby szansę pokazać nową wersję dreszczyku.

Krzysztof Polaczenko, “Morska muza”

Mniedźwiedzi głos” jest też książką o szaleństwie. O tym, jak blisko leży pasja od obsesji, a obsesja od szaleństwa…

Tylko bezgraniczne oddanie zajęciu pozwala je zgłębić. Obsesja, uzależnienie czy kompulsywne natręctwa, zachowania uważane za patologiczne, stają się narzędziami. Kiedy ktoś zapomina o fizjologicznych potrzebach, pracując nad czymś w twórczym transie, korzysta z powyższych dolegliwości jak ze śrubokręta. Jaką ma sprawność, czy działa rozważnie i ostrożnie, to już temat na dłuższą rozmowę. Dla pasjonata czytanie tego samego tekstu dwudziesty raz stanowi normę — dzień jak co dzień. Dla osoby postronnej jest to szaleństwo i tortura w jednym.

Pojawia się w Twojej książce także motyw rozdwojenia jaźni. Spytam więc przekornie, czy Krzysztof Polaczenko-malarz to ktoś inny niż Krzysztof Polaczenko-pisarz, a kimś jeszcze innym jest Krzysztof Polaczenko-muzyk? 🙂 Jak rozdzielasz te rzeczywistości? A może nie ma takiej potrzeby, bo świetnie się odnajdujesz w swoim synkretycznym świecie?

Dziedziny twórcze zwykle się przeplatają, jak techniki plastyczne czy gatunki muzyczne i literackie, a rzeczywistość czasami z nimi koliduje. Nie zdarza się to nader często, ale jednak.

Krzysztof Polaczenko, “Epicentrum”

Sporo w Twojej książce uszczypliwych uwag na temat środowiska literackiego. Z racji swoich szerokich zainteresowań masz dostęp do wielu środowisk twórczych. Zawsze to tylko „kłębowiska żmij”, czy spotkałeś się z realnym wsparciem?

Jest jedno i drugie, jak w życiu bywają ludzie i ludziska, co również zaznaczyłem w powieści. Przeważają miłe osoby, które znają naturę danego zajęcia i rozumieją zmagania, jakie się z nim wiążą. Tych się trzymam, a innych unikam.

Jeszcze pytanko o „twórczą Świdnicę” i okolice. Macie tam m.in. Mirosława Sośnickiego, Tomasza Hrynacza, Wojciecha Korycińskiego, Grzegorza Woźnego, Barbarę Elmanowską czy Tamarę Hebes. Ze Świdnicą związani byli też Ryszard Latko, Mateusz Witkowski czy Tomasz Tryzna. Jest coś takiego w Waszym mieście, co napędza twórczo?

Sama zabudowa oraz górujące na horyzoncie szczyty pobudzają wyobraźnię. Położenie, klimat małego miasteczka i zaludniająca go społeczność stanowią przepis na film Lyncha czy skandynawski kryminał. Estetyka, ciekawa historia i wielkie osobowości stłoczone na metrze kwadratowym — brzmi jak streszczenie dobrego seansu. Kreatywny umysł ogląda ten odcinkowy serial codziennie w drodze do sklepu czy pracy i znajduje masę inspiracji, a tekst pisze się sam.

Krzysztof Polaczenko, “Nowa fala”

Na koniec zapytałbym Cię o sztuczną inteligencję, a właściwie algorytmy, które pozwalają w kilka chwil wygenerować zaskakujące grafiki na podstawie słów kluczowych czy pisać teksty, podobne do utworów wybranych pisarzy. Książkę pisałeś cztery lata, obrazy malujesz pewnie kilka tygodni czy miesięcy. Algorytm robi to w minutę. Nie boisz się tej „konkurencji”?

Coraz więcej malarzy, których cenię, korzysta z tych narzędzi. Zrobiłem pierwsze przymiarki do generatorów obrazków, może kiedyś coś namaluję na podstawie takiego pliku. Na razie nie mam takiej potrzeby i ochoty. Książka to inna para kaloszy, podobieństwo do pisarza czy poprawność językowa są niewystarczające. Czytałem gdzieś o generatorze powieści, recenzent docenił ciekawe konstrukcje zdaniowe, ale wytknął brak czynnika ludzkiego. Autor dorasta i żyje w określonych warunkach, buduje treść, bazując na doświadczeniach, kulturze oraz rzeczywistości, a program jedynie imituje czyjś styl. Wierzę, że w przyszłości powstanie skomplikowany algorytm, który zgłębi psychikę swego twórcy, tak bardzo, że go przerośnie. Wtedy nastąpi kolejny wielki przełom, świat znowu się zmieni, jak w klasycznej powieści science-fiction.

Czy wszyscy artyści zaczną tworzyć na podstawie słów kluczowych? Nie. Analogowa fotografia przeżywa renesans, podobnie jak gry na Amigę czy zapomniana muzyka. Uwielbiamy vintage, oldschool i tak dalej. Moda odchodzi i wraca, zyskuje zwolenników, a potem ich traci. Przekuwamy przeszłość w nowe tysiąclecia, ale nigdy jej całkowicie nie odrzucamy. Starożytne mity, baśnie i legendy wciąż inspirują, choć powstały w erze skrajnego retro.

Rozmawiał Kornel Maliszewski

Krzysztof Polaczenko, “Przerwa na lunch”
Krzysztof Polaczenko, “Pokarm dla rybek”

Krzysztof Polaczenko — urodził się 15 stycznia 1987 r. w Świdnicy. Od najmłodszych lat zajmuje się malarstwem, muzyką i pisaniem. Uczestniczył w wielu spotkaniach autorskich, wystawach indywidualnych, zbiorowych i przedaukcyjnych. W 2014 roku ukazał się jego literacki debiut, powieść pt. „Wanna”. W 2021 roku Krzysztof trafił pod skrzydła warszawskiego Mecenasa Sztuki Marszand.eu.

Zainspirowany przez życiowe zawirowania oraz historie z dreszczykiem, rozpoczął pracę nad eksperymentalnym cyklem literackim, w którym przebiera problemy współczesnego człowieka za strzygi.


Zobacz także:

Krzysztof Polaczenko – Mniedźwiedzi Głos

„Jak staruszka, nucąca pod nosem wiersz podczas krwawej strzelaniny” – wywiad z Pawłem Stelmachem

„Spieprzył Ziemię, ruszył w Kosmos” – rozmowa z Andrzejem Żurkiem