W swej prostocie piękno się ściele, czyli wiersze Marty Basąg

Dawno nie czytałem takiej poezji. Tom „A wiatr w polu leży” Marty Basąg to doskonała lektura na okres zimowego przesilenia, na dni krótkie a noce długie, na szarość i smutek za oknem. Wyczytałem, że ulubioną porą roku Autorki jest zima, jednak obawiam się, czy miała ona na myśli zimy, jakie nam się ostatnio przytrafiają. W każdym razie jeżeli kogoś dopada melancholia z powodu aury (lub jakiegokolwiek innego powodu) z całą odpowiedzialnością przepisuję mu w recepcie najnowszy zbiorek wierszy Marty Basąg. Powiedzieć, że to wiersze optymistyczne, radosne, słoneczne, to przecież nic o nich nie powiedzieć. Nie w tym jest siła ich pozytywnej wibracji. Nie wyczytamy w nich tradycyjnego przeciwstawienia: poeta a świat, nie znajdziemy użalania się nad brakiem zrozumienia, nie odszukamy wezwań do buntu przeciw rzeczywistości. Nie ma tutaj również eskapistycznej ucieczki w hermetyczny świat sztuki, ekwilibrystyki językowej, awangardowych eksperymentów czy postmodernistycznych pastiszów. Jest zgoda na świat zastany, jest akceptacja różnorodnych przejawów egzystencji, jest przyzwolenie na wystające, ostre krawędzie, nieidealnego świata, nieidealnego człowieka. Ta poezja nie jest przecież prostą afirmacją tego “co jest”, ale filozoficzną refleksją nad istnieniem, której źródeł należy dopatrywać się w chrześcijaństwie.

Można wyróżnić trzy zasadnicze elementy afirmowanego świata obecne w tych wierszach. Są nimi: przyroda, człowiek i miłość. Przyroda, zarówno ta nieożywiona, jak ożywiona są silnie obecne w przytłaczającej większości utworów. Zjawiska przyrody jak deszcz, czy mgła ale przede wszystkim wiatr, który wdarł się do tytułu całego tomu i nie tylko „leży w polu”, ale potrafi poczynić ważne odmiany w życiu podmiotu lirycznego. Wiatr wieje w wielu wierszach, a jego siła nie jest niszczycielska, jest raczej przestrzenią dla kolejnych wydarzeń, jest swoistym tchnieniem siły, ku której bohaterka tych wierszy często bezpośrednio się odwołuje: „wiej wietrze wiej/pod twym skrzydłem bezkresnym dwa serca/(…)wiej wietrze wiej! zdzwaniaj lasy!/ (Ta miłość); „nastroiła mnie wiatru pieśń” (Ja); „niosę nadzieję i pszeniczny łan/na ramieniu księżyc w małym palcu wiatr” (Bagaż). Wiatr pojawia się w tym tomie dwadzieścia pięć razy w różnych konfiguracjach, jednak nie daje zapomnieć o swojej obecności, on wprost przenika te wiersze. Jest sprawcą odmiany złego, tchnie nadzieją jak w wierszu „Napełnienie”. „Ściszył usta senny wiatr/pod niebem dostojnym i jasnym/pod powieką zła godzina/zasiedziała się w pamięci/w śpiewie pszczół/w przydrożnej czapie/z pomponem na uśmiech/zgubione szczęście dociera przypadkiem/wiej wietrze rozluźnij zęby” (Napełnienie). Bezwietrzna cisza rodzi w pamięci złe konotacje, które przenoszą się na otaczającą podmiot rzeczywistość. Na szczęście wiatr wraca jakby przypadkowo, a jego podmuch uruchamia na powrót życie.

Figura wiatru to nie tylko sojusznik bohaterki tych wierszach, jego sens wydaje się głębszy, pozwala przywoływać tchnienie Ducha Świętego, przenikające stworzenie i napełniające go wiarą, odwagą, miłością, a może po prostu chęcią do życia. Przedstawiciele przyrody ożywionej równie mocno towarzyszą podmiotowi lirycznemu, stanowiąc ważne dopełnienie mozaiki świata. Są tam drzewa, krzewy, kwiaty, wreszcie zwierzęta, począwszy od maleńkiej mrówki, której Poetka poświęciła cały wiersz, a o którym będzie jeszcze okazja wspomnieć. Kolejnym elementem poetyckiego uniwersum jest człowiek, czasami dokładnie określony, zindywidualizowany, w innym miejscu przeczuty, domyślny, do-obecny, a czasem do-nie-obecny. Do tej pierwszej grupy możemy zaliczyć osoby najbliższe bohaterce, jak mama czy babcia. W tym miejscu dotykamy kolejnej, niezwykle istotnej wskazówki interpretującej postawę tego kobiecego podmiotu lirycznego względem otaczającej ją rzeczywistości. To dziedzictwo otrzymane od najbliższych, którzy stanowią wyraźny punkt odniesienia oraz fundament światopoglądu pomiotu lirycznego. W sposób szczególny odnosi się to do poprzednich pokoleń kobiet. Od babci Leokadii, narratorka otrzymała wzór godnego życia, stawania na wysokości wyzwaniom, podchodzenia z godnością do wyzwań rzucanych przez los. Przede wszystkim jednak postawę akceptacji świata, pogodzenia się z nim, umiejętnego wpasowania i wygrywania swojego indywidualnego szczęścia, co nie oznacza oportunizmu, a stoicyzm raczej. Babcia Leokadia „śpiewała najbardziej wymyślne pejzaże/przygrywało życie narastały dźwięki/przysadziste w refrenie i zawsze dwa razy/niekończące się opowieści/podsuwały wygodne miejsce” (Kołysane słowem). Pogodna postawa, otwartość i niemal dziecięca ufność nie zostały pogruchotane pomimo bolesnych przeżyć, jakich nie szczędził jej czas: „i tak ufnie patrzysz gdy się śmiejesz/jakbyś się nigdy w błocie nie nurzała/i przysięgam jeszcze taka młoda/gdy mówisz o dziadku” (Kołysane słowem). Wbrew doświadczeniom, wbrew upływowi czasu, na przekór szczękom lat, które zapewne boleśnie wgryzają się w jej ciało „Babcia Stanisława ma niebieskie oczy/ma suche usta/ma zmęczony uśmiech/i ma się lepiej” (Kołysane słowem). I nie jest ważne, czy babcia Leokadia i Stanisława to ta sama osoba, czy może to dwie babcie podmiotu lirycznego, czy może to uniwersalna figura dojrzałej kobiety z odchodzącego a zahartowanego pokolenia. Ilu z nas ma, bądź miało taką babcię. W sztafecie pokoleń także oczywiście mama jest punktem oparcia, startu do życia, ale i nieustającą podporą. Nie ma tutaj budowania własnej tożsamości w kontrze do poprzedniego pokolenia, nie ma buntu wobec rodziców, chyba że ów bunt już się wypalił. Podmiot tych wierszy wyznaje bez miejsca na jakikolwiek wątpliwości „tak mi cię dużo w tej małej dziecinie/ (…) tak mi cię dużo na przedmieściu młodym/ (…)tak mi cię dużo i nigdy zbyt wiele/ (…) i tak cię dużo/i więcej i więcej/i tak się srebrzysz i złocisz/ i tęsknię” (Mamo). Przepiękny wiersz do matki omija rafy ckliwości, banału czy kiczu, w jaki nietrudno popaść, podejmując temat miłości do rodzicielki. Wiersz ten jest litanią, wyznaniem prawdy, w myśl której życie córki stanowi przedłużenie życia matki i nie chodzi tutaj o genetykę czy biologię, ale rodzaj wspólnego jestestwa. Bohaterka zaklęta w tych wierszach nie tylko nie wstydzi się tej czułości, ale jest z niej wręcz dumna, bo matki w niej „nigdy zbyt wiele”. Doskonałym dopełnieniem tych deklaracji są zapewnienia płynące w wierszu „Posłuchaj Mamo”: „dzięki Tobie mamo jestem jaka byłam/(…) wiesz czego szukałam?/słowa matka” (Posłuchaj Mamo). To nie tylko wspomnienie nieustającego wsparcia, jakie córka odbierała od matki: „choć życie pruło serce nić za nicią/ choć wiara gasła a żar się wypalał/ ty cerowałaś cerowałaś cerowałaś” (Posłuchaj Mamo), ale także wartości wpojone potomkini przez rodzicielkę „zapisały się nuty mamusiu kochana/przez życie idą wychuchane dźwięki/trudniej by było nie zgubić siebie/gdyby nie słowa tej twojej piosenki” (Posłuchaj Mamo). Jeśli pozostały jeszcze jakieś wątpliwości, rozwiewa je ostatnia część wiersza „a jednak serce nadal pozostało/jestem jaka jestem jestem jaka byłam/to dla ciebie mamo ja się nie zmieniłam”(Posłuchaj Mamo). Córka wdzięczna za to duchowe dziedzictwo niesie je w sobie dalej w czas.


👉 Przeczytaj kilka wierszy ze zbioru A wiatr w polu leży


Poetycki hołd dla najbliższych dotyczy także ojca, którego „nie zabrakło/precyzyjnie i na miejscu/w każdym kącie” (Tato), i który, jak w przypadku babci i mamy pozostawił ważne dla życia wskazówki „nie/nie jestem podróżnikiem/najczęściej wyjeżdżam/poza własną linię/i jak radziłeś/ostrożnie do marzeń” (Tato). Dziedzictwo rodziny zdefiniowało nie tylko miejsce w świecie podmiotu lirycznego, ale także jego stosunek do tego świata. Wspomniane na wstępie akceptacja, zgoda na rzeczywistość, umiejętność bytowania w nim jest „spadkiem”, jaki narratorka odziedziczyła po swoich wstępnych. Do jej miejsca w tym życiu dołączyć należy innych, poza najbliższą rodziną ludzi. To najczęściej ktoś bliski, być może ukochany? Tutaj nie jest on już tak wyraźnie określony, podmiot odnosi się do niego za pomocą stanów uczuć, takich jak przyjaźń czy samotność. Obu poświęcone są odrębne utwory i z obu wnioskować możemy, że bardziej zauważalny jest stan bliskości drugiego człowieka niż jego brak. Chociaż samotność sprzyja autorefleksji, namysłowi, a może i kontemplacji świata, to jednak „choćby skromna i przyzwoita/nie pozostań wierna” (Pod dachem samotności). Dyskretne opowiedzenie się przeciw samotności kieruje nas ku trzeciemu elementowi afirmowanego świata, jakim jest miłość. Wymieniona jako ostatnia, bez wątpienia zajmuje najważniejsze miejsce w bytowaniu bohaterki tych utworów. Ten bogaty, różnorodny świat jest sensowny o tyle, o ile inkrustowany jest miłością. Wierszy miłosnych jest w tym tomie najwięcej, ale są to teksty nie ckliwe, potocznie romantyczne, melancholijnie wzdychliwe, ale głębokie. Ważne zastrzeżenie – „miłość” w tych wierszach to nie tylko uczucie do partnera, to stan przepełniający narratorkę, skierowany także ku wspomnianym wcześniej bliskim, przyrodzie, słowem życiu jako takiemu: „narodzona dla miłości/w nadziei rozwarta jak pacierza szept/zbieram światła nad blask słońca milsze/nastroiła mnie wiatru pieśń” (Ja). Mamy znów wiatr tchnący miłość do życia i życie ku miłości, „z miłości świat powitałam/łączę ją sobą ze światem” (Ja). Wiersz ten jest poetycką deklaracją afirmacji świata przesączonego miłością, która nadaje mu metafizyczne usprawiedliwienie. Jeszcze raz powracamy do wątków chrześcijańskich, a kolejne utwory poświęcone miłości przywołują skojarzenia z Pieśnią nad Pieśniami. Bo miłość to nie zdobywanie drugiego, posiadanie go, dominacja nad nim, ani miłość to nie cierpienie i lamentacja nad sobą samym, któremu obiekt miłości nie został dany, to swoiste roztopienie się w istnieniu, ogarnięcie go w całości i oddanie siebie z ufnością: „i słyszę o miłości z zapachem powietrza/z dodatkiem uścisku kruszonką zrozumienia/wciąż nie wyjętej/z coraz bardziej rozgrzanego serca” (O miłości). Coraz bardziej rozgrzane serce emanuje ciepłem na obraz rzeczywistości i pozwala na jej akceptację – tak krąg znaczeń zamyka się.

Wiersz „O miłości” zamyka również cały tom i jest to szczególny zamysł stopniowania wagi i znaczenia tekstów w przekazie zawartym umiejętnie w książce. Warto zaznaczyć, że poprzedzają go utwory o przyjaźni, o matce, kolejny o miłości, zupełnie jakby budując układ tomiku, najsilniejszy ładunek Poetka pozostawiła na finał. W tym finale znalazł się jeszcze wiersz poświęcony… mrówce, o którym już wspominaliśmy. To prosty, a przez to przejmujący wiersz metafizyczny, w którym istnienie objawione w każdym stworzeniu ma ten sam status ontologiczny. Nie ma tutaj rozróżnienia pomiędzy człowiekiem a mrówką, które są jedynie formami bytu, platońskim wcieleniem idei w konkretną formę. Jaka jest mrówka – każdy wie – „ta niepozorna jednostka/nieludzko stąpająca po ziemi/ mieści się w małym palcu/i w olbrzymiej przestrzeni świata/bez świata mrówka nie byłaby mrówką/nieśmiertelna nie byłaby mrówką” (Mrówka). To kontekst definiuje mrówkę, podobnie jak człowieka i wszystkie inne przejawy bytu. Ten kontekst posłużył Poetce do gorzkiej refleksji kończącej wiersz, bo mrówce „trudniej na łatwiznę/niemniej ocalała/a w człowieku coraz więcej/pół człowieka” (Mrówka). Marta Basąg bardzo skutecznie unika wydawania osądów, wskazywania dróg właściwych i przestrzegania przed zgubnymi kierunkami. Jeśli już to refleksja pojawia się bardzo dyskretnie, jak w przywołanym zakończeniu wiersza o mrówce, który nie tylko niesie głębokie przesłanie metafizyczne, ale także kieruje ku gorzkiej refleksji nad kondycją dzisiejszego człowieka. Wiersz „Mrówka” jest jeszcze swojego rodzaju dopełnieniem otwierającego tom wiersza „Ubywanie”. „Pytają mnie ile mam lat/mówię-tyle co łza/a łza jest stara jak świat/i choć świecą mi się oczy jak gwiazdy/nie wiedzieć czemu/rozchodzę się w niepamięć/gdzieniegdzie to już nawet mnie nie ma” (Ubywanie). Warto zestawić oba teksty „rozstrzelone” po przeciwnych stronach książki, a ukażą one perspektywę, wewnątrz której Poetka odtwarza swój obraz rzeczywistości.

A wiatr w polu leży” to piękna, prostym językiem napisana poezja, nie siląca się na zadziwienie czytelnika, epatowanie go autorskim ego, kuszącym sterylnymi eksperymentami językowymi. Nie ma tutaj awangardowych poszukiwań formalnych, nie ma postmodernistycznego pastiszu. Jakkolwiek Basąg ujawnia wyjątkowy kunszt językowy, swobodnie i znów jakby od niechcenia modeluje słowa, które z wdziękiem ulegają jej dotykowi, ujawniają niecodzienne metafory i porównania. Nie to jest jednak celem Poetki, jest nim ważny przekaz, treść która podana w piękny sposób krzepi nas, ludzi pogrążonych w nieustannej depresji, będącej wynikiem skomplikowania świata i naszego w nim życia. Tymczasem lek jest prosty i znany od pokoleń, to prostota życia, akceptacja świata takim jak jest, silne osadzenie w odziedziczonych wartościach i szeroko pojęta miłość. Ten lek przepisuje nam Marta Basąg, a ja zachęcam do jego regularnego stosowania. Wspaniały tom, nie tylko na zimowe wieczory.

Marta Basąg, A wiatr w polu leży, Wydawnictwo MaMiKo, Nowa Ruda 2023, s.55. 

Paweł Kołodziejski

   


Sprawdź także:

👉 Czy słowo stało się ciałem. O najnowszym zbiorze wierszy Szymona Florczyka.