Kornel Maliszewski: Na samym początku muszę o to zapytać… Dlaczego Monika Dziuba została Maurycym Dudkiem? Długa jest historia literackich pseudonimów, rzadko jednak autorzy i autorki wybierają alter ego przeciwnej płci…
Maurycy Dudek: Czułam, że to pytanie mnie nie ominie (śmiech). Pojawienie się zamiast mnie „Maurycego Dudka” to żadne wydarzenie. Gdyby jakiś Maurycy Dudek wybrał pseudonim żeński, o, to by było coś! Znasz inny żeński pseudonim pisarza mężczyzny niż Carmen Mola? A i w tej sprawie na odwagę musiało się zdobyć aż trzech panów i jest to swoisty literacki żart. Kobiety sięgają zaś po męskie pseudonimy relatywnie często – poczynając od George Sand, a kończąc na Robercie Galbraith.
Przychodzi mi jeszcze do głowy świdnicki poeta Leszek Florek, który od lat publikuje jako Tamara Hebes, ale rzeczywiście kobiet, które wcielają się w męskie pseudonimy, znajdziemy więcej. Jak myślisz – dlaczego zwykle działa to w jednym kierunku?
Częściowo przyczynę tego stanu rzeczy wyjaśnia eksperyment Catherine Nichols występującej do wydawców z tym samym rękopisem pod nazwiskiem własnym i jako George Leyer. George okazał się osiem i pół raza lepiej przyjęty niż Catherine.
Mnie razi nie tyle uprzywilejowanie jakiejkolwiek grupy pisarzy, co wartościowanie projektów artystycznych przez pryzmat płci. O ile w sztukach wizualnych nie jest to już tak odczuwalne, to podział na literaturę kobiet, kobiecą i dla kobiet ma dla mnie posmak dyskryminacji. Antologie poezji kobiecej są codziennością. A na antologię poezji męskiej jakoś nigdy nie natrafiłam. Maurycy Dudek miał być moim głosem sprzeciwu wobec takiego postrzegania sztuki.
Przejdźmy już teraz do “Arbuza na gorąco”, czyli Twojej drugiej książki, która niedawno opuściła mury drukarni. Jest to – jak sama piszesz – reportaż liryczno-historyczny. Cóż to za egzotyczny gatunek?
Gatunek by Maurycy Dudek (śmiech). Reportaż z definicji łączy cechy literatury pięknej, publicystyki i faktu. Natomiast ton tej mieszance nadaje już autor. W tym wypadku jest to subiektywny i emocjonalny ton narratora oraz moja fascynacja przeszłością i teraźniejszością miejsc, w których przebywamy. Czy efekt jest satysfakcjonujący, ocenią Czytelnicy.
Nie była to jednak literacka robota pod tytułem “jak się napisze, to się napisze”, tylko za powstaniem “Arbuza…” stała bardzo interesująca koncepcja. Możesz ją przybliżyć Czytelnikom?
„Arbuz na gorąco” jest elementem projektu ZOMBIE HUNTERS AROUND THE WORLD, stworzonego razem z „Piekielnym” Grześkiem Kaźmierczakiem. Na co dzień animujemy przenikanie kultur w ramach naszego projektu „Osmoza Kultury”. Tym razem jednak staliśmy się łowcami, tropiliśmy oznaki wpływów kulturowych. A przy okazji prowadziliśmy badania artystyczne nad przenikaniem kultur. Na potrzeby tego pomysłu „Piekielny” stworzył camper z Volkswagena T5. A wyprawa na Bałkany stanowiła jazdę próbną i preludium do nadchodzącej Wielkiej Wyprawy. Chwilowo okazała się to wprawdzie wyprawa w przestrzeń Akademii Sztuki w Szczecinie, ale w planach jest polowanie na różnorodność kulturową, polonika, historyczne smaczki i zombie na terenie całej Eurazji.
Czytając Twoją książkę, zastanawiałem się, w jakim stopniu Waszą podróż kształtowało to, że jest ona pisarsko relacjonowana. Czy odbywało się to zgodnie z metodą: pojedźmy tam, bo “to przyda się do prozy”, mówiąc językiem Witkowskiego? Ile było w tej Busowej Eskapadzie spontaniczności i przypadku, a ile ściśle realizowanego projektu?
Jedynym imperatywem tego wyjazdu było podążanie za własnymi pasjami. Projekt rzeczywiście był nieźle przygotowany, ale przede wszystkim od strony technicznej. Szczegółową marszrutę mieliśmy tylko na pierwsze dwa miesiące. Potem, w ramach ogólniejszego już planu, ustalaliśmy trasę z dnia na dzień. Natomiast w każdym miejscu pobytu wypatrywałam wpływów Sulejmana, tropiłam Drakulę i szukałam śladów przenikania i nawarstwiania się kultur.
A wszystko zapisywałaś – nomen omen – na gorąco, czy też solidna porcja powstała już w domu, gdy opadł kurz podróży?
Oczywiście ciężko pracowałam nad książką już po powrocie do Polski. Ale wszystko, co ważne zapisałam podczas podróży. Starałam się podzielić z Czytelnikami każdą istotną z mojego punktu widzenia obserwacją. Pierwotnie książka liczyła prawie 600 stron. Czas na odchudzanie przyszedł później, w myśl zasady „najpierw masa, potem rzeźba” (uśmiech).
Myślisz, że “Arbuza…” można potraktować jako przewodnik na trasie Słowacja – Węgry – Rumunia – Bułgaria – Turcja – Grecja? Czy to jednak programowo miał być “anty-przewodnik”, coś z zupełnie innej podróżniczej beczki?
Jeśli chcesz odbierać „Arbuza” jako przewodnik, to tylko jako przewodnik po zjawisku osmozy kultur. Mam nadzieję, że Czytelnik odłoży tę książkę nie tylko z uśmiechem (bardzo zależało mi na luźnej formie i językowej otwartości), ale też z refleksją, że nasze kultury kształtują niekończące się fale wpływów, wzajemnych interakcji i powiązań (ile przy tym odnajdzie poloników!). Że różnorodność jest wartością dodaną, a odmienność często jest tylko pozorna. O tym samym piszę w mojej poprzedniej powieści.
Podróże – pewnie m.in. z powodu młodzieńczych lektur w rodzaju “On the Road” Kerouaca – zawsze kojarzyły mi się lekkością, nieposkromionym żywiołem. W “Arbuzie…” jednak nie jest tak lekko, droga bywa kostropata, choć znajdziemy w tej książce także momenty dzikiej beztroski, szczególnie gdy bohaterka budzi się nocami wśród ostępów i spogląda na gwiazdy na niebie. Czy to szczere dzielenie się swoimi lękami, humorami i trudnościami w podróży było formą kontry wobec wszechobecnej podróżniczej turbo pozytywności, która wylewa się w social mediach? Czy po prostu miała być to szczerość bez żadnych kontr?
Nie brałabym książki tak dosłownie. Sposób narracji w „Arbuzie” jest tylko narzędziem. Liczę, że dzięki niemu lektura okaże się przyjemna, a jednocześnie Czytelnik zdekoduje w książce kreację literacką, i może nawet zostanie sprowokowany do zastanowienia nad sygnalizowanymi w ten sposób tematami, szczególnie ageizmem i wszechobecnym kultem młodości.
W pierwszym rzędzie chciałam bowiem przypomnieć Czytelnikowi, że wszyscy jesteśmy nieustająco w podróży przez życie. Codzienna trasa nie ma przy tym wielkiego znaczenia, bo chociaż prowadzi nas ona ku różnym destynacjom, wszyscy doświadczamy na niej podobnych przeszkód i podobnych wzruszeń. A nam słońce i Bałkany przyniosły tylko czystą przyjemność.
Czytając “Arbuza…”, zastanawiałem się też nad niebezpieczeństwami subiektywizmu. Bo jesteś w tej książce ostra w swoich opiniach, a przecież ktoś może kochać dane miasteczko czy kraj, które czasem wręcz rozszarpujesz lirycznie. Ale chyba nie jesteś typem autorki, która będzie gryźć się w język, aby nikt się przypadkiem nie obraził?
Każdy reportaż jest subiektywny. Jego autor dotyka przecież rzeczywistości tylko czubkami palców i tylko takie odczucia może relacjonować. Rzeczywiście, czasami oceniam, ale wyłącznie przez pryzmat własnych emocji. Nie oczekuję, że Czytelnik będzie podzielał moje odczucia. Przeciwnie! Namawiam: sprawdźcie sami. Na pewno się mylę!
Mam wrażenie, że najbardziej po głowie oberwała Bułgaria, za to Turcji wymalowałaś kolorową laurkę…
Laurkę? Nie wydaje mi się. Przyznaję, uwielbiam zamieszkujących ten kraj Ludzi. Przez lata moich peregrynacji po Turcji tak samo serdecznie goszczono mnie w ubogich rejonach Kurdystanu, jak w Stambule czy stolicy. O podobnej serdeczności piszę w „Arbuzie na gorąco”. Doceniam bogactwo kulturowe Turcji, jej niezwykłe zabytki, historyczną rolę dla regionu i Polski.
Natomiast jeżeli pytasz mnie o politykę, to daleka jestem od zaślepienia. Mam wiedzę nabytą pośrednio i poprzez obserwację o problemach politycznych, socjalnych czy migracyjnych Turcji, znam historię Ormian, śledzę od lat zmagania Kurdów. Czytałam raporty ONZ o aresztowaniach sędziów i tak dalej. Ale wszystko, co napisałam o życzliwości mieszkańców i znakomitej infrastrukturze zachodniej Turcji to prawda.
Impresje z Bułgarii oczywiście są subiektywne. Wbrew temu, co powiedziałeś, Bułgaria dostarczyła mi wielu wspaniałych wrażeń. Ale dziury w drogach i brudne dzikie plaże były faktem.
Czasem Twoje “czytanie kultur” przybiera bardzo niestandardowe formy. W “Arbuzie…” znajdziemy na przykład małe antropologiczne eseje, których punktem wyjścia jest obuwie, które zauważasz na nogach przechodniów…
Antropologiczne eseje… Ładnie to powiedziałeś. Nie wiem, czy rozważania zawarte w „Arbuzie na gorąco” mogą aspirować do nazwy filozoficznych, ale niewątpliwie są subiektywną refleksją na tematy społeczne.
A co do wspomnianych obserwacji obuwia, w każdej podróży kolekcjonuję drobne znaki codzienności. Są dla mnie kierunkowskazami do dalszych poszukiwań i przemyśleń.
Dużo jest w Twojej książce także detalicznych opisów architektury. To chyba Twój konik?
A Ciebie to nie nęci? Kontakt z architekturą to prawdziwa machina czasu Wellsa. Zresztą na Bałkanach nie da się zignorować tej sfery doznań również w przestrzeni architektury współczesnej. Architektura organiczna, srebrne i złote kopuły, „chińskie pagody”, marmurowe schody pod gołym niebem wyścielone czerwonym dywanem i betonowe lwy…. I to tuż obok bloków stylu „wielka płyta”. Co za przeżycie…
Pewnie nęci, ale nie jestem na tak wysokim poziomie architektonicznej refleksji, którą prezentujesz w “Arbuzie…”. A po tych tysiącach przejechanych kilometrów pokusiłabyś o jakieś wnioski na temat Europy Środkowej, Bałkanów? Czy jednak tego żywiołu nie da się odcedzić i wsadzić do słoiczka w postaci złotych bon motów?
Wniosek jest tylko jeden: namawiam do bliższego poznania Bałkanów! My wszędzie odkrywaliśmy dla siebie oszałamiające artefakty historyczne, sztukę dawną i współczesną (czasami bardziej nas zajmującą, czasami mniej, ale przecież nie o to chodzi), a przede wszystkim Ludzi, którzy oddaliby podróżnemu ostatniego arbuza.
A na koniec spytałbym Cię o to, dla kogo jest “Arbuz na gorąco”? Kto będzie się najlepiej bawił, sunąc przez karty Twojego reportażu?
Kto będzie się najlepiej bawił? Piekielny, niewątpliwie (uśmiech). A razem z nim wszyscy, którzy lubią wbrew wszystkiemu, cieszyć się życiem, nawet jeśli idą przez nie (jak co niektórzy w mojej książce) w jednym bucie.
Rozmawiał Kornel Maliszewski
Maurycy Dudek to alter ego i ciekawsza część osobowości Moniki Dziuby, pasjonatki podróży, historii, sztuki oraz kultury islamu, autorki nagrodzonej powieści obyczajowej „Przyzwoici Ludzie”. Arbuz na gorąco powstał w ramach autorskiego projektu ZOMBIE HUNTERS. AROUND THE WORLD przeprowadzonego wspólnie z Grzegorzem Kaźmierczakiem
Piekielnym i dzięki Programowi “Goście Radziwiłłów” finansowanemu przez samorząd Województwa Wielkopolskiego.
Zobacz także:
⭐ Wędrowcy ulotnego świata – kilka słów o “Arbuzie na gorąco”
⭐ Gdzie się podziały tamte Bałkany? – rozmowa z Mariolą Mikołajczak
⭐ Zostałem Żydem przez przypadek – rozmowa z Ksawerym Kunikowskim