Dzisiejszy świat jest jak koktajl przygotowany przez pijanego Boga. A żeby wyłowić coś z tej dzikiej mieszaniny, potrzebny jest poeta, który widzi przez ściany, widzi przez słowa, wchodzi pod podszewkę rzeczywistości i tropi niezbadane. Marcin Wróblewski odpalił “Zimne ognie” w ciemności i wreszcie można ogrzać się przy jego nieoczywistych wersach. W których mieszają się religijne i fantasmagoryczne obrazy z czasem twardą, a czasem bardzo wrażliwą dykcją. Iskry znaczeń odlepiają się od tych wierszy, a nam pozostaje tylko patrzenie w swoje słabo oświetlone twarze. Coś się wyłoni z tej lektury – tylko musisz spróbować rozproszyć mrok, przerzucając kartki uważniej niż zwykle. Duszności Świadomie i bez pośpiechuRead More →