Tadeusz Chabrowski, ur. w 1934 r. w Złotym Potoku koło Częstochowy. Studiował w Instytucie św. Pawła w Krakowie. W roku 1961 wyjechał do USA. Debiutował w 1960 r. w „Tygodniku Powszechnym”. W Londynie, nakładem „Oficyny Poetów i Malarzy” ukazały się jego Madonny (1963) i Lato w Pensylwanii (1965). Następne zbiory wierszy to m.in. Drzewo mnie obeszło (Warszawa 1973), Wiersze (Kraków 1975), Drewniany rower (Brooklyn 1988), Panny z wosku (Lublin 1992), Miasto nieba i ziemi (Częstochowa 1994), Gałąź czasu (Lublin 1996), Kościół pod słońcem (Lublin 1998). Dwukrotny laureat Nagrody Fundacji Kościelskich w Szwajcarii. Publikował w paryskiej „Kulturze”, londyńskich „Wiadomościach” i warszawskiej „Więzi”; od kilkunastu lat związany jest z lubelskim „Akcentem”. W Nowym Jorku znany jako animator życia kulturalnego społeczności polskiej. Kilka wierszy z wydanego tomu: Wilcze łyko Będę cię nawoził badylu podartymi kartkami z podręcznika biologii, torfem z bagien o herbacianym smaku, ciepłym deszczem i otrębami. Wyrośniesz wysoko jak krzak janowca cierpiący na zawroty głowy, z pióropuszem dymu zamiast aureoli. By w ciszy lasu deptać po trzeszczących szyszkach i żołędziach. Chwila poprzedzająca następną chwilę będzie spływała po twoich liściach razem z żywicą i glikozydem kumarynowym. Zagorzałka wiosenna Cieszą mnie skrzekliwe śmiechy leśnych straszydeł, jednodniowe istotki, które wolałyby nie urodzić się, nie zaistnieć, być niczym. Muszą same siebie chcieć, bo nie wiedzą dlaczego jest raczej coś niż nic, dlaczego od dzikich podniet wolałyby wzlecieć tańcząc w powietrze, z krainy snów już nie wracać na ziemię. Porzeczka czarna Gubię się, więdnę z przygnębienia. Heraklit miał rację, że nie można zakwitnąć dwa razy tym samym kwiatem. Z nietrwałych widm (-) lepię świat, w głębi wnętrza krzeszę iskrę chwili, która przeminie. Różdżką czarodziejską łapię w sidła fioletowe oczy gwiazd i delikatnie namaszczone skrzeniem słońce |
2012-05-02