Samantha Kitsch – 25 wierszy

Tomik wierszy Samanthy Kitsch pod tytułem Bahama ukazał się nakładem wydawnictwa Czasu Kultury, Obserwator. Wiersze Samanthy Kitsch publikowały następujące czasopisma: Odra, Kresy, Studium, Zeszyty Literackie, Czas Kultury, Kwartalnik Artystyczny, Kartki, Res Publica Nowa, B1, Chicago Review i Przegląd Polski Nowego Dziennika.

W styczniu 2006 r. Mamiko wydało “25 wierszy” Samanthy Kitsch.
Prezentujemy kilka wierszy z nowego tomiku.



W samo południe


Jedź sto mil na północ i dwa
tysiące na zachód. Skręć w prawo,
w lewo, potem w lewo-prawo.
Zobaczysz stację benzynową,
maleńki bar i motel. W tle
pagórek z wygryzionym lasem.
Prawda, że tu kiedyś byłeś?
Masz w uszach własny głos,
kupowałeś kawę i słoneczne
okulary. Twój głos ostrzejszy,
bez chrypki. Lepsza pogoda,
bez mgiełki, wyraźne kontury.

Młody odkrywca – to nic,
że powtarzałeś czyjąś trasę,
rolę. A teraz? Stoisz na parkingu
nieruchomy, jakbyś się wahał,
czy nie wejść w jakąś inną
rzeczywistość, nie stać się
kimś innym. Pocisz się, drga
nagrzane powietrze. Bar i maleńki
motel, pagórek i wygryziony
las, dwie krzyżujące się drogi,
drogowskazy. Zrobisz,
co zechcesz – nie masz wyboru.



Lila


w kamienicy z surowej cegły
ktoś pomalował drzwi, framugę, pięć
schodków, poręcz i dwie kolumienki
grubą warstwą farby koloru
LILA/PURPURA/FIOLET
coś pomiędzy bzem a piwonią
ale ostre, błyszcząco-rażące –
“świeżo malowane” na dobre pięć lat

      przyszedł doktor był pijany
      i przylepił się do ściany


dom z liliową szminką na ustach
dom w fioletowych majtkach
w śliniaku, po którym ściekła
cała porcja włoskich jagodowych lodów

      a ściana była mokra
      więc przylepił się do okna
      a że okno było duże
      więc wyleciał na podwórze


na którym surowa cegła, śmiecie
rdza i kurz, popękany beton?

nie, za domem ogródek –
fragmenty muru porósł bluszcz
soczysta trawa lśni pod oknem gdzie rano nie sięga
cień ogromnego śmierdzącego drzewa ailanthus
i gospodyni rodem z Gwinei
w wiśniowej halce podlewa malwy

      przyszedł malarz był naćpany
      i patrzcie jest kopiowany


po tygodniu fiołkowy pąs
szerzy się, jakby dzielnicę zaraził liszaj –
pleśń lubująca się w cegle
i odrapanym tynku –

maść na brzydotę
dezynfekcja
substytut wiecznej wiosny
wiecznie pnących róż


Fatamorgana


popękana nierówna równina
rozdroża suchych potoków
kaktusy zeschnięte pędy
rdzawa ziemia kamienie piach

      znów ktoś na desce surfingowej
      sunie lawirując między kaktusami
      napięty żagielek w ostre pasy:
      karmin – oranż – biel – fiolet
      figura jaskółki kostium płetwonurka
      wiecznie młody uśmiech

kaktusy różnego wzrostu
beczkowate fallusowate wielorękie
z rozczapierzonymi dłońmi szpikulców
w kotlinie cały ich las-sad

      i cała grupa: wielobarwni w dziwnych pozach
      gdy slalom coraz bardziej ryzykowny –
      żeby tylko nie rozdarły kolce
      przechylonych do poziomu żagli!
      z tyłu kilku na snowboardach
      sam kąt nachylenia ciała nadaje im pęd

zamyka się za nimi na horyzoncie
sinoniebieskie wulkaniczne pasmo
chmura pyłu opada –
zostawili po sobie idealną widoczność



Łąki
[…tę jedyną]


żołnierz drogą maszerował
łąki zapadały się w równinę

szedł niebezpiecznie blisko deszczu
łąki pięły się w górę potoków
ważki wstrzymywały oddech
kwitły sady stalagmitów
i mgła podmywająca krater

to jest piosenka o piosence:
pogoda drżała na wietrze
rozgrzany granit pachniał sianem
i łąki w pajęczynach rozdroży
to jest piosenka o piosence
ale morze raz jest a raz go nie ma

szedł niebezpiecznie blisko deszczu
ale morze raz jest a raz go nie ma
jałowce iskrami zasypały parów
tak ostro ptak okręcał widnokrąg
aż pękł lodowy cumulus
łąka rozkołysała całą przepaść