„S Tworzenie”, czyli przewodnik po ludziach. O najnowszym tomie poezji Arkadiusza Burdy.

Proszę Państwa, proszę wstać! Oto mamy przed sobą wyjątkową książkę poetycką, co w dzisiejszych czasach jest taką rzadkością, jak uczciwość. Bo Autor jest przede wszystkim uczciwy, zarówno względem siebie, jak też czytelnika. Z jego dotychczasowego dorobku (zaledwie trzy tomiki) możemy wnosić, że nie jest współczesnym producentem wierszy, ale artystą, który długo zbiera obserwacje, wysnuwa z nich wnioski, namyśla się nad tym doświadczeniem i następnie destyluje je we wspaniale skrojone frazy.

To poezja czysta, piękna i niezwykle mądra. Osadzona w tradycji literackiej, ale mówiąca swoim indywidualnym głosem. Oryginalna bez wysilania się na oryginalność. To prawdziwa przyjemność, kiedy satysfakcji estetycznej z lektury towarzyszy głęboka refleksja humanistyczna, do której zaprasza Arkadiusz Burda. Bo też i „S tworzenie” to rozpisana na 52 utwory pieśń o nas, ludziach, a może właściwie przewodnik po nas, albo jeszcze lepiej ciemne lustro, w którym widać nasze odbicie, którego znać nie chcemy.

Poeta nie staje wobec nas jako wiedzący więcej. Nie otrzymujemy od niego gorzkiego upomnienia. Nie on jest również owym lustrem, w którym mamy dostrzec prawdziwe swoje oblicza. On dyskretnie staje obok, poza główną sceną, na której pozwala przemawiać innym. Jego wiersze zapełniają historyczne postaci, z krwi niegdyś i niegdyś kości. To piękny sposób narracji: oddać głos innym, przywodząca na myśl choćby sposób poetyckiej wypowiedzi Herberta. Jednak uczyńmy ponownie to zastrzeżenie, nie ma tutaj mowy o naśladownictwie, Burda to Burda!

W książce przywołanych zostaje kilkanaście postaci, których życie splotło się z brutalnością barbarzyńskiego wieku dwudziestego. Na co składa się polifonia ich głosów? Głównym motywem jest tutaj obojętność i wykluczenie. Obojętność wobec cierpienia bliźnich, oraz poczucie wykluczenia przez bliźnich. Przy czym warto zwrócić uwagę na fakt, że oba doświadczenia mogą występować równolegle i jednocześnie. Oba wchodzą ze sobą w swoistą interakcję.

Obojętność bardzo często jest ucieczką, usprawiedliwieniem własnego udziału w czymś, co rozpoznajemy jako zło. Jest zamknięciem oczu, zagłuszeniem sumienia, próbą racjonalizacji swojego postępowania. W rzeczywistości to świadectwo braku „odrobiny koniecznej odwagi”, i oczywiście smaku.

Poeta nie osądza jednak – nikt z nas niepostawionych w sytuacjach ekstremalnych nie ma prawa osądzać. Poeta poddaje pod rozwagę zbiór przypadków. Czy wykonując rzetelnie swoją pracę, na przykład księgowego w KL Auschwitz powinniśmy się wstydzić? (Zeszyty oświęcimskie). A jeśli, jako artyści opiewamy wielkość swojego kraju, nawet jeśli jest nim III Rzesza i czerpiemy z tego niemałe profity? (Lista obdarzonych łaską Bożą pod redakcją diabła stróża). Obojętność na zło do potęgi, do którego jakby niechcący przykładamy rękę, jest naszą polisą na zachowanie dumy z własnego człowieczeństwa.

Większość bohaterów wierszy wyszła z historii obronną ręką i suchą stopą, uzyskując często uznanie i honory już w okresie powojennym. Artyści, naukowcy, buchalterzy, słowem ludzie fachowi, potrzebni do tworzenia nowego świata. I nic z osadu nie pozostało? Pozostała obojętność na zło. Najtrwalsza i niewrażliwa na zmiany historyczne.

Wiersze mówiące o okrucieństwie bliskowschodnim, okrucieństwie wojny (Śnieg w Hebronie), ale też osadzonym w kulturze (Farkhunda Malikzada 1987-2015) przypominają, że zło oraz obojętność na nie są ponadczasowe. To doświadczenia wprasowane w naszą naturę. Lęk, konformizm, poczucie siły, sprawczości, wyższości – one są nieodłącznymi budulcami naszej obojętności, bez względu na czasy. Galeria postaci z tych wierszach to nie zbrodniarze pierwszej linii, to ludzie zwyczajni, uczciwi, pracowici, kochający, a przecież…

No właśnie, czy ich głosy nie odzywają się również w nas? Kolejnym ważnym tonem tych wierszy jest ton wykluczenia. Wykluczeni są ci, którym odmawia się udziału w człowieczeństwie, jak więźniowie obozów koncentracyjnych (Szklane kulki w cynowym pudełku Anne Frank) czy zniedołężniali, starzy „zepsuci ludzie” (Copypasta). Wykluczeni stają się ci, którzy nie pasują do „obowiązującego kanonu”, słowem nie są częścią masy, jak artyści (Cross-dressing), czy chorzy psychicznie (Stan zero).

Artyści przemawiają i tym razem głosami rzeczywistych postaci, jak choćby Robert Mapplethorpe, kontrowersyjny fotograf, czy poeta Kazimierz Ratoń. Ich tragiczny los staje się pieczęcią niedopasowania do zbiorowej machiny i strącenia na margines. Sztuka może być – i bywa – przekleństwem w takim samym stopniu, jak może być – i bywa – wybawieniem, jak świadczą za tym historie Niny Gottliebowej-Babbitt, która jako dziecko wykonywała portrety rówieśników w Auschitz. Talent i „przydatność” dla katów pozwolił jej ocaleć, ale jednocześnie naznaczył znamieniem na całe życie (Obóz rodzinny). Innym przykładem jest aktor Bela Lugosi, którego brawurowa kreacja hrabiego Draculi ukształtowała w kulturze masowej wyobrażenie wampira, a jednocześnie zniszczyła życie artysty (Bela Lugosi nie żyje).

Sporo wierszy traktuje o chorobie psychicznej, stawiającej poza nawias społeczeństwa równie mocno jak wcześniej wymienione okoliczności. Niedostrzegalni, zamykani w szpitalach lub czterech ścianach, snujący swoje alternatywne rzeczywistości. W tym przypadku podmiot liryczny w wierszu wypowiada się już bez pośrednictwa postaci historycznych.

Silne poczucie wyobcowania, być może wynikające wprost z jednostki chorobowej, a może ze zrozumienia, że mamy do czynienia z „tak zwaną ludzkością w obłędzie”, do której świadomie nie chcemy należeć, to kolejna płaszczyzna do namysłu. W tym świecie może tylko zamknięci w „domach wariatów” zachowują człowieczeństwo, które szaleje poza ich murami? Nie, poeta nie da nam odpowiedzi, stawia za to wiele otwartych pytań.

Człowiek to stworzenie tworzące zniszczenie, ale też dzieła pozwalające przetrwać. Antynomia wpisana w poszczególne biografie jest właściwa nam wszystkim, nawet jeśli na co dzień jej nie dostrzegamy albo jeśli próbujemy jej zaprzeczyć. Bo tacy jesteśmy, właśnie tacy. Czyli jacy? Może jak ów anioł z grafiki na okładce książki, autorstwa Burdy (nie tylko poety, ale i plastyka), anioł w upadku, nieporadnie próbujący zamortyzować bliskie zderzenie z ziemią, lub wzbić się ponownie w górę ponad zamojski rynek.

„S Tworzenie” Arkadiusza Burdy to poezja fenomenalna! Proszę Państwa, trzeba ją kupić i stale nosić przy sobie i stale doń zaglądać, po to by siebie i innych trochę bardziej zrozumieć. Szybko, póki nakład nie został wyczerpany!

Arkadiusz Burda, S Tworzenie, MaMiKo, Nowa Ruda 2022, s.78.

Paweł Kołodziejski

Zobacz:

Arkadiusz Burda – S tworzenie

Literacki Vlog “Krótka piłka” poświęcony “S tworzeniu” Arkadiusza Burdy