Przemysław Karpiński – Po nazwisku

Przemysław Karpiński,
zrodzony, nie stworzony, syn ojca i ziemi wielkopolskiej. Trzeci pijak w linii prostej po mieczu. W depresji poporodowej, od kiedy urodziła go matka. Filo-
german w genetycznym syndromie sztokholmskim.


Wiersze z wydanego tomu:


po nazwisku: suzin


czekaliśmy na te późne sobotnie seanse
ze światowymi filmami

w ich trakcie najczęściej zasypiałem
zły na wszystko i wszystkich

ojciec brał mnie wtedy na ręce
zanosił do pokoju i kładł do łóżka

„co za głupi film” majaczyłem przez sen

ojciec śmiał się nazajutrz
pytał, czy następnym razem też chcę oglądać,
bo niedługo nie będzie miał sił mnie przenosić

dziś sam oglądam filmy i na nich zasypiam
taki trening cały czas to ćwiczymy
przed wiecznym majakiem

kiedy zasnę, czy przeniesiesz mnie tato?




po nazwisku: cohen


nie jadałem wtedy na mieście
matka mówiła jedzenie synku masz w domu

dziewczyny, które mi się podobały
przesiadywały po szkole w herbaciarni
od zamawianych ciastek rosły im tyłki

obserwowałem je z daleka – głodny
ale przecież jedzenie miałem w domu
i nie jadałem na mieście, ponadto

z tych trzech rzeczy, na które leciały –
pieniądze, zaganiacz i (w ostateczności) osobowość –
miałem tylko tę, pożal się boże, ostatnią

na studiach osiągnąłem stypendium naukowe
za najniższą gwarantowaną finansowo średnią
pierwsze i ostatnie takie osiągnięcie w życiu

od czasu do czasu dostawałem wierszówkę
za teksty w reżimowej prasie o muzyce
w końcu zyskałem dodatkowy atrybut – siano

dziewczyny, które mi się wcześniej podobały
przesiadywały już nie wiadomo gdzie
więc za pieniądze zacząłem kupować alkohol

trafiając co i rusz na swoją drugą połówkę
zdarzyło się i spotkać dziewczyny z przeszłości
mówiły: mogłeś nas mieć i wtedy, niekiedy dodając

aha, tam na dole u ciebie wszystko w porządku
(gorzej z głową)



po nazwisku: cortazar


nieoczekiwanie – rano
ona przyszła do niego
wczoraj
rozstali się na zawsze
jeszcze tylko miała przeczytać
jego wiersze
dziś odnosi je i mówi

zapytaj mnie co się stało
tak dobrze że je wchłonęłam
że przeszłam przez nie
że chodziłam po ścianach
i pod ścianami
czy zrobiłeś to specjalnie?
czy to był jeszcze jeden sposób?

a teraz – waha się – chciałabym się rozebrać
i położyć w twoim łóżku
więc zrób to – mówi on
i wychodzi na chwilę (ochłonąć)

a kiedy wraca
ona leży naga
trochę zawstydzona
wtulona w jego poduszkę

on kładzie się obok
i tak przez chwilę leżą niewinni jak dzieci
ale tylko przez chwilę
bo choć pewnie chcieliby tak trwać bez ruchu
do końca nie wiadomo czego
pogrążeni w idealnej abstrakcji
w całkowitej pewności
to jednak muszą coś (to?) ze sobą zrobić
choć nie powinni robić już nic więcej
przekraczają kolejne narzucone sobie uprzednio
granice
i jeśli wszystko dotąd było rodzajem gry
to teraz właśnie kończą ją na zawsze
bezpowrotnie paląc za sobą wszystkie
pieprzone książki o miłości