Przemysław Kantorski – Ziemia

Czasem poezja jest niczym płacz przy nagrobku ukochanej osoby. “Ziemia”, od której wszystko się zaczyna i kończy, właśnie taka jest. Nie jest to pisanie z użyciem słów czy liter, tylko rozdzieranie bólu, który utkwił głęboko niczym zatrute ostrze. Jednak w tych “trenach” nie odczujemy tylko terapeutycznego przechodzenia kolejnych stadiów żałoby. Usłyszymy także krzyk odwiecznej niezgody na śmiertelność, której nie ukoi nawet czuła relacja z siłą wyższą. Spróbujcie tej poezji, jeśli nie boicie się, że grudki “Ziemi” będą bębnić Wam o skroń.


Jesień

Szelest liści
Przypomina mi
Chrzęst kości
Zupełnie jakbym
Szedł drogą śmierci
Depcząc święte szczątki
Ledwie przysypane ziemią
Rozrzucone jak nawóz
Rozrzucone jak sól
Ilu potrzeba było
Złamanych kręgosłupów
Zwyrodniałych stawów
Połamanych rąk i nóg
Bym mógł rozkwitnąć
Na tym cmentarzysku
Ostygłych wierzeń i kultur
Wyplutych przez śmierć

Trauma

Wszystko sobie poukładałem
Bez pomocy specjalistów
Równiutko, choć na oko
Wyłożyłem płytki
Pozbyłem się chwastów
Przetarłem pomnik
I zapaliłem znicze
Nie zauważyłem jednak
Wielkiej dziury z boku
Jakby rozwartej paszczy grobu
Jeszcze jakiś czas żyć będę
Dźwigając ciężar traumy pokoleń
Ale ta zmiażdży mnie w końcu
A może zmiażdżyła już dawno
Tylko jeszcze o tym nie wiem


Przemysław Kantorski

Kiedyś – dziennikarz (m. in. “Gazety Wyborczej”), obecnie – badacz komunikacji i mediów (a zwłaszcza – cyfrowej religii), pracujący nad doktoratem na Uniwersytecie Śląskim. Poza tym, aż do teraz – niespełniony literat.