„Nikt” to całkiem pokaźnych rozmiarów książka, co w przypadku poezji spotyka się coraz rzadziej. Czterdzieści sześć wierszy pomieszczonych w trzech rozdziałach porządkuje liryczną wypowiedź. Jakkolwiek, gdyby należało znaleźć jedno słowo, które niczym klucz otwierałoby wieko tego zbioru, bez wątpienia byłoby to słowo: „przemijanie”. To jedno z fundamentalnych zagadnień literatury, sztuki i refleksji ludzkiej. Czy można jeszcze coś powiedzieć o przemijaniu, tak aby nie narazić się na zarzut wtórności? W naszej kulturze są zagadnienia, które nigdy nie zostaną wyeksploatowane do końca. Pytanie, czy można powiedzieć coś jeszcze, jest źle postawione. Należy zapytać, czy można znaleźć nowy sposób wypowiedzi w temacie przemijania.
Poczucie własnej skończoności na tle nieskończoności bytu jako takiego jest podstawowym źródłem ludzkiego lęku, a nawet przerażenia. Jak trafnie ujmuje to podmiot wierszy Sokołowskiej „nie płacz. śpij. Świat będzie trwać bez ciebie” (Ta pewność). Poczucie lęku przed własną skończonością staje się jednak źródłem twórczości, bo tylko tak możemy starać się oswoić to, czego oswoić w inny sposób nie podobna. Śmierć jest postacią spacerującą w tych wierszach. Dyskretną, nieujawniającą swojego przerażającego oblicza, nawet łagodną, ale zawsze bliską, dającą odczuć swoją obecność.
Strofy niosą nas ku pejzażom dzieciństwa, gdzie wraz z podmiotem lirycznym trafiamy w wierszach do rodzinnego miasta, odwiedzamy miejsca dawnych radości. (W miasteczku Ż.). Jesteśmy w rodzinnym domu pachnącym spokojem, nad brzegiem znajomej rzeki, w której rozpuszczaliśmy kryształki naszych wzruszeń. Trafiamy też na miejscowy cmentarz, gdzie spoczywają nasi bliscy.
Zmarły ojciec jest silnie obecny. Jego obraz intensywnie przemawia z tamtej strony (Wafelek i kamień). Figura zmarłego ojca nie budzi lęku, wręcz przeciwnie – zdaje się łagodzić lęk przed śmiercią, niesie nadzieję, że Tam będzie podobnie jak Tutaj. Inaczej jest z matką, która nie przeszła jeszcze przez strefę ciemności. Jej wątła szalupa szamocze się nadal po falach życia, budząc lęk córki przed szybkim zatonięciem. „nie można choćby na chwilę zapomnieć/o tych kilku latach brakujących do stu/ stawać na baczność na dźwięk telefonu/przełykać w gardle tężejący beton/i odważnie patrzeć w przyszłość” (Drżenie).
Codzienna opieka nad sędziwą matką, choć wyczerpująca, jest również okazją na dowartościowanie obecności, trwania mimo świadomości jej rychłego końca. Jest też okazją do obserwacji i czynienia refleksji ogólnych: „starość zamienia nas w dzieci, kurczymy się/ i lotem błyskawicy rysującej powietrze lądujemy/nad płomiennym stawem dzieciństwa” (Odkręcane wskazówki zegara).
Wiersze poświęcone matce są niezwykle intensywne i poruszające, jakkolwiek poetka umiejętnie unika czułej tkliwości. To prosty, niemal reporterski zapis sytuacji codziennych, które siła poetycką przenoszą czytelnika w inny wymiar, doświadczenia transgresji, poczucia wielowymiarowości opisywanego stanu. To doskonały hołd złożony miłości do najbliższej osoby, która jest źródłem naszego życia. Wśród bardzo dobrych utworów, te wiersze się wyróżniają, są wspaniałe.
Stale obecna śmierć zagląda do okna żywych, dopada również podmiotu tych wierszy. Rozgaszcza się w snach, w codziennych czynnościach, w doświadczeniu choroby, która może przybrać postać ułomności własnego organizmu, ale też pandemicznej fali. Kilka utworów stanowi wyraźne świadectwo czasu, w jakim powstawały, a trafne, znowu trafne strofy w swojej prostocie przenoszą nas na poziom szerszej refleksji. Tak oto lęk przed zarażeniem staje się lękiem przed drugim człowiekiem, potęgowanym medialnymi informacjami.
Trzy spowiedzi zamykające tomik stanowią lapidarną, najkrótszą i dosadną poetycką kronikę zarazy. To nie jedyny puls codzienności, który doskonale wyczuwa Sokołowska. Rejestruje również tętno społecznego życia, dochodząc jednak do smutnych konstatacji („Piekło kobiet”. Pierwszy dzień protestu). Gorycz rodzi odejście od ideałów, jakie przyświecały Polakom przy odzyskiwaniu suwerenności w 1989 roku, zastąpienie ich światem coraz mniej przyjaznym obywatelom, w którym Polska przestaje jawić się jako pospolita rzecz – dom każdego z nas. I tutaj śmierć, nadziei, oczekiwań, pragnień. Tak, ponieważ ta smutna pani jest stale obecna, nie pozwala o sobie zapomnieć na każdej płaszczyźnie poetyckiej refleksji. Bo pamięć o jej obecności jest również trwałym elementem naszej ludzkiej kondycji. Memento Mori.
„Nikt” Janiny Barbary Sokołowskiej to wspaniała poetycka refleksja nad tym, co najważniejsze. Jej mądrości towarzyszy najwyższy kunszt słowa. Prawdziwa radość lektury. Nie tylko na Wielki Post, a ten tekst piszę właśnie w otwierający go Popielec.
Janina Barbara Sokołowska, Nikt, wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2021, s. 60.
Paweł Kołodziejski