Giordano Bruno i Giacomo Casanova leżą w miejscu kaźni przykuci do machin torturujących. Wymieniają między sobą zabawne uwagi, dyskutują ze swadą ze Świętą Inkwizycją, porównują mordercze rozciąganie ciała do stretchingu. To nie początek amerykańskiej komedii z lat 80-tych ani scena z twórczości Gore Vidala, postmodernisty, który lubił pop-kulturowo odświeżyć wydarzenia historyczne, ale fabuła „Heretyków”, tytułowego opowiadania Krzysztofa Rytki. Autor zabiera nas w swoim zbiorze w podróż po wielu gatunkach opowiastek. Mamy bajki z przymrużeniem oka („Miodek”, „Pan M.”), śledztwa dziennikarskie („Wyspa lemurów”, „Kuraki”), trawestacje znanych historii („Latarnik”, „Rybak”), narracje Bahdajo-podobne („Przygodowcy”, „Jeziorany”), prozy poetyckie („Okna”), historyjki popularnonaukowe i fantastyczne („Odwiedziny u Sanczeza”, „Aureola”), alegorie („Raport kreatora”), opowieści szkatułkowe („Chłopiec z harmonijką”) oraz thrillery zabawne („Horoskop”, „Archiwum”) i mniej zabawne („Zemsta”). Wielu historiom trudno byłoby przypisać gatunek. Rytka łączy, miesza, zwodzi, nie chce być przyporządkowany do jednego typu narracji. Przy pierwszym kontakcie ze zbiorem najbardziej zadziwia i rzuca się w oczy wielość i różnorodność, Rytka odnajduje się w prawie w każdym pisarskim stylu. Niezadowoleni mogą poczuć się tylko ci, którzy przyzwyczajeni do szelmowskiego studenta archeologii, bohatera „Pionka”, poprzedniej książki autora, nie odnajdą w „Heretykach” zbyt wiele „brudnego realizmu”; im książka może wydać się po prostu zbyt grzeczna. Podstawowym pytaniem jest, dla kogo są „Heretycy”. Kto jest ich czytelnikiem idealnym? Odpowiedź nie będzie łatwa z powodu wspomnianej już wyżej różnorodności oraz różnicy w jakości poszczególnych opowiadań. Na przykład ja z większą chęcią i uwagą poświęciłem się opowiastkom fabularnie trudniejszym, mniej jednoznacznym, a kiwałem głową nad tymi zbyt schematycznymi, przypominającymi kawały, anegdotki opowiadane na kolonii. Tam, gdzie zjawiały się teściowe, zawsze ładne żony podające jedzenie, bohaterowie z nazwiskami odpowiadającymi ich zawodom (leśnik Jodła, fotograf Soczewka), nie byłem do końca usatysfakcjonowany. Lecz gdy fabuły zaczynały się pętlić, bohaterowie rozszczepiać i pojawiać się znikąd, gdy na placu historii zjawiali się sobowtórowie i spotykały nas wydarzenia niejasne, trudne w interpretacji, czułem się docenionym czytelnikiem. Na szczególne wyróżnienie zasługują historie: „Raport kreatora” – świetna gra z odbiorcą, który może odgadywać, z jakim etapem w historii Ziemi mamy do czynienia, „Horoskop” – interesująca fabularna wolta, „Auroela” – kapitalne opowiadanie o spotkaniu naukowców. Czuć w nim naukowe przygotowanie autora oraz umiejętność fabularnej gry wieloma postaciami naraz. „Heretycy”, „Przygodowcy”, „Chłopiec z harmonijką”, „Zbrodnia w posesji 13A.” To kolejne popisowe numery Rytki. Autor ma naturalne pisarskie umiejętności, w niektórych historiach słychać echa opowiadań Stanisława Lema, a w dorosłych bajkach głosy z mniej realistycznej twórczości Charlesa Bukowskiego. Rytka bezpretensjonalnie i z wyczuciem rytmu prowadzi swoje historie. Ma duży talent do obrazowania, w krótkich celnych słowach stwarza bohaterów z krwi i kości oraz przestrzeń, którą można bez trudu zobaczyć. Ma ucho do dialogów. Bardzo łatwo wejść w świat jego historii, rozgościć się w nim i podążać z rozwojem akcji. Od początku lektury było dla mnie jasne, że Krzysztof Rytka powinien być scenarzystą filmów animowanych, bo wie, za które pociągać sznurki i jak bawić widza. Poza niektórymi nazbyt prostymi (lecz może niektórzy je docenią) historiami, „Heretycy” to przyjemna i „zapamiętywalna” wyprawa z gawędziarzem, który potrafi stwarzać światy z niczego, jak również sprytnie wlewać w swoje historie to, co kiedyś zostało przez niego obejrzane, usłyszane, zaobserwowane. Może tylko za realizmem drobny żal? Kornel Maliszewski |
2020-07-01