Piotr Stareńczak – Statki we mgle

Piotr Stareńczak – urodzony w 1987, poeta, prozaik, eseista.

Ukończył studia filozoficzne na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Współtwórca grupy literackiej “Et cetera”, która działa od 2006 roku.

Wiersze i eseje publikował w Akancie, Okolicy poetów – Kwartalniku, Atheneum, Pedagogia Christiana, Filosofiji.

Dotychczas wydał trzy książki.


Bezdomny z dworcowej poczekalni wyrzucił z siebie wiązankę przekleństw, gdy ubrany na czarno młody mężczyzna w kapturze zbudził go ze snu, ale szybko zmienił swoje nastawienie, gdy nieznajomy wręczył mu butelkę taniego wina i chociaż czerwcowy dzień był upalny mężczyzna nosił skórzane rękawice, ale bezdomny nie przywiązywał do tego szczegółu żadnej wagi, sam przez okrągły rok nosił gruby sweter i stare, podarte palto, które wykorzystywał jako posłanie, kładąc się na spoczynek, uznał, że nieznajomy ma dobre intencje, skoro częstuje go alkoholem i bez zadawania pytań przystał na jego niecodzienną propozycję (nawet jeśli miał jakieś wątpliwości, zostały rozwiane obietnicą kolejnych butelek wina), wyszedł razem z nim na rozpalony słońcem parking i wsiadł do granatowego citroëna, za kierownicą siedział barczysty, wysoki brunet, a obok niego anorektyczny blondyn pochłonięty sprawdzaniem jakiejś funkcji w telefonie komórkowym, obaj również ubrani w czarne kurtki i skórzane rękawice, i kiedy ruszyli z miejsca mężczyzna kierujący samochodem, zerkając od czasu do czasu w wewnętrzne lusterko, wyjaśniał, że zabierają go do podmiejskiego lasu, gdzie zamierzają nakręcić krótkometrażowy film, w którym właśnie on ma zagrać główną rolę i prosi go, żeby zachowywał się swobodnie, nie musi wygłaszać żadnych kwestii, może cały czas milczeć, chodzi im tylko o kilka ujęć, o dokumentację jego osoby, którą potem wrzucą do Internetu, zapewniał, że mają doświadczenie, więc nie musi martwić się o jakość, niech zatem się zrelaksuje i myśli o czymś przyjemnym, bezdomny zastosował się do jego słów, pijąc zachłannie wino, które kończył teraz, siedząc na płaskim kamieniu pośród drzew, podczas gdy zakapturzony stał nad nim, gapiąc się natrętnie, a dwaj pozostali ustalali coś kilka metrów dalej.