Krótka nota biograficzna. Piotr Semrau: Urodziłem się i mieszkam w Gdańsku. Mam 51 lat. Literatura od zawsze była moją największą pasją. Pisywałem poezje, głównie “do szuflady”, chociaż kilka wierszy opublikowano. Po ponad dwudziestu latach wracam do pisania. Powieść “Nieznana biografia Jezusa” to w pewnej mierze odpowiedź na “Kod Leonarda”, czy inne tego typu sposoby myślenia o religii. “Nieznana biografia Jezusa” – fragment Dwunastoletni Jezus w świątyni Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: . Lecz On im odpowiedział: . Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Życie w Nazarecie Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i łasce u Boga i u ludzi. Łukasz, 2. 41 – 2. 52 Ptolemais (Akka), marzec 19 n.e. – Tato, pospiesz się wreszcie! – Już idę, idę – Józef schodził po drabinie, przystawionej do rusztowania, obejmującego dużą łódź. – Ale gorąco dzisiaj. A niebo czyste, ani jednej chmurki – ogarnął spojrzeniem lazurowy błękit. Kilku robotników wykańczało właśnie górne poszycie łodzi. Wokół pachniało drewnem i smołą. Obok stało kilka takich samych kadłubów, otoczonych rusztowaniami, przy których uwijało się wielu ludzi. Nieco dalej, przycumowane do kamiennego nabrzeża, bujały się na lekkiej fali, mniejsze i większe, puste już o tej porze, łódki rybaków. – Musimy już jechać – ponaglał Jezus, siedząc na dwukołowym wózku, zaprzężonym w dużego osła. – Już jedziemy, już – Józef podszedł do syna. – Muszę jeszcze wziąć z szopy zakupy. Podjedź tam – wskazał mu. Cmoknął na osła i ruszyli w stronę starej, drewnianej budy. Wychodził z niej właśnie ogorzały mężczyzna z czarnymi jak u kruka włosami i takim samym zarostem. – Witaj, Jezusie. Już jedziecie? – zapytał. – Już – Jezus wzruszył ramionami. – Nareszcie. Sam wiesz, jak tatę trudno stąd wyciągnąć. Późno się robi, a jeszcze długa droga przed nami. – Zaraz wracam – Józef zniknął w środku szopy. – Piękna wiosna się zrobiła. Też bym pojechał na Purim do Nazaretu, ale muszę tu zostać, dopilnować roboty – oparł się o wózek. – Pozdrówcie wszystkich ode mnie. – Dzięki, pozdrowimy. – A szczególnie Rachelę, co? – pytał Józef, wynosząc duży, mokry pakunek. – Mam sporego tuńczyka – położył zawiniętą w liście rybę na wozie. – Jeszcze chwilę – zawrócił do szopy. – No, Rachelę też. I chłopaków! – odparł ze śmiechem. – A co z twoim wyjazdem? – Już załatwiłem sprawy w Gimnazjonie, za tydzień, dwa, wyjeżdżam. Co prawda, Filip nie był tym zachwycony… – No, ja myślę – przerwał mu. – Teraz sam będzie musiał uczyć dzieciaki, opój jeden. – Jeszcze muszę załatwić listy kredytowe i mogę jechać – kończył Jezus. – No, jeszcze to – Józef położył dwa pakunki na wozie. – Sardynki, słodycze i takie tam. Jak ostatnio jechałem do domu, miałem kozę i cztery małe. Ale było meczenia przez całą drogę, he, he, he… – Siadaj już i jedźcie – przytrzymywał wózek, gdy Józef siadał obok Jezusa. – A pamiętaj, Abram, że masz przycisnąć Starego o nowe drewno na rusztowanie. Toż to się zaraz rozsypie – Józef poprawiał sobie siedzisko. – Tak, już to widzę, jak nam daje nowe. – A jak cały kadłub poleci? Jeszcze kogoś przygniecie – Józef wziął lejce od Jezusa. – Dobra, jedź już, marudo jedna – zaśmiał się Abram. – Pozdrówcie wszystkich i wesołego Purim! – Tobie też, Abram. Wesołego Święta! – Jezus pomachał mu na pożegnanie. |
2011-05-01