Byłem kiedyś na pobraniu krwi w tej samej przychodni, co bohaterka jednego z opowiadań Wojciecha Karpińskiego, zebranych w niedawno wydanym tomie “Znajomy z winnicy”. Może takie skojarzenia nie mają wiele wspólnego z poważnym literaturoznawstwem, ale za to dają mi poczucie, że ja również w jakimś sensie okazuję się kimś w rodzaju tytułowego znajomego, wkraczając w ten sposób na karty książki, która przypomina nam perspektywę niespiesznego obcowania ze światem. Zamiast charakterystycznego dla współczesnych czasów pędu, wykluczającego skupienie się na z pozoru nieistotnych szczegółach, pozostawia nam miejsce na zadumę.
Być może młodsi czytelnicy złośliwie określą “Znajomego…” pozycją niejako “niedzisiejszą”, na tym jednak również polega jej urok. Karpiński świadomie tworzy prozę nieco staroświecką w swej epikurejskiej wrażliwości. Jak Tyrmand “opukuje złożoność szczegółu, tego co drobne”, już to posługując się swoistym porte-parole, kiedy indziej pozwalając sobie na dość odważne zabiegi jak pisanie z perspektywy kobiety, niekiedy ryzykowne jak w przypadku opowiadania “Casting”, które co bardziej wrażliwi mogliby potraktować jako przytyk pod adresem ruchu #MeToo.
W jednym z opowiadań pada zdanie: “Podczas pogrzebów ojców synowie są bardziej wylewni niż za ich życia”, Cytat pojawia się w trakcie piętrowej retrospekcji, gdy widok fryzury kobiety przypadkowo zauważonej na ulicy, przypomina bohaterowi modelki jego ojca-malarza, co zaraz skutkuje szczegółowym nomen omen portretem samego rodziciela. Ale cytat ten można równie dobrze potraktować metaforycznie, jako elegię na cześć świata, który odszedł w przeszłość i tylko słowa tkają cienką nić, pozwalającą utrzymać z nim kontakt, gdy na każdym kroku uświadamiamy sobie fakt przemijania, gdy chociażby nie ma już tego baru mlecznego i tej kawiarni. A przecież kiedyś były.
Ale opowiadania z tego tomu to nie tylko wycieczki w przeszłość. Mamy tu również eskapadę do Włoch, czy do wspomnianej na początku przychodni w moim ulubionym opowiadaniu “Świeża krew”, którego fabuła niespodziewanie skręca w odmęty surrealizmu, by odnaleźć swój finał w jednym zdaniu, które jak szpilka przekłuwająca balon sprowadza nas na ziemię swoim wisielczym humorem. Spacer z psem w przypadku jednego opowiadania może prowadzić do rozdzierającej serce historii jego odchodzenia, by w innym przerodzić się w komedię pomyłek, związanych z pewną policyjną legitymacją. W “Osteopatii” powikłania po nieudanej operacji kolana, opisane są tak naturalistycznie, że i czytelnika w trakcie lektury może zacząć boleć noga. W “Trantitlach i multikanach” mamy okazję, by spojrzeć na świat oczami dziewczynki i jej misia. “Terapię” charakteryzuje czarny humor pełzającego pod powierzchnią ludzkiej świadomości obłędu. I choć wciąż tu podkreślam, wyraźny nostalgiczny zwrot ku przeszłości, to nie zabraknie tu też boleśnie aktualnych tematów, takich jak wojna w Ukrainie z opowiadania “Cygaro”.
Przy całej tej różnorodności wszystkie utwory łączy jednak rodzaj zadumy i stoickiego spokoju. To proza do kontemplacji i niespiesznego rozsmakowywania się w niej. Czytana w pośpiechu może nie zapewnić tej satysfakcji, co przy absolutnie poświęconej jej uwadze. W zamian oferuje pełen wachlarz emocji, które możemy na nowo w sobie odkryć, tym razem w kontrolowanych warunkach, w wygodnym fotelu, z książką na kolanach. “Całego życia nie sposób zapamiętać”, konstatuje jeden z bohaterów. Warto więc pamiętać to, co ważne, a o tym co ważne przypomina nam Wojciech Karpiński.
Mateusz Cioch
Kup 👉 Znajomego z winnicy
Zobacz także 👉 Houston, mamy Niemczę – recenzja “Powrotu” Michała Kukuły












