Pościgi samochodowe, tajne eksperymenty, wygnani Niemcy, syberyjscy szamani i fizyka kwantowa w jednym kociołku. A właściwie – w Niemczy. To tu wraca Karol Maj (a nie May) – bohater, który nieświadomie wplątuje się w coś, co wykracza poza logikę, historię i zdrowy rozsądek. Bo w „Powrocie” ciała astralne zderzają się z legendami słowiańskimi, a księżyc patrzy z góry jak niemy świadek czegoś, co nie powinno się wydarzyć. Granice – między snem a jawą, nauką a wiarą, historią a halucynacją – rozpuszczają się tu jak cukier w gorącej herbacie. To nie jest powieść do czytania. To wehikuł. Raz wsiądziesz – i lecisz bez trzymanki do ostatniej strony. Zapnij pasy, wyłącz racjonalność – i wskakuj, zanim wszystkie koszmary się zmaterializują, a coś podstępnie złapie Cię za nogę…
Samochód. Potrzebny nam będzie samochód, pomyślał. Zaparkował go przed hotelem tuż przed spotkaniem w Czarnym Niedźwiedziu. To niedaleko. Doniesie Marcina i pojadą do szpitala. Rynek w księżycowej poświacie zapełnił się ludźmi. Znów coś szeptali i kołysali się jak trawy na wietrze. Obaj mężczyźni sunęli naprzód, nie zwracając na nich uwagi. Karol sięgnął po kluczyki. Na szczęście, podobnie jak nóż, uchowały się przed porywaczem. Nawet ich, a przynajmniej jego, nie przeszukał. Zabrałby mu przecież kluczyki, nożyk, portfel. A jednak wszystko było na miejscu. Suchocki nadal nieprzytomny jęknął tylko, kiedy Karol, pozbywając się balastu, rzucił go na tylne siedzenie. Coś kazało mu się odwrócić, coś, co gdzieś w kącie oka zaburzyło harmoniczne ruchy ludzi we mgle. I ni stąd, ni zowąd dostał w szczękę. Głowa uderzyła o dach auta. Odruchowo sprężystym ruchem wyrzucił nogę do tyłu. Trafił na goleń napastnika, co skutecznie opóźniło ponowny atak. Oszołomiony, zdążył poprawić cios, wymierzając uderzenie pięścią w kark. Zakapturzona postać padła. Wsiadł do auta i z piskiem opon ruszył przed siebie. Z miejsca, w którym parkował, zgodnie ze znakami musiał okrążyć cały rynek. Jednak w tej sytuacji, pomyślał – chrzanić znaki.
Zjeżdżał w dół Piastowską. Dwa ostre zakręty i był poza obrębem starego miasta. Teraz prosto do Dzierżoniowa. W bocznym lusterku mignął mu srebrny glob. Mignęły też światła jakiegoś samochodu. Kiedy był na szczycie ulicy Batalionów Chłopskich, światła zaczęły niepokojąco się zbliżać. Nagła zmiana planów. Skręt w Gumińską i gaz do dechy. Pięć sekund wzdłuż starego cmentarza i skręt w lewo w wąski przesmyk ograniczony murami pomiędzy starą a nową nekropolią. Światła nadal tuż za nim. Dalej w dół. Kamienny mostek i alejka spacerowa wzdłuż stawu. Teraz gwałtowny skręt o dziewięćdziesiąt stopni albo kąpiel w wodzie. Redukcja do dwójki, hamulce. Prawe lusterko zostało na metalowej barierce. Skręt. Gaz. Długa prosta wzdłuż stawu. Światła zniknęły. Nie. Tylko się oddaliły. Goniący ich pojazd tylko lekko uderzył w drzewo naprzeciw mostku. Niełatwy ogon do odczepienia, pomyślał Maj. Światła znów przybliżały się w towarzystwie odgłosów żyłowanego silnika. Opel okrążał staw. Jechał teraz pod wzgórzem zamkowym. Dalej w mały przesmyk na ulicę Piastowską. Z powrotem na rynek. Wyszedł z założenia, że tam, gdzie gęsto, łatwiej się zgubić w tłumie. Z poślizgiem wjechał na plac, celując w wąską ulicę Ratuszową w zachodniej pierzei. Oślepiające światła znów były tuż za nim. W tylnym lusterku zdążył zobaczyć chyba uszkodzoną chłodnicę ścigającego ich auta. Tak, teraz tylko nie dać sobie zajechać drogi. Z Ratuszowej promenadą, czyli ulicą Przemysłową w lewo, w górę rynku. Prosto, gdzieś tu był skręt, przy hotelu, cholerna mgła, myślał. Tutaj była najgęstsza. Dalej prosto. Gdzie ten skręt? Nagle poczuł się jak na rollercoasterze. Gwałtownie w dół. Tego się nie spodziewał. Przed sobą zobaczył początek ulicy Chrobrego, ale był pewien, że kiedy wyląduje, bo właśnie zaczął się ich krótki lot, to do szpitala będą biec. O ile w ogóle będą jeszcze przytomni. […]

Michał Kukuła – urodzony w 1978 roku. Absolwent Etnologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Wieloletni mieszkaniec Niemczy, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. Autor zbioru opowiadań “Inne miasteczko” (2019) oraz powieści “Granit” (2021), które ukazały się nakładem Wydawnictwa Mamiko. W jego twórczości dostrzegalne są wpływy realizmu magicznego, choć sam – ze względu na stylistyczną różnorodność – określa swoje książki mianem powieści postmodernistycznych. Mieszka we Wrocławiu, choć, co widać w jego prozie, jest mocno związany ze swoją rodzinną, małą ojczyzną.