“Dialog wygnania” to zbiór poetyckich refleksji nad utratą, wiarą i poszukiwaniem tożsamości. Wiersze, pełne biblijnych odniesień i egzystencjalnego napięcia, prześwietlają historię człowieka – od pierwszego wygnania po współczesne doświadczenie wykorzenienia. Autor balansuje między mistycyzmem a brutalną cielesnością, między nadzieją a rozpaczą. To poezja, która nie daje gotowych odpowiedzi, lecz stawia pytania o sens istnienia i możliwość pojednania.
To nagięcie słodkie
Małe, czarne ziarnko. Strzęp popielonego ciała.
Albo dziecko, które nim się wyłoniło, zgasło.
Dlaczego więc chłoszcze? Jego wargi splugawione
choć niewykształcone drżą łodygi kończyn. Gwarna,
gęsta tłumem szosa, która nagle spływa w przepaść.
Wiatr przynosi milczenie. Łagodnie, lecz stanowczo
zabierając od roztwartej jamy. Koi skaleczone
ściegi, tylko cichy i ochrypły szmer – daleko.
I spokojny oddech. Który przecież, niosąc czułe
słowo wciąż rozjątrza miłość dającej się Rany.
On woła z krańców ziemi, oberwanych dłoni ścieżyn.
Niech więc miłość do Szaleństwa da milczący popiół
byle wywiódł z mroku nić poprutej krwi. Znowu wiatr
od łona wplata w ludny len Jej płaszcza. By nad skraj
przepaści stanąć, głowę skłonić w migotliwą noc.
Schodząca w dolinę
Siedząca na ławce z wyłamanym oparciem,
czujnie schylona, ryjąca wiersz na kolanie.
Usta, pory i cebulki włosów
rozchylone w szczodrym objęciu
ostrożnie: może w nie ułowić się i jego nędza ‒
kilka wszakże włosków zwróconych już w jej stronę.
Nie pójdzie. Bo i nie może żyć w nim bezpiecznie w pokoju
pokój stojący otworem wymiata nawet i teraz
gdy nieświadomie nad kartką schylona czyni gest zaproszenia.
Natłok słów tam nieznośnie natrętny. Tutaj cisza
która brzemiennieje, pracowita bezczynność, która widzi
jak się osuwa na dno miasta w niej pulsującego
z cichym jeszcze i przyjaznym – tak przypuszcza
łoskotem poezji w jaki weszła ufnie, po to by się schronić.
A będzie ją męczył wciąż nowy i z coraz to większą mocą,
musnąwszy zarzewie słowa zajmie się ciasny obszar
Wezwaniem. I chłopiec tańczący w jej oczach
oprawcą jej się stanie. Wtedy się zacznie mądrość.
Posunie się w latach. Lecz może się nie odważy
pójść aż tak daleko. Niemniej taką ją widziano
schodzącą ku miastu
w tej trudnej podróży już będąc.
Zaczynała ją beztrosk
Mateusz Maciej Kolbus
Rocznik 1978. Pierwsze ćwierćwiecze życia spędził w rodzimym Knurowie na Górnym Śląsku. Dalsze kroki, niesione nurtem wciąż brzmiącego przemożnie Wezwania, zawiodły go na pustelnię: najpierw tę w bieniszewskiej puszczy pod Koninem, następnie na krakowską Srebrną Górę, gdzie żyje do dzisiaj. Wciąż nie przestaje sycić się misterium wypowiadanego w ciszy Słowa, w którym unoszą się wszelkie światy. Napełniając po brzegi ogołocone serce, wylewa się Ono na zewnątrz, zostawiając namacalne ślady w postaci zapisanych słów. Owocem tego jest niniejszy tomik, jak i poprzednie: Znak w Popiele (Bernardinum 2013), Wnętrze przypowieści (Mamiko 2023), a także wspólnie z Grzegorzem Sokołowskim spisany wywiad-rzeka: Milczeć, ale życiem wołać (eSPe 2024).