Marek Kazimierz Siwiec (ur. w 1950 r. w Kętrzynie) poeta, filozof, profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Miastem jego młodości był Olsztyn. Autor książek poetyckich i filozoficznych oraz kilkudziesięciu rozpraw z estetyki i krytyki artystycznej w tym: Od Platona do Beardsleya. Drogi estetycznej metakrytyki (2005) oraz Los, zło, tajemnica. Ku twórczym źródłom poezji Aleksandra Wata i Czesława Miłosza (2005). Współredagował książki o myśli Jana Pawła II, Rozumieć cierpienie?… (2010) oraz o poezji Kazimierza Hoffmana Poznawanie Kazimierza Hoffmana… (2011). Opublikował książki poetyckie: Odwrócone lustro (1979), Twój świt ucieka nad ranem (1984), Kostka (1990), Żyłka (2011), Kto (2013). Wiele jego utworów ukazało się w pismach literackich, m.in. w „Poezji”, „Nowym Wyrazie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Okolicy Poetów – Kwartalniku”, „Frazie”, „Toposie”. Jego wiersze były prezentowane w antologiach współczesnej poezji, w telewizji i radiu. Redagował i współredagował pięć monograficznych tomów „Filo-Sofiji” o twórczym źródle. Za swoje poetyckie dokonania otrzymał nagrodę im. Ryszarda Bruno-Milczewskiego (2015). Jeśli poezja ma być świadectwem rozpaczy, zatracenia w bezmiarach człowieczeństwa i nicości, to musi być poezją, taką, jaką tworzy Marek Kazimierz Siwiec. W tej poezji jest dezintegracja, żal, zgroza i wreszcie pojednanie. (…) Człowiek po utracie musi odtworzyć mit własnego człowieczeństwa i odnaleźć istotne źródło swego twórczego egzystowania. I podmiot liryczny w poezji Marka Kazimierza Siwca z powodzeniem potrafi sprostać tej jakże ludzkiej powinności. Krzysztof Derdowski, Mit i człowiek Acqua di Gioia flakon Wody Radości objęty smukłymi palcami. Co za dotyk zapachu! Nuta świeżych akordów kalabryjskiej cytryny! Także mięta. W sercu – jaśmin, piwonia i różowy pieprz. Ten zapach był w tobie tego ranka przy krzaku świeżych cytryn przed hotelem Reginella i w zaułku Sorrento stoisz przy straganie z cytryną w ręku większą od grapefruita. W oczach – łobuzerskie światło poranka. Za ręką – krwawa czerwień papryki. U stóp – pomarańcze nakryte krwistymi liśćmi. – Spłatałam ci figla losie dawno miało mnie nie być, a stoję tutaj przy tym straganie i mam w ręku ten dojrzały owoc. Białe spodnie rybaczki opięte na biodrach i bluzka w kwiaty skrywa pełne piersi. – Ech, ty Chwilo chciałaś umknąć jak inne, ale cię pochwyciłam i nie puszczę. Sama się puszczę – odpowiada Chwila. – Wiem, nie ma na ciebie rady. Ale się nie buldocz. Daj jeszcze tu postać. I postać – moją. Zaraz sobie pójdziesz dalej uliczką w dół do portu. A ja z tobą, Chwilo. Tam na prom i na Capri. A z tych cytryn likier Limoncello słodycz słońca na jesienne dni w północnej stronie. |
2018-05-14