Maciej Bieszczad – urodził się w 1978 roku w Wieluniu. Debiutował kilkoma wierszami na łamach łódzkiego „Tygla Kultury”. Wiersze publikował głównie w ogólnopolskich pismach literackich, min. w „Akcencie”, „Toposie”, „Kresach”. Jest autorem tomu wierszy pt. „Elipsa”, za który otrzymał III nagrodę Złotego Środka Poezji za poetycki debiut roku 2010. Mieszka i pracuje w Wieluniu. Wiersze z tomu „Okolice Gerazy” Epsilon Przekonanie że dwie proste równoległe nie przetną się w jednym punkcie jest w co wierzę niczym nieuzasadnione. W oczach czapli światło letniego wieczoru posiada barwę jakiej nie odkrył późny barok. Linie życia prawie zawsze kończą się okręgiem zanim dotrą do nieruchomego teraz. Ostatecznie położą cię w tym samym pokoju wzruszy cię dobrze ci znany krajobraz. Piłka w dzieciństwie wysoko podrzucona do góry sama się potoczy pod szpitalne łóżko. Zacznij raczej od punktu poza spiralą. Ekspedycja ratunkowa Kto w ogóle powiedział, że oni kiedykolwiek przyjdą? Kto wpadł na ten niedorzeczny pomysł? Tlenu wystarczy na ponad 60 lat. Serce prawdopodobnie wytrzyma krócej. Nie dotrą w porę do uwięzionych. Kto niby miałby o nas pamiętać? Chyba jakiś Bóg. Jakikolwiek? Zupełnie znikniemy, zanim ktokolwiek nas znajdzie (jeśli nawet komuś się to uda, nie będzie wiedział czego właściwie ma szukać). Co odkopie w szarym pyle? Garść szarego pyłu? Wystawione na pokaz Zgromadził je na odkrytym wzgórzu Nieświadome posłuszeństwa poszły za nim Zostały wywołane Pierwsza szła duma za nią pogarda na końcu biegła nienawiść Lecz niewątpliwie zgromadziło je tam coś jeszcze Upał pustoszył ulice Żądni zysku kupcy szukali cienia Tak czy owak mogły się wreszcie sobie przyjrzeć Śpiew Boga Ścieżki, drogi, autostrady, obwodnice, szlaki towarowe, sekretne przejścia znane kupcom z Asyrii. Swoista partytura. Jej pięciolinie zapisywane nocą i w dzień. Znikające punkty na niej. Żadnych dźwięków. Mimo to nuty, drobne, blisko siebie. Tyle dróg krzyżujących się, równoległych. Tyle koniecznych, potrzebnych powrotów do miejsc, skąd się wyrusza. Uchodźcy Uczymy się żyć na pustyni. Szakale stadami podchodzą do naszych rodzin. Nikt dotąd nie umarł od ukąszeń żmij. Podsuwają szmaragdy szukającym wody. Po co nam te skarby pośród raniącego piasku? Co za nie kupimy? Tutejsi handlarze spekulują duszami. Obracają duszą jak czymś unikatowym. Obłok nas uczy dróg trudnych i wąskich. Schodzimy do jaskiń po bardziej szczere złoto. Obłok nas chroni przed jego zgubnym blaskiem. W obłokach jest mądrość. Od niej się uczymy. Twarda to nauka. Kopiemy w opornej bryle. Znajdujemy opale szafiry dużo niebieskich diamentów wielkości strusich jaj. Trony Wysokie krzesła w zamkniętym pubie na rogu ruchliwej ulicy. Uśpione rzędy po nieudanym spektaklu. Ławki przy plaży w martwym sezonie. Odrapane. Niczyje. Ślady na piasku zasypywane zasypywane. Świat wyższy odbija się w materii. Kalekie przegląda się w doskonałym. Te wymarłe miejsca. Te wszystkie puste trony czekające na sprawiedliwych. |
2012-05-02