Abstrakcyjny bohater wierszy (można by rzec, że głęboko ukryty w swojej głowie, w zmyśle analitycznym), pozbawiony ciała i zmysłów, chodzi po pustych kwadratach miasta obok znaków, szyldów, stacji benzynowych i sklepów. Czasem przejedzie się tramwajem albo wstąpi do kina lub zasiądzie przed laptopem. Ten duch i jego logiczny zmysł wydają się być wpuszczeni w naturalny codzienny obraz rzeczywistości; nie szukają fajerwerków i wyjątkowych sytuacji. Przypomina się Adam Miauczyński, zamieniony po śmierci w czystą świadomość, która lata nad Polską i lustruje ją z wysoka, lecz nie potrafi się już zdenerwować. Ma ochotę tylko na wyliczanki i trochę gier słownych w przelocie. Opowiada o zwyczajnej Polsce w czasach szalonej deweloperki, krajowej rozbudowy, ścinania, dokładania, spychania, pogłębiania, ściskania przestrzeni, ludzi i przedmiotów. Nie chodzi o ambitną autoprezentację bohatera, ale o namysł nad językiem, a właściwie o komunikaty, których nasłuchuje i w których pływa. Podmiot liryczny odwołuje siebie na rzecz rozważań o komunikacji. Barański gra (z) językiem potocznym, urzędowym, medialnym, reklamowym, a jego głównym narzędziem w przyborniku poetyckim jest dwuznaczność. Trzyma się świętego przykazania, mówiącego o tym, że tekst ma być możliwy do odczytania na kilka sposobów. Autor zdaje się mówić, że poprzez niemożliwość dogadania i połączenia ze sobą różnych znaczeń poszczególnych słów, język nigdy nie uchwyci rzeczywistości taką, jaką jest. Przez wielość możliwych komunikacji, błędów, wypaczeń i wieloznaczności jesteśmy skazani tylko na doraźne wymiany zdań, bo kwintesencja zrozumienia przecieknie nam przez język i ulotni się z winy niewłaściwego doboru nie tych fraz. Tropiąc algorytmy codzienności, Barański wypowiada się mimo wszystko na temat współczesnego świata i jego nierozstrzygalnych aporii. Zastanówmy się, czemu służą wymienione przez niego komunikacje publiczne. Zwykle zbijaniu zysków, konkurentów, wykluczonych. Komunikacje codzienne jako pierwsza pomoc dla przemocy i małych zbrodni. Wiersze Barańskiego potrzebują ze strony odbiorcy namysłu, powolnego skanowania słów, zdań i zbitek. Z wersów nie wyłania się historia, za którą możemy podążać, „Komunikacje” przypominają bardziej książeczkę ze wzorami, zadaniami matematycznymi do rozwiązania. Nie jest to tomik dla każdego. Amatorzy obrazu, poetyckich długich narracji nie znajdą w nich swojej ulubionego pożywienia, zaś zdecydowanie zasmakują w „Komunikacjach” miłośnicy cyzelowania słów, oszczędności językowej, minimalizmu, obracania się wiele razy wokół każdego stwierdzenia, wokół osi słów. Zmęczeni językiem walki, językiem jednoznacznej przynależności politycznej z chęcią przyłączą się do przeglądu codzienności, transmitowanego przez zdystansowanego, wycofanego opowiadacza, który nie ma ochoty na wielkie narracje, ciężkostrawne słowa i podsumowania, ale na małe językowe kiczki-paliczki, zabawy w głuchy telefon. Kornel Maliszewski |
2020-04-07