czerwcowy świt poranna zorza nad lasem blednie szarzeje zaczyna ustępować niewidocznemu jeszcze słońcu z rzednącej mgły na łące wyłaniają się rozkraczone krzewy i wysmukłe brzozy zza nich wychodzi ojciec z wędkami w ręce (pamiętam te czeskie klejonki) krępa sylwetka krok pewny jak zwykle lekko pochylona głowa widać że zamyślony zamykam oczy słyszę ptasi koncert Październik 2007 nowy dzień upstrzony srebrem bezkres rozlanego granatu pomału blednie gwiazdy oddalają się toną w otchłani kosmosu maleją tracą blask nad lasem horyzont szarzeje by za chwilę zaświecić jaskrawym różem porysowanym pasmami fioletu malarska impresja świtu w słyszalnej ciszy przerwana nagle ogromną pomarańczową kulą słońca i hałaśliwą radością ptasią czerwiec 2007 Bory Tucholskie Za tę ziemię mężczyźni bez strachu umierali, zabierając z sobą obraz strzelistych sosen i zapach piołunu, pomieszany z macierzanką. A wokół piasek złoty Borów. A w domach kobiety w rozpaczy bezdennej, bez mężów, zasmarkane, bez ojców dzieci. Bory szumiały im do snu o miłości kołysankę. Do ziemi jałowej, do tych żółtych piasków, do Borów zielonych, do Wdy srebrnej wstęgi. Bo w korzeniach sosen kości ojców. Dziś pnie pachnące żywicą w ramionach, w nocy mlekiem, w spazmach kobiety. Jak przebiśniegi wiosenne, pierwszy krzyk noworodków. Ta ziemia nie umrze, ona rodzi. Na niej miłość chroniący mężczyźni, szerokobiodre kobiety. sierpień 2009 sulmin piękno pól szept drzew smak wiatru w wieczornej ciszy spokojny oddech nieskończoności nie wiesz czy stoisz na progu domu czy świata sierpień 2010 *** sierpień ciepły jeszcze słońcem świeci wrotycz siwe ostów rozczochrane głowy w ustach smak pachnących wiatrem jabłek chłodne wieczory gwiazdom o jesieni szepczą sierpień 2009 MIĘDZY EPIKUREM A EKLEZJASTĄ „grzechy najwspanialsze” Krzysztofa J. Lesińskiego zachwycają prostotą, celnością i śmiałością ekspresji intelektualnej. Pierwszy rozdział tego tomu to pytania o sens ostateczny ludzkiego istnienia i częste (może niekiedy aż natrętne) nawiązania do gorzkiej mądrości Eklezjasty: „Wszystko to marność”. Poeta spiera się z Bogiem, z dogmatami kościelnymi, ze szlachetnymi, aczkolwiek nafaszerowanymi fałszem i pruderią hasłami typu: „człowiek to brzmi dumnie”. Czy bóg to filozoficzna doktryna czy są sprawiedliwe wojny dlaczego niewinnością pachną dzieci – te i podobne pytania ostateczne w rodzaju: jaki sens i znaczenie ma to, że żyję małą chwilkę na tej Ziemi, gdzie przyszło mi się przez przypadek narodzić, i czy ktokolwiek kiedykolwiek po mojej śmierci będzie wiedział co mnie bolało, cieszyło, martwiło, jaki byłem samotny i jakiego znalazłem Boga? – stanowią oś tematyczną i problemową pierwszej części zatytułowanej „Wciąż idę”. Poecie bliska jest myśl zawarta w religiach Dalekiego Wschodu, gdy na te egzystencjalne rozterki znajduje taką oto eschatologiczną odpowiedź : WIARA trzeba utracić tożsamość rozpłynąć się w bezmiernej otchłani oceanu czasu żeby uzyskać spokój i nieśmiertelność anonimową W drugiej części znajdujemy wiersze (niekiedy bardzo piękne) głoszące pochwałę ziemskiej miłości, kobiecego ciała, miłosnego aktu, erotycznego zespolenia. Ukoronowaniem tej części jest „Litania”, wiersz-perełka, w polskiej erotyce nie znajdujący sobie równego, bo z jednej strony bardzo śmiały, wręcz wydawałoby się fizjologiczny i ekshibicjonistyczny, a jednak nie przekraczający granicy dobrego smaku, zachowujący walor liryczny. Apostrofa:„najsłodszy nasz grzechu/ zmiłuj się nad nami” przypomina liryczno-erotyczne zaklęcia z wierszy Marii Pawlikowskiej –Jasnorzewskiej, wspaniałej poetki opiewającej również wartość cielesnych uniesień. Poetyckim dopełnieniem zbioru są utwory zamieszczone w trzeciej części zbioru i zainspirowane pięknem przyrody „małej ojczyzny” Lesińskiego, umiejscowionej na Kaszubach, gdzie autor ma dom w Sulminie i gdzie mnie też gościł w czerwcu 2010. Nie tylko dlatego, że tam byłem i nalewki gospodarza rzadkiej smakowitości piłem – mogę docenić wyborność takiego oto drobiazgu poetyckiego: SULMIN piękno pól szept drzew smak wiatru w wieczornej ciszy spokojny oddech nieskończoności nie wiesz czy stoisz na progu domu czy wszechświata Ten ostatni dział wierszy poświęconych ziemi, niebu, gwiazdom, dębom i klonom sulmińsko-wojtalowskim (Wojtal to druga mała ojczyzna Lesińskiego znajdująca się w Borach Tucholskich) stanowi myślowo – zmysłową kontrpropozycję w stosunku do postnych biadoleń Eklezjasty. Zresztą, w ogóle liryka autora „Najwspanialszych grzechów” jest rozpięta między przeciwnymi biegunami, zbudowana na paradoksach i antynomicznych prawdach. Przyświecają jej biblijny Eklezjasta, kochający uciechy i rozkosze życia doczesnego Epikur oraz, gdzieś w tle, Wergiliusz i nasz Kochanowski, opiewający sielskie uroki natury i prowincji. …I na tych wewnętrznych sprzecznościach i dramatycznych wątpliwościach – nieobcych nikomu kto ma wyobraźnię i wrażliwość – wyrażonych bardzo celnie i prosto zasadza się urok liryki Krzysztofa. Józef Baran sierpień 2010 *** Krzysztofa J. Lesińskiego znam z wierszy i z kilku rozmów telefonicznych, znam tak dobrze, że zaprzyjaźniłem się z nim na ślepo i na odległość. Potrzebę poezjowania Krzysztof poczuł, gdy mu się urodził syn, ujawniał swoje wiersze dopiero w wieku emerytalnym. Szczęśliwie znalazł mądrych doradców w Piotrze Cieleszu i Józefie Baranie. Z jego czterech zbiorków poetyckich znam dwa późniejsze („kamień pokaleczony czasem” i „lęki niepokoje”), obydwa bardzo lubię. Jest to piękna poezja bezpośredniej ekspresji uczuć i refleksji nad własnym życiem. „Grzechy najwspanialsze” są prawdziwą niespodzianką. Nie ma w nich poezji naiwnej, zastąpiła ją poezja, można powiedzieć uczona, kunsztowna w swoich formach, pisana w kolaboracji sztuki słowa z innymi sztukami. Autorowi „grzechów najwspanialszych” nie marzy się „potrząsanie nowości kwiatem”, chce opowiedzieć siebie i swoją duchową istotność w zgodzie z duchem tradycji poetyckiej od antyku po czas dzisiejszy. Wzorów dla siebie szuka u poetów i poetek, których podziwia. Bezpośrednią ekspresyjność i bezpośrednią opisowość zastępują teraz wyrafinowane poetycko ekfrazy i intelektualna poezja w poezji. Ta przemiana nie kłóci się z osobową autentycznością wcześniejszych wierszy. Henryk Bereza wrzesień 2010 *** Bywają okresy, w których słowa zatracają swoje właściwe znaczenie. Podobnie jest z nazwami i określeniami tego, co robimy w życiu. A przecież dla każdej rzeczy i dla każdego działania można znaleźć adekwatne określenie. Słońce jest słońcem, księżyc księżycem, ziemia ziemią. Kamień, roślina, zwierzę i człowiek mają swoją funkcję. Niektórzy ludzie pozostają w wymiarach kondycji ludzkiej poddając się temu, co im zostało narzucone. Czasami starają się z tego wyzwolić, wykorzystując swoje, zdolności myślowe i manualne. Typowe jest to dla artysty, gdy tworzenie pozwala mu na określenie własnego miejsca w otaczającym go świecie. Spotkałem takiego artystę. Nazywa się Sylwester Chłodziński. Jest rzeźbiarzem w pełni rozumienia tego słowa. Dobrze, że Krzysztof J. Lesiński zaprosił do swoich wierszy rzeźby swojego przyjaciela, Sylwestra Chłodzińskiego. Przeczytajcie wiersze Krzysztofa, obejrzyjcie rzeźby Sylwestra, nie starając się znaleźć w tym połączeniu ilustracji wizualnej lub słownej. Po prostu stańcie w tym magicznym kręgu zakreślonym przez tych dwóch artystów. Może wtedy poezja stanie się POEZJĄ a rzeźba RZEŹBĄ. To, co określił Gustaw Flaubert podróżując: „obserwować bez wartościowania, zrozumieć bez osądzania”. Prof. Harry Stonehage Zbiory poetyckie Krzysztofa J. Lesińskiego zabierzcie ode mnie złe myśli – 2001 dałeś mi dar – 2002 kamień pokaleczony czasem – 2006 lęki niepokoje – 2008 pokaleczony czasem – 2009 taniec z pamięcią – 2010 grzechy najwspanialsze – 2011 |
2011-05-01