Z Tomaszem Hrynaczem, autorem zbioru wierszy „Enzym”, rozmawia Grzegorz Michalak. „Enzym” to… Z tego, co pamiętam, z biologii, jeszcze ze szkoły, to są biokatalizatory. Złożone substancje białkowe występujące w organizmach, które spełniają ważną rolę w procesie przemiany materii i regulują przebieg procesów życiowych. Chyba nie chcesz powiedzieć, że napisałeś książkę o przemianie materii i procesach życiowych!? Tego nie wiem, to znaczy taki był przynajmniej mój zamiar. Oczywiście, w sensie metaforycznym, poetyckim. Ale czy mi się to udało… Na to pytanie muszą odpowiedzieć już Czytelnicy. Ten zbiór, co zresztą dla mojej twórczości jest charakterystyczne, dotyka kilku zasadniczych pytań: o sens, o czas, o miłość, o prawdę chwili. Tyle że poszczególne elementy są różnie rozłożone, akcentują poszczególne kwestie. Są motywy, które systematycznie budują „mój świat”, „świat mojego wiersza”. A poza tym , każdy z czymś się wadzi! „Enzym” to figura życia. Słowo- symbol, który ma otwierać nową przestrzeń, istniejącą obok niego. Ale ten, jak nazwałeś, „twój wiersz” jest coraz krótszy. Kiedyś operowałeś długim wersetem, teraz swoją wypowiedź sprowadzasz do zaledwie kilku wersów, tak jak w utworze „Duża woda”, który pozwolisz, że zacytuję: „Lipiec. Butla z deszczem eksplodowała równo o czwartej”. To niemalże haiku! Podstawowym materiałem, tworzywem wiersza jest język, mimo wszystko. Dziś, po blisko jedenastu latach pisania, odsuwa mnie od tworzenia „wiersza narracyjnego”, tak go sobie pozwolę nazwać, nadmiar słów. Rozciąga „niepotrzebnie- granice świata, stwarza dodatkowy werbalny chaos, co czasami może przynieść zaskakujące efekty, ale tylko czasami. To niewątpliwie wiąże się także z dyscypliną, kontrolowaniem środków wyrazu np. metafory. Jestem po stronie tej teorii, że przestrzeń wiersza „wypełnia” niedopowiedzenie, a nie słowo. Nadal jednak, z tego co udało mi się zauważyć istotną rolę w twoich wierszach , także tych najnowszych – dodajmy, że wydanych w Nowej Rudzie, w wydawnictwie „Mamiko”, odgrywa konkret. Dla mnie jako poety zawsze najważniejsze są granice wiersza i jego przestrzeń. Te kategorie są nierozerwalne. Uważam, że w wierszu należy wykraczać poza siebie, by stać się w poezji sobą. To brzmi nieco paradoksalnie i tajemniczo, ale kiedy się nad tym dobrze zastanowimy, to uznamy, że słowo jest kalekie, nie rozciąga się w nieskończoność. Rejestruje to, co rozwija się przed oczami, bo ja takim poetą podglądaczem jestem. Trzeba tylko dojrzeć ten szczegół (!) i docenić. Dzięki niemu można mówić o największych sprawach, ponieważ on pozwala ujawnić nam „drugie dno”, metafizyczny sens. Czym zatem dla ciebie jest wiersz? To pytanie z kategorii tych najtrudniejszych, bo tak naprawdę „niedefiniowalnych” przynajmniej dla mnie. Dziś mogę powiedzieć, że wiersz to niejasny stan świadomości, to iluminacja i iluzja jednocześnie, ale czy tak będę uważał jutro, tego sam nie wiem. Bo wiersz to taki stwór ezoteryczny, materialny i niematerialny zarazem. Pisząc, opisujemy to, co zewnętrzne i to, co wewnętrzne jednocześnie. Odkrywamy tajemnicę, która tak naprawdę nigdy nie zostanie odkryta. Po nas przyjdą następni poeci, kolejni zapaleńcy, którzy do literatury będę chcieli wnieść swoją prawdę o świecie. I to jest właśnie najpiękniejsze, że człowiek wciąż pragnie wiedzieć jak najwięcej, choć zdaje sobie sprawę, że poznanie tajemnicy świata, a zwłaszcza życia jest niemożliwe, ponieważ przerasta jego możliwości percepcyjne i intelektualne, uświadamia mu jego ułomność… Cóż więc nam pozostaje? Wierzyć, że kiedyś dostąpimy tej łaski, a na razie czytać, na przykład, wiersze… Zatem…. Do wierszy! |
2006-05-21