Myślałam, że wystarczy nauczyć się alfabetu. Potem wpadłam w jego środek. A teraz niesie mnie przez siebie w nieskończoność słów. Zakład Założyłam się z księżycem, że ten czarny las w oddali, dotknę palcem prawej ręki, w chwilę później się zapali. Patrzył na mnie, na wariatkę, z gębą roześmianą wielce. – Znów mi przyszło iść w zakłady i zakładać się z szaleńcem! Księżyc pewny swej wygranej wyczekiwał mojej klęski. Wtem zobaczył na mej twarzy, uśmiech jasny i zwycięski. Bo nad lasem, bladą łuną, rozpoczęło się ognisko. Słońce wschodząc majestatem, rozpalało sobą wszystko! Przebierały się pożary, księżyc uciekł przerażony, a ja idę w stronę lasu w wiatr gorący i czerwony… A ja znikam Stałam się wodą i popłynęłam. Stałam się słowem z ust wyszeptanym. Stałam się wiatrem, wszystko rozwiałam i piaskiem jestem gdzieś rozsypanym. Przeszłam, przebrzmiałam, cała się zmyłam i spadłam z drzewa liściem jesiennym. Jestem gdzieś w chmurach, przez mgłę przenikam, jestem pogłoską, duchem bezsennym. I tak jak chciałeś, w ogóle mnie nie ma. Może jedynie na bruku cieniem, co wolno znika, milcząc uparcie, odprowadzony Twoim spojrzeniem. Cztery pory roku Jesiennym porankiem, liści szelestem, słyszysz ?Już jestem! I chłodem zimowym, śniegiem co prószy, czujesz? Lód kruszę! Kolorami wiosny, tęczą na niebie, widzisz? Dla ciebie! I lata gorącem i gdy jest ciemno- bądź tylko ze mną! |
2012-05-02