Kaszuby i Tarantino – rozmowa z Luizą Ludwig-Sarnowską

Kornel Maliszewski: Zacznijmy od samego początku – kiedy pojawiła się u Ciebie myśl, aby wykreować mityczny świat “Uśpiewania”? Skąd taki wybór artystyczny? Czemu akurat postawiłaś na baśnie?

Luiza Ludwig-Sarnowska: Pierwsze opowiadania, pisane z potrzeby duszy, powstały dwa lata temu i miały bardziej charakter terapeutyczny niż jakikolwiek inny. Przez pewien czas myślałam, żeby stworzyć cykl takich właśnie opowiadań dla dorosłych. Potem powstały: „Dziad kalwaryjski” i „Paneszki” – opowiadania, traktujące już całkowicie o obrzędach i wierzeniach kaszubskich (zadusznych i bożonarodzeniowych). Były dla mnie formą ćwiczenia literackiego – zabawy słowem i poszukiwaniem informacji o dawnych tradycjach. Dopiero później, gdzieś na torfowiskach, dokąd chodzimy z psem na spacer, powstała myśl, żeby te opowiadania jakoś ze sobą połączyć. I tak powstał świat – lub jak to mówi mój starszy syn – uniwersum, w którym wszystko jest możliwe, gdzie magia jest stałym elementem rzeczywistości i gdzie tajemnicze siły pomagają wyrównać rachunki krzywd.

A opowiedziałabyś osobom, które jeszcze nie czytały Twojej książki – jaka historia stoi za tytułem? “Uśpiewanie” to niecodzienne określenie, które może wywoływać różne interpretacyjne skojarzenia.

Uśpiewanie to rytuał, podczas którego, według dawnych przekonań, można było uśmiercić drugiego człowieka. Wystarczyło odmówić (wyśpiewać) w jego intencji modlitwy za zmarłych. Jedynym ratunkiem dla takiej osoby miał być żal za popełnione krzywdy i poprawa. 

Uśpiewanie to zagadkowa podróż przez kaszubskie mity, które zostały podane we współczesnym, smacznym sosie.

“Uśpiewanie” jest mocno zanurzone w kaszubskiej mitologii – co sobie w niej cenisz? Spytałbym jeszcze, czy utożsamiasz się z tą kulturą, czujesz się Kaszubką?

Nigdy o nikim, w tym o sobie, nie myślałam w kategoriach przynależności do jakiejkolwiek grupy – każdy jest dla mnie osobą o imieniu i nazwisku, z bagażem doświadczeń i energią, jakie wnosi w moje życie. Czy jestem Kaszubką? Mój dziadek był Kaszubą, a jako Kaszubka zostałam potraktowana raz – dawno temu jeden z wykładowców zapytał mnie, czy mam czarne podniebienie. Szczerze mówiąc, nie zrozumiałam wtedy, o co mu chodziło, bo nie wiedziałam, że jest takie, obraźliwe w założeniu, określenie Kaszubów. Zdaje się, że go po prostu zignorowałam. Poza tym, lubię słuchać ludzi rozmawiających po kaszubsku – dużo rozumiem, choć niewiele umiem powiedzieć, a to, co potrafię, nie nadaje się do publikacji. 😊 

Pod koniec książki, w podziękowaniach, wymieniasz sporo osób, które służyły Ci radą podczas pisania – często właśnie w związku z kaszubskim folklorem czy słownictwem. Jak wyglądało to radzenie się mądrych głów?

Taki jest bonus pracy w szkole – pełno w niej specjalistów z różnych dziedzin. Pamiętam też opowieści mojej babci Ani o świecie, do którego przybyła zaraz po wojnie jako 13-letnia dziewczynka – to ona, choć pochodziła spod Lwowa, opowiadała nam o kaszubskich wierzeniach czy obrzędach. Później były długie rozmowy z moją kochaną teściową, która była stuprocentową Kaszubką. Te opowiadania również wpłynęły na ostateczny obraz świata z „Uśpiewania”. Wiele przypadkowych osób, do których napisałam z pytaniem o konkretne słowo, ludzie, których pytałam o drobny szczegół, oni wszyscy ze swoją przychylnością i gotowością do pomocy sprawili, że tworzenie tej książki było niesamowicie pozytywnym doświadczeniem. Niezastąpionym źródłem informacji była też książka ks. prof. Jana Perszona „Na brzegu życia i śmierci”. Było dla mnie ważne, aby to na końcu książki podkreślić.

Twoje baśnie nie są standardowe – wpuszczasz w ich krwiobieg pewien klimat współczesności czy czarnego humoru. W jednym z opowiadań mamy na przykład do czynienia z kobiecą zemstą w wydaniu iście tarantinowskim. Gatunki trzeba odświeżać, aby nie przykryły się kurzem?

 (Ha, ha, ha)  

Aż to teraz byłam zupełnie nieświadoma tego taratinowskiego wydania. 😊 Po prostu chciałam zrzucić to, co mi leżało na wątrobie – wiedziałam, co chcę opisać, a potem postanowiłam stworzyć moim bohaterom świat, w którym wszystko jest możliwe – stąd realizm magiczny. A połączenie lirycznego, archaizującego języka z dosadnymi, czy jak mówisz, tarantinowskimi rozwiązaniami, miało tylko unaocznić, że tak zwana kobieca delikatność może być bardzo zwodnicza.

“Uśpiewanie” w wersji audio

To baśniopisanie z nutką współczesności kojarzy mi się z “Listopadowymi porzeczkami”, czyli szaloną opowieścią o 19-wiecznej estońskiej wsi, w której wszystko może się zdarzyć, a duchy żyją jakby nigdy nic w ludzkim świecie. Znasz tę książkę Andrusa Kivirähka? Stanowiła ona może dla Ciebie inspirację?

Nie, nie znam tej książki.

To dodam, że jeśli komuś przypadły do gustu “Listopadowe porzeczki”, to niech sięgnie po “Uśpiewanie”, bo może znajdzie pewną nić porozumienia między tymi książkami… Spytałbym Cię teraz o językową stylizację. Nie jest ona bardzo silna – czasem stosujesz inwersję w zdaniu, dorzucasz słówka ze staropolszczyzny czy języka kaszubskiego. Czy miała być to stylizacja spójna (poparta zgłębieniem tematu), czy po prostu stosowałaś pewne “wyobrażenie” na temat języka, który spotyka się w bajkach, legendach czy podaniach ludowych?

Chciałam napisać o archetypach, o ciągle aktualnych motywach działania, o emocjach wspólnych nam wszystkim, o cierpieniu, które szuka ukojenia, o krzywdzie, która szuka zadośćuczynienia, ale nie chciałam dosłowności. Z jakiegoś powodu taka stylizacja wydała mi się najlepsza. Pojedyncze kaszubskie słowa miały podkreślić wyjątkowość świata, który chciałam przedstawić, ale nie utrudniać lektury. A wielokrotnie złożone zdania, od których, jak mi powiedziano, „mózg się poci”, to po prostu sposób, w jaki sama mówię, z dygresjami i zbaczaniem z tematu głównego, bo mi się właśnie przypomniało coś, co w moim przekonaniu jest niezbędnie konieczne do zrozumienia całości. 😊

W “Uśpiewaniu” – jak już wspominaliśmy, i jak to często w baśniach bywa – świat realny z lekkością przenika się ze światem, w którym rządzą duchy. U Ciebie to tylko zastosowanie literackiej konwencji, czy może jednak w życiu także odczuwasz pewne przenikanie się rzeczywistości fizycznej i metafizycznej? 🙂 

Z wiekiem coraz bardziej 😊 i sama nie potrafię tego ani zrozumieć, ani wytłumaczyć.

Czekamy więc na rozwinięcie tego tematu w Twoich kolejnych książkach. A z jakim przyjęciem spotkało się “Uśpiewanie”? Czy pewne czytelnicze interpretacje Twoich opowiadań Cię zaskoczyły?

Debiutanci, tacy jak ja, odnoszą „sukcesy” głównie wśród rodziny i znajomych. 😊 Moi, w zdecydowanej większości, okazali wsparcie i życzliwość i rzucili się kupować „Uśpiewanie”, za co ogromnie im dziękuję. Promowanie książki wśród szerszego grona – to już zupełnie inna bajka. Bez mediów społecznościowych byłoby to chyba niemożliwe, dlatego można mnie znaleźć na Facebooku i Instagramie, gdzie staram się przybliżyć fabułę, bohaterów i bohaterki opowiadań. Jestem też na YouTube, gdzie pojawiają się nagrania poszczególnych opowiadań, czytane przez Kubę Mielewczyka, aktora Nowego Teatru w Słupsku. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę tytuł książki i moje pełne imię i nazwisko (lub kliknąć w ten link). W księgarniach internetowych i na lubimyczytać.pl coraz częściej pojawiają się recenzje „Uśpiewania” pisane przez osoby, których nie jestem w stanie zidentyfikować – więc mam nadzieję, że grono czytelników spoza kręgu najbliższych mi osób będzie się powiększać.

A po rozmowach z osobami, które już przeczytały „Uśpiewanie” mam nieodparte wrażenie, że ich interpretacje bardzo mocno związane są z osobistymi przeżyciami – stąd też różnorodny wybór ich ulubionych opowiadań. Każde z nich jest o innej krzywdzie, innym cierpieniu. Moim celem było stworzenie przestrzeni dla zadośćuczynienia, którego być może czytelnikom nie było dane doświadczyć. Jeśli chociaż cząstkę tego zadośćuczynienia znaleźli w „Uśpiewaniu”, to cieszę się, że je napisałam.

Odejdźmy teraz na chwilę od “Uśpiewania”. Uczysz angielskiego w szkole i – jak piszesz w swojej notce biograficznej – używasz w nauczaniu nowatorskich metod. Czym są te metody i jak na nie reagują uczniowie?

Uczę dwóch przedmiotów – języka angielskiego, do nauki którego nie trzeba uczniów specjalnie motywować, i historii w klasie dwujęzycznej. Tu jest już znacznie trudniej, zwłaszcza jeżeli wybór takiego profilu podyktowany był chęcią nauki języka angielskiego, a nie historii. 😊 Historia dla wielu osób jest nudna, bo myślą, że ich to nie dotyczy, że jest martwa. Nowoczesne aplikacje oparte na sztucznej inteligencji pozwalają przywrócić historię do życia – na własnym laptopie można wykreować historyczne postaci, „ożywić” je, pozwolić im mówić. A jak dodamy do tego informacje o ich życiu prywatnym, uzupełnimy je o różnego rodzaju niedyskrecje, to dużo łatwiej jest później uczniom i uczennicom analizować „nudny” tekst źródłowy. 

Twoja notka przynosi więcej rewelacji – sporo podróżowałaś, mieszkałaś w Belgii, Wielkiej Brytanii, znasz wiele języków. Co to była za podróż przez życie i czy stanowiła “żyzny nawóz” pod przyszłe powieści?

Na pewno znałam wiele języków 😉 – z niektórych zostało mi więcej, z innych mniej. Ale przecież wszystko, co się nam przytrafia, to, co sami kreujemy, nawet to, co minęło, i o czym zapomnieliśmy, jest, jak to ująłeś, „nawozem” pod to, co przed nami. Czy to będą powieści, czy życie samo 😉 (celowa inwersja) – czas pokaże.

A na koniec spytałbym Cię o ulubione filmy i lektury. Czy to też pozycje, w których panuje zagadkowy, mistyczny klimat niczym w “Uśpiewaniu”?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie – wiele książek czy filmów, zwłaszcza tych przeczytanych i obejrzanych w młodości ukształtowało moją wrażliwość i sposób patrzenia na świat. Ale tak – lubię książki, których autorzy czy autorki kreują specyficzny świat, którego „inność” jest namacalna, który nas pochłania. I przychodzi mi na myśl książka „Miód i wosk” Krzysztofa Lipowskiego. Jej akcja rozgrywa się w czasie wojny, niby w jakimś bliżej nieokreślonym miasteczku na północy, ale ja wiem, że historie opisane przez autora dzieją się w moim Pucku, bo znam uliczki, po których chodzą ich bohaterowie. Polecam tę książkę serdecznie. Trzeba przeczytać „Uśpiewanie” i “Miód i wosk”, a potem tu przyjechać, pospacerować po plaży i znaleźć miejsca, gdzie „lekki, płowy, morski piasek miesza się ze zdradliwym, ciężkim, czarnym torfem”. 😉 Dziękuję.

Dziękuję za rozmowę 

Rozmawiał Kornel Maliszewski


Zobacz także:

“Dzika jachta” – jeden z rozdziałów “Uśpiewania”

Haiku są jak czarne kropki na filiżance babci – rozmowa z Anną Plaskowską