Karolina Wiaczewska – Mroczne postscriptum

Karolina Wiaczewska
Absolwentka Wydziału Filozofii. Pisarka, dla której słowo istnieje poprzez odniesienie do człowieka i jego losów. Śpiewaczka operowa, która kształciła swój głos w Polsce i Szwajcarii. Prowadzi zajęcia z filozofii dla studentów Seniorów na UTW. Jej teksty publikowane są na portalach literacko- filozoficznych. W 2017 roku pojawiła się jej książka “Kalecznicy”. Interesuje się historią ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Słowian. Chętnie fotografuje otaczającą ją rzeczywistość. Biega dla przyjemności. Jej przyjacielem jest Mieszko- owczarek niemiecki.




Psi los

Przy szerokiej bramie kłębili się ludzie. Jak co rano zaciskali w dłoniach przepustki, umożliwiające wejście na teren zakładu. Ten zajmował pokaźny obszar, ze wszystkich stron otoczony wysokim, betonowym murem. Fiedosija Gonorijewna stała, ocierając łzy. Co rusz przyciskając chusteczkę do ust, szlochała. Jej policzki i nos czerwieniały, a rozbiegane oczy rzucały wkoło błagalne spojrzenia.

– Ustąpcie, Stiefanie Andriejewiczu! – zabrzmiał w końcu niski, męski głos. Miał w sobie jednak wystarczająco dużo ciepła, aby Fiedosija dostrzegła w nim szansę dla siebie.

– Toć się kobita rozchoruje. No dajże pokój, Stiopa – przekonywał kolejny, należący do niewysokiego, szczupłego człowieka, o twarzy podobnej do wyschniętej śliwki.

– Nie ma mowy! – rzucił Skorajew, a uderzając zaciśniętą pięścią w blat, warknął. – Może się głupia w końcu czegoś nauczy! Jak będzie musiała wracać do domu po przepustkę, to na następny raz nie zapomni! – Dłonie kobiety drżały ze zdenerwowania. Zaczęła przeglądać zawartość torebki. Raz kolejny próbowała w niej znaleźć właściwy dokument.

– Za spóźnienie do pracy potrącą jej z dniówki. Ustąpcie, Stiefanie Andriejewiczu – powtórzył pojednawczo postawny mężczyzna.

– Niech straci! A wówczas to się już z nią osobiście policzę! – przestrzegł Skorajew. Gwałtownie uniósł rękę, tak jakby chciał wymierzyć kobiecie cios w głowę. Ta uchyliła się jednak wprawnie. – Wie dobrze, że nie gadam po próżnicy! – skwitował dumny z siebie, po czym zerknął pobieżnie na kilka kolejnych przepustek. Ludzie tłoczyli się w przejściu. Szeptali między sobą, że i tym razem znienawidzonemu służbiście udało się wyłowić nieszczęśnika, który słono zapłaci za gapiostwo. Z politowaniem kiwając głowami, mijali pospiesznie Fiedosiję Gonorijewną, bez ustanku zanoszącą się płaczem.

– Stiopa! Opamiętaj się! – podjął na nowo próbę niewysoki mężczyzna. Rozłożywszy ręce w szczerym geście, podszedł do Skorajewa, który zesztywniał w jednej chwili.

– Mam to gdzieś, że to moja żona! – rzucił, wygładzając swój mundur. – Tym bardziej powinna przestrzegać regulaminu. Won mi stąd, głupia babo! Bez przepustki nie wpuszczę! – spojrzał na biedaczkę rozognionym wzrokiem. Pogardliwym gestem wskazał drzwi. Kobieta pochyliwszy się niżej jeszcze, niż zazwyczaj, pokornie skierowała się w ich stronę. Mijając próg, westchnęła ciężko. – Jeszcze mi tu narzekaj! Zobaczysz, już ja ci potem kości porachuję! – odgrażał się. Upojony własną brutalnością, nie zważał na strach malujący się na twarzy Fiedosiji, która po chwili biegła już wąską ulicą. […]