Jacek Ostrowski – Polskie Pieskie Życie

Fragment opowiadania “Wariat”

WARIAT


Szpital Psychiatryczny, gdzieś w Polsce, 17 października 2005 roku, godzina 12, mała cela na drugim piętrze w południowym skrzydle, a w niej filigranowy, może czterdziestoletni mężczyzna , a właściwie jego wrak. Mały, chudy korpus, duża podłużna twarz z zapadniętymi policzkami, brązowe oczka osadzone w głębokich oczodołach , czarna, mocno przerzedzona czupryna i śmieszne odstające uszy – to wygląd człowieka z dziesięcioletnim stażem pacjenta domu wariatów. Siedzi skulony przy stoliku i ponownie pisze prośbę o zwolnienie.


Szanowny Panie Ordynatorze! ( tu mu zadrżał długopis w dłoni)

Zwracam się do Pana po raz sto dwudziesty z prośbą o zwolnienie. Jak już wielokrotnie oświadczałem – jestem zupełnie normalny, a te latające spodki, które często lądowały przed moim domem to szczera prawda – na co mam dowody. W mojej skrytce w banku jest film, na którym udokumentowałem te zdarzenia i wystarczy tylko po to pojechać. Proszę
niech ktoś mnie tam zawiezie, przecież to tylko godzina jazdy, proszę!!!!!!!
Pisałem już o tym, że ci ze spodków, kiedy lądowali ostatni raz coś mi wstrzyknęli i dlatego dopiero po miesiącu odzyskałem pamięć, ale teraz wszystko pamiętam. Nie mam już Rodziny i nikogo kto mógłby mnie wyręczyć i dlatego zwracam się do Pana Panie Ordynatorze.
Wiem że pewnie nie ma Pan dużo czasu ale ja już proszę dziesiąty rok i to tylko o sprawdzenie skrytki bankowej. Błagam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Adam Gapiński

Odłożył długopis , złożył papier na dwie części i schował do kieszeni.
Rozległ się stukot chodaków na korytarzu.
Zazgrzytał klucz w zamku, drzwi uchyliły się, a w progu stanął potężny „mięśniak” z tacą w ręku.
– No kosmito! – zaśmiał się szyderczo – jedzenie i zielone pastylki od zielonych ludków!
– Nie chcę ! – Gapiński próbował protestować, ale co znaczył jego opór przy sile tego drugiego. Chwycony w stalowy uścisk nie miał wyboru, ale tym razem udało mu się ukryć medykamenty pod językiem.
– A teraz jedz ! – rozkazał osiłek
– Mam list do doktora! – zaskomlał pacjent wyciągając kartkę.
– Znowu? – pielęgniarz pokręcił głową, wcisnął zwitek papieru do kieszeni i wyszedł.
– Dlaczego ja tu siedzę??? – zaryczał nasz bohater wypluwając lekarstwo – dlaczego????
Chodził wzdłuż swojej celi podchodząc do ściany, by z całej siły tłuc w nią głową i dopiero, kiedy poczuł w ustach lepki smak krwi z rozbitego czoła, opanował się.
– Nie, nie, muszę kontrolować się, bo znowu zamkną mnie w tych materacach i zabiorą długopis, a wtedy nici z pisania – usiadł i wolno zaczął wycierać twarz.

W tym czasie, w służbowej willi położonej w samym centrum szpitala , w stylowym salonie z pięknymi ciężkimi meblami, wspaniałymi obrazami na ścianach, z rozkosznym ciepłem bijącym od kominka, z kieliszkami koniaku w dłoniach , w głębokich skórzanych fotelach siedzieli: ordynator Stefan Tumiński oraz jego zastępca Rafał Opalski .