Grzegorz Woźny – Landszaft

prywatne życie aniołów


w długim zdaniu moszczę papucie w kroku spokojniejszy
spostrzegam klucze do pokoju aniołów
bardziej gotowy do snu w oniryczne katastrofy bydlęce rogi
niechby strach ostateczny popatrzył na swoją dłoń
filmowe ujęcie z oczu King Konga a kruszyna sączy wystraszoną
bieliznę
niepostrzeżenie wycierając małym palcem zabrudzone szminką
kąciki ust
żeby ten dreszcz na który we dnie nie ma czasu był
opatrunkiem kleił dziarskie piekielne poparzenia
masochistyczne złudzenie że świat tonie w cierpieniu
masz nowe wiadomości odczytać odczytać i znowu
sześćdziesiąt dziewięć wskazówek na lepsze życie
albo znacznie więcej powodów międzyludzkich
najdoskonalsza pierwsza liczba przestaje być stałą parafrazą
ku uciesze społecznej informacji tam dociera
doskonały kształt jajka w konflikcie z kulą pęka
podczas pilnej obserwacji Andrzeja siedzącego na progu
trzyschodka w Głuszycy
ten ma dopiero palec mały serdeczny

i krwawiący kciuk od obgryzania paznokcia
materiały dydaktyczne krążą od ręki do ręki
wiedza z tabeli piękna i mądra jak studium wiru Leonarda
maszyny hydrauliczne pękają podobne komarom wyciśniętym z ręki
ssące rozlewiska starszych słuchaczy studiów uniwersyteckich



niebo


wskazując palcem nie widzę obcego
jak chrust przynosi z dalekiego lasu
a żart w ustach zmęczył go szukając
w powtórkach na przyjemne spotkanie
to na ciebie patrzę z wycinanek
i znam precyzyjne zagięcia
aby wzór równomierny pomnożył
odbicia jak ta gałąź
sucho rozmienia ogień
nie podaję ręki zieleni
bo mleczne drzewo bez liści
rośnie w czystym strumieniu
w najdalszym środku nocy



słowa do melodii


niewidzialny poszedłby
za mną gdziekolwiek jesteś
gdziekolwiek poszłaś
zanurzyłby czy wśliznął
ostrą dłoń w jej dłonie
a potem ostrą dłoń
w koronki królowej
niepomarszczonej i niezmiętej
wielce pani panującej
medal chcę nowy medal
w jego imieniu jak wuj
mój dziadek pokrzyżowany
virtuti za ręce
potem niewidzialny
spytałby o migawki
jak biegną skrawki równowagi



lokaj


szal na biegunach
w białe liście
haft bieliźniany
cypry karaiby
samochód
jak na ulicy swędem
cudze słowa
ze wszystkich naczyń
po kucyku po kucyku
zamknięty oddech
świeży czy nie
od tej strony
na grzędzie
ogryzki
wypowiedzi



***
róże kręgle
potoczyste panie
cyranki goździki
farbą w pionie
akwarelą
w doniczkach
chwilowe wianki
budzące królowanie
przy drzewach krzakach rynnach
bielących zwiotczałe gałązki
styropianu
wnet kobieta
myje głowę
za grosz dla niej
nachalna bielizna
rumian
drżąco rozczesywany
serdecznymi opuszkami
w niej chleb zieleni się
kakao
tam krągły garncarz
poklepuje wianki
oliwa sączy
wolno wysycha
tylko na słowo
nadający się kolor