Grzegorz Marszałek urodził się w 1978 r. w Świdnicy. Poeta, nauczyciel historii. Żonaty, dwie córki. Mieszka i pracuje w Wałbrzychu. Publikował swoje wiersze w Dolnośląskim Roczniku Literackim “Pomosty”, w czasopiśmie Vege oraz w internetowym serwisie poezja-polska.pl, gdzie jeden z nich został wyróżniony przez poetę Adama Ziemianina. Tomik “Apostołowie złej nowiny” jest jego książkowym debiutem poetyckim. Sara Czytanie zdjęć, czarno-białych, dla lepszego wrażenia artystycznego, epopei klimatyzowanych uczuć. Pierwsze: twarz Gosi po wyjściu od ginekologa, kiedy Sara mogła mieć na imię Mikołaj i w maju przynieść się w prezencie. Fotoreportaże o odysei z przewijaka do wanienki, pływa, my ogromni jak Scylla i Charybda, z tą różnicą, że kochamy i moje nieduże ręce, które okazały się wystarczająco męskie, żeby trzymać. Sesje pt: obalanie piersi, pociąganie z butelek. Na koniec ulubiona, z wystającymi spod czapeczki rozwianymi kędziorkami, a’la portret Che Guevary Andy Warhola, zagadkowy uśmiech, jeszcze gwary używa do tego, jakby mówiła, rewolucja, hasta la victoria siempre, niewiniątko, a rzeź dla uszu. Kolka. Godzina noszenia, kwadrans snu. Każdy ma swoje piętnaście minut. Chłopcy z Jaworzyny Śląskiej Kradli owoce z ogródków, ja stałem na czatach, ubezpieczałem tyły, zawsze dostawałem swoją dolę, czereśnie, gruszki, agrest, jabłka, często niedojrzałe jak my, wakacyjne, chłopięce żołądki nie były wybredne. Grali w nogę, strzelali, faulowali, ja na bramce, średnio co dwie strony przygód Tomka – Alfreda Szklarskiego interweniowałem, nie zawsze udanie. Obserwowałem ich wieczorami, siedząc przy oknie i grając z dziadkiem w szachy. Bawili się w chowańca, puchę, kłócili się, czyj resorak najwięcej spala na setkę. W niedzielę, całą bandą przypuszczaliśmy szturm na kościół, ostatni przychodziliśmy, pierwsi wychodziliśmy. Do dziś przechowuję smak opłatka lepiącego się do podniebienia i lodów za pieniądze, które nie zawsze kładło się na tacę. Kąpiele na żwirowni, pierwsze fajki, dla mnie ostatnie, strzały z procy, koedukacyjne zabawy, zbieranie słów do Boga, ludzi i wierszy – nauka gramatyki dorastania. Mężczyzn z Jaworzyny nie znam, boję się tam pojechać i sprawdzić, ile lat przepaści narosło pomiędzy nami. Uczę historii nie ich dzieci, na wywiadówki przychodzą nie ich żony, ich samych nie spotykam w kościele, do którego nie chodzę. Kibicujemy pewnie innym drużynom, pijąc różne gatunki piwa. Piszemy i czytamy inne wiersze. Jeśli w ogóle. |
2017-05-17