Elżbieta Lipińska – urodziła się w Warszawie, ale jej ukochanym miejscem na ziemi jest Wrocław. Jest prawnikiem. Pisze od zawsze, głównie wiersze, czasem także krótkie opowiadania. Słowo, obok muzyki, jest dla niej jedną z ważniejszych rzeczy na świecie. Publikowała w „Obrzeżach”, „Akancie”, „Autografie”, almanachach. Otrzymała Grand Prix Szóstego Agonu Poetyckiego „O Wieniec Akantu” w 2006 r., zajęła pierwsze miejsce w głównym konkursie XI Głogowskich Konfrontacji Literackich w dziedzinie poezji w 2005 r. i trzecie w tymże konkursie XII Konfrontacji w 2006 r. Pożegnanie z czerwienią pani ma takie zagraniczne dziecko słyszała wciąż mamusia śniadoskórej buzi tak bardzo orientalnej w łazienkach, alejach gdzie buź takich niewiele doprawdy zostało kiedy się przepychała z wózeczkiem przez gruzy. jaka śliczna chineczka słyszała w Krakowie spacerując po plantach radośnie wpatrując się w środek szkolnej sceny kiedy jej córeczka sadziła ryż schylona w jedwabnej piżamie. tak bardzo była dumna do dnia gdy wariatka uderzyła chineczkę bo głośno śpiewała piosenkę o chińczykach i małych murzynkach. na zachodzie uznała że najlepiej będzie sugerować hiszpankę. na drogę do źródła wiedzy dała chineczce czerwone pończochy budrysówkę i szalik. buzia była piękna chociaż pończochy w biegu koniecznie na czarne trzeba było wymieniać w brudnym szkolnym kiblu. ale w końcu musiała spytać mamę w domu co też pan miał na myśli gdy na lekcji stwierdził że tak czerwone ciuchy noszą tylko kurwy. bogiem a prawdą użył słowa które brzmiało dostojniej ale dla niej było bez różnicy śniada buzia na szczęście ukryła rumieńce. po wyjaśnieniach piękna czerwień jakoś zbladła i wtedy zrozumiała chyba po raz pierwszy za to po wszystkie czasy że trzeba uciekać. lubi czernie zielenie popiele granaty usta maluje wiśnią zgaszoną ugrami oczy łagodzi brązem ożywia uśmiechem który płoszy przez wieki utrwalony smutek i wyszła za blondyna. do niej nikt nie mówi ma pani takie zagraniczne dziecko Sztuka magika Markowi Sz. z tą biedną krótszą nóżką był z siebie taki dumny, gdy udał mu się skok wołał: patrz, sztuka magika! a potem trzeba było zamieszkać w miedzianym kotle hej, udajemy pranie! chowaj się! sztuka magika a teraz – mówiła mama – bawimy się w chowanego z tamtym sąsiadem z przeciwka nie znajdzie nas: sztuka magika a gdy ich wyprowadzali mówiła: nie bój się, synku, to wcale nie będzie bolało. zniknęli sztuka magika. Kartka z kalendarza Markowi kiedy wyjechałeś zamieszkałam w twoim swetrze razem chodzimy oglądać brak drugiej szczoteczki tak jest bezpieczniej razem rozpychamy się na półce pod lustrem potykamy o zapisane kartki i zapomnianą chusteczkę dziś niczego nie sprzątamy |
2007-04-26