Duchy, mam nadzieję, nie mają do mnie pretensji – rozmowa z Justyną Nawrocką

Kornel Maliszewski: Twój “Paragon” ukazał się w kwietniu 2018 roku. Jak wspominasz swój prozatorski debiut i czy recepcja tej powieści Cię zaskoczyła, czy była zgodna z Twoimi oczekiwaniami?

Justyna Nawrocka: Faktycznie, to już trzy lata minęły. Paradoksalnie czuję, że minęło jakby dużo więcej czasu, tak duża przestrzeń pisarsko-mentalna dzieli mnie od mojego debiutu. „Paragon” jest quasi-biografią, moim rodowodem, pokręconym drzewem genealogicznym, książką, której się nigdy nie wyprę, ale po wyrzuceniu z siebie tego mrocznego dziedzictwa czuję, że odzyskałam autonomię literacką, że teraz już mogę pisać o wielu innych rzeczach, także tych niezwiązanych z moim życiem.

Odbiór powieści był dwojaki. Pierwszy miał charakter lokalny. Osoby z ówczesnego punkowego środowiska i z Wałbrzycha (nazwanego w powieści Anarchogrodem) rozpoznawały miejsca i postacie, ukazane w książce. Drugi, ten ogólnopolski, umieścił „Paragona” w nurcie realizmu magicznego, mrocznego, podziemnego świata wymarłych subkultur. Dla mnie ta książka opowiada głównie o mechanizmie pamięci, jej ułomności, możliwościach deformacji, więc te percepcje się gdzieś jednak zazębiają, czyniąc z „Paragona” swoisty patchwork wspomnień i groteskowej fabuły.

Nawiązałbym jeszcze do tej pierwszej grupy odbiorców. Czytając “Paragona”, zastanawiałem się, jak zareagują osoby, które zostały w nim opisane. Nikt się na Ciebie nie obraził, a może odezwali się jacyś starzy znajomi, którzy znaleźli siebie na kartach tej powieści?

Tak, to jest ta metafizyka, zarówno pisania, jak i istnienia już powieści jako artefaktu. Prawie po kolei zgłaszały się do mnie osoby, które występują w książce pod różnymi pseudonimami, oczywiście te, które żyją. Duchy, mam nadzieję, nie mają do mnie pretensji, że uchyliłam rąbka tajemnicy dotyczącej wydarzeń z ich życia. Nikt się nie obraził, chodziły po mieście tylko anegdoty i quizy w stylu „who is who”. Przeważnie ludzie trafnie dopasowywali fabularne postacie do tych realnych.

Powinnam w sumie umieścić na początku książki napis, który pokazuje się w filmach, które są oparte na faktach: „Podobieństwo do realnych postaci jest wyłącznie przypadkowe”. Do dziś zgłaszają się ludzie z Polski i nawet z innych krajów, do których doszły słuchy o tej próbie ukazania środowiska anarchistycznego z lat 90-tych – i dla których jest ona ostatnim, nieco patetycznie i na wyrost mówiąc, świadectwem tego pokolenia w glanach i z maskotami na przegubach rąk.

Tak, opowiadałaś w swoim debiucie o końcówce pewnej formacji ideowej, która miała swoją chwilę tuż przed wkroczeniem do Polski marketingowych oddziałów specjalistów, kapitalistycznych wilczków i kultury cyfrowej. Zapytam więc przewrotnie – kiedyś było lepiej i Waszemu pokoleniu zostało już tylko wspominanie?

Nie, myślę, że przeżycie młodości w czasach PRL-u, które paradoksalnie uruchamiało w ludziach pokłady kreatywności i wrażliwości na muzykę, bunt, teksty wyrażające cały „skowyt” pokolenia, zostawia swoiste piętno w człowieku. I choć przyszło nam później żyć w czasach pop-kulturowej prosperity i duchowej pustki, przemieszania np. buddyzmu z reklamą sieciówek w mediach społecznościowych, to bardziej czujemy sztuczność tego świata współczesnego niż tego z przeszłości.

Ocaliliśmy tamtą mentalność i bliższa nam jest postać Paragona, który dziś byłby widziany przez ludzi jako przegrany, looser, klient MOPS-u, a nie inspirujący człowiek z pewną nadwrażliwością, która wymyka się powierzchowności. Każdy sam wie, co jest dla niego ważne i zawsze to znajdzie, więc myślę, że nie ma się czego obawiać, że zostały nam tylko wspomnienia. Duchy Paragona i jemu podobnych fruwają gdzieś w atmosferze i cały czas czuć ich wpływ, jakby czas linearny nie istniał niczym w Schulzowskim Drohobyczu.

Porozmawiajmy teraz o Wałbrzychu, któremu, moim zdaniem, zrobiłaś przysługę swoim “Paragonem”, wpuszczając w krwiobieg tego miasta pewną metafizyczną czy też symboliczną nutę. Jaki jest Twój mentalny związek z Wałbrzychem i czy to miejsce rzeczywiście pobudza do twórczych ruchów wyobraźni?

Myślę, że chwilę wcześniej zrobiła to Joanna Bator. Ja chciałam uciec od Wałbrzycha, uważając, że starczy już jego mitologizowania i demonizowania na ponurą modłę. W książce ani razu nie pada nazwa mojego miasta, zamieniłam je na Anarchogród, miasto-widmo, trochę jak Macondo ze „Stu lat samotności” Marqeza, o którym powiedziano, że istnieje wtedy i tylko wtedy, kiedy jest czytane.

„Paragon” oczywiście nie powstałby bez Wałbrzycha, jego ciężkiej atmosfery, ponurych, pokątnych miejsc, bram, pubów, w których się spotykaliśmy w latach 90-tych. Jest nie tylko entouragem, ale też tkanką, z której smutku i następującej powoli degrengolady, czerpaliśmy. Kocham to miasto i nienawidzę go jednocześnie, uciekam i za każdym razem magnetyczna siła mnie tu przyzywa, choć myślę, że literacko już nie będę z niego nigdy czerpać. Mam naturę obieżyświata, flaneura i wolę oddalać się od miejsc, w których mieszkam.

Tak, ma on bez wątpienia inspirującą moc, ale zostawiam ją już innym. Na przykład mojemu koledze, który przyjechał ostatnio z Łodzi i wciąż zachwyca się postindustrialną architekturą Wałbrzycha, podwórkami w stylu warszawskiej Pragi.

Paragon” kojarzył mi się z “beatnikowską”, smolistą atmosferą, która od czasu do czasu przetykana jest wybuchami ekstazy. Jakie literackie tropy prowadziły Cię w tamtym debiutanckim okresie?

Kiedy piszę, staram się mniej czytać albo celowo wybieram literaturę neutralną, żeby choćby podświadomie się nie inspirować. O ile jednak miałabym coś wymienić, to byłyby to reportaże Swietłany Aleksijewicz, z ich brutalnym, do bólu realnym opisem świata, realizowanym z jakiegoś okropnego dystansu, który tak mocno działa na wyobraźnię. „Paragon” ma coś z reportażu wymieszanego z pamiętnikiem zagubionej młodej dziewczyny, która buduje swoją dojrzałość w oparach ulicy.

W “Paragonie” jest bardzo wiele nawiązań do muzyki, sporo także malarskich i namacalnych opisów. Momentami ma się także wrażenie obcowania z komiksem. Jesteś osobą, dla której liczy się sam akt twórczy, a jego forma ma mniejsze znaczenie? Te same emocje mogą zostać oddane w opowiadaniu, rzeźbie, obrazie czy piosence?

Z wykształcenia jestem plastykiem, od lat próbuję wyrazić się w malarstwie, uwielbiam sztukę, najbardziej ekspresjonizm, który też można odnaleźć w moich opisach postaci, miejsc, pisanych grubą, ciężką kreską i skłonności do deformacji rzeczywistości.

Myślę, że tak, że sztuki korespondują ze sobą i chętnie obejrzałabym komiks, który powstałby na podstawie „Paragona”.

Jesteś mocno związana także ze środowiskiem teatralnym. Jak wyobrażasz sobie sceniczną interpretację “Paragona”?

Wyobraźnia współczesnych twórców teatralnych nie ma granic i są to czasem tak dalekie skojarzenia, dekonstrukcje fabuł, że nie sposób przewidzieć kształtu takiego spektaklu. Zależałoby to więc od reżysera, a musiałby to być ktoś, kto czuł „punk-rocka” i ten nihilistyczny okres buntu. Sztuka powinna tym pulsować, garażową muzyką, nieograniczoną fantazją w ubiorze i scenografii, gdyż z braku wszystkiego, sami wtedy byliśmy kreatorami i wychodziły z tego naprawdę nieziemskie rzeczy.

Zostawmy na chwilę „Paragona”, bo chciałbym Cię spytać, jak minęły Ci ostatnie trzy lata? Czy w folderach czają się już kolejne opowieści albo zbiory wierszy?

Jasne, pisanie jest tak immanentnie połączone z moimi codziennymi czynnościami, że kiedy nie piszę, czuję apatię i groźne lenistwo. Mam już trzy gotowe powieści, dwa zbiory wierszy. Jeden szczególnie mi bliski, powstał po śmierci mojego ojca i jest rozmową z nim, wplecioną w biologizm, procesy zamierania, gnicia, przyrodę, która jest mi niezbędna do przeżycia. Jedna z książek ma tytuł „ Życie pośmiertne zwierząt futerkowych” i jest zbiorem opowiadań czy też opowiastek, inspirowanych zagrożeniem utraty wolności przez kobiety i przemocą, która może nadejść niczym nadmorski wiatr, z najmniej oczekiwanej strony.

A jakie książki, filmy, płyty czy sztuki teatralne ostatnio utkwiły Ci w pamięci?

Obecnie czytam „Poniedziałkowe dzieci” Patti Smith, tak więc przeżywam hipnotyczną atmosferę amerykańskich hippisów. Jest to paralelne ze światem subkultur, opisanych w „Paragonie”, a jednocześnie tak bardzo różne w kwestii poczucia dostępności i barwności rzeczywistości, którą mieli amerykańscy buntownicy.

Czuję z Nią (z Patti Smith) mentalną więź, z jej odczuwaniem artyzmu i mistycyzmu już w młodym wieku, z tym, że zawsze czuła przyciąganie do dziwnych, autentycznych postaci – choć na pewno Janis Joplin czy Jimi Hendrix nie stoją w jednym rzędzie ze skromnym chłopakiem ze śródmieścia, który bredził coś o buncie i gwiazdach, pijąc tanie wino.

Na zakończenie spytam o roczną przymusową izolację. Jak minął Ci ten czas?

Bardzo dobrze, kocham naturę, tak więc, oprócz krótkiego epizodu z zamknięciem lasów, nie odczułam negatywnie skutków izolacji. To czas lepszych jakościowo relacji z synem, z mamą, pogłębiania wartościowych przyjaźni, czytania większej liczby książek, zamiast powierzchownych kontaktów, któremu sprzyjały wyjścia i kulturowe eventy. Chyba potrafię być zmiennocieplna niczym ryba, przystosować się do aktualnych warunków zewnętrznych.

Rozmawiał Kornel Maliszewski


Justyna Nawrocka, z zawodu pedagog, ur. 15. 03. 1977 w Wałbrzychu, mieszkanka Szczawna – Zdroju. Prozatorka, poetka, laureatka wielu nagród i wyróżnień (uczestniczka Pracowni Pierwszej Książki, Biuro Literackie, Poeta Dolnego Śląska 2011, 2017, Dolnośląska Biblioteka Publiczna im. T. Mikulskiego Wrocław, Nagroda Prezydenta Wrocławia za wiersz o Juliuszu Słowackim).

Pisze prozę ( laureatka warsztatów literackich z Olgą Tokarczuk, Karolem Maliszewskim, Zbigniewem Kruszyńskim „Pisanie Nowej Rudy”) oraz dramaty. ( „Noc z K.” oraz „Singing queen” wystawione w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. „Pan od busa” półfinał Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej). Publikuje recenzje teatralne w „Dzienniku Teatralnym”.

Autorka książki „Paragon”, wydanej w 2018 r. w wydawnictwie Mamiko. Jest to opowieść w stylu realizmu magicznego, o latach 90–tych, schyłku epoki punk–rocka, książka znalazła się na liście publikacji zakwalifikowanych do konkursu Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus.

Zobacz:

Justyna Nawrocka – Paragon

Rakietki z przeszłości – recenzja książki “Paragon” Justyny Nawrockiej

Kolega podarował mi starą, poniemiecką maszynę do pisania – rozmowa z Alicją Mielcarek