„Sennik doczesny” to zbiór historii, w których jak w kalejdoskopie różnorodne migawki z życia składają się na międzypokoleniową wędrówkę od Słowa do Ciała, z Beskidu Wyspowego do Île-de-France, z Ego do Ja, w świat snów i intuicji. Diapazon tematyczny jest tu dosyć szeroki – nie brak konotacji religijnych i przekomarzania się z narzuconymi nam schematami poznania. Utwór jest próbą dotarcia do Drugiego, nie Innego, do kolejnego odzwierciedlenia nas samych, w którym nasze własne doświadczenia splatają się z doświadczeniami napotkanych w życiu osób. Te spotkania z „Sennika…” rozgrywają się na mapie Europy, na mapie ciała i w onirycznych wyprawach na drugą stronę… Od słowa do ciała, a może słowem w ciało, ponieważ wszytko się łączy, wszystko zawiera w sobie wszytko. To taka transpokoleniowa wędrówka i zacieranie granicy między światem, a tym co po drugiej stronie skóry. Ułożysz te puzzle w niedoskonałym porządku?
Świat budził się powoli, spoglądał przymglonym i zaspanym jeszcze okiem, jak biały minibus z wąsatym szoferem i jedną tylko pasażerką, mknie mokrą szosą. Czarna, świeżo zaasfaltowana lamówka biegła brzegiem świata, łącząc wszyte w mapę równym ściegiem wioski. Mijane wzdłuż drogi domy mieniły się kolorami, jak błyszczące cekiny na góralskim gorsecie. Muzyka w radio ucichła, spiker poinformował, że wybiła szósta trzydzieści. Gdzieniegdzie zapalano światło.
Byłam rozespana. Na zaparowanej szybie narysowałam dziurkę od klucza i spoglądałam przez nią na mijane krajobrazy. Nie rozpoznawałam okolicy, tylko nazwy miejscowości na znakach drogowych otwierały w mojej głowie niezliczoną ilość wspomnień. Byłam trochę zaskoczona zmianami, jakie przez te kilkanaście ostatnich lat zaszły w miejscu, które kojarzyło mi się nie tyle z krańcem, co z początkiem świata. Bus zbliżał się do przystanku, na którym postanowiłam wysiąść. Z początku wahałam się, czy nie dać się ponieść chwili i nie poprosić kierowcę, by zatrzymał się wcześniej, przy stacyjce kolejowej. Miałabym do pokonania kilka kilometrów pieszo, najpierw torami, później laskiem, koło figurki Frasobliwego. Od tego pomysłu odwiódł mnie rozsądek. Progi zapewne zetlały, dróżka zarosła, a kładka na rzece spróchniała. Pójdę tam przy następnej okazji, teraz muszę skupić się na tym, po co tu przyjechałam. […]
Dominika Kulig (ur. 1980) – dorastając w towarzystwie przyrody i bardziej lub mniej udomowionych zwierząt oraz książek, rozwijała swoje zainteresowania literackie, co w wieku licealnym zaowocowało debiutem poetyckim Cień własny rzucony (ZLP, Kraków, 1998). Absolwentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z Beskidu Wyspowego wyemigrowała do Île-de-France, gdzie założyła rodzinę i przez dziesięć lat zarażała pasją do literatury polskiej uczniów Gimnazjum Les Hauts Grillets i Liceum Międzynarodowego w Saint Germain en Laye oraz SPK im. Adama Mickiewicza w Paryżu. Pragnąc zmienić perspektywę swojego widzenia świata, zmieniła zawód i po ukończeniu studiów medycznych (Fizjoterapia) od siedmiu lat pracuje w jedynej z francuskich klinik reedukacji funkcjonalnej. Podróżowała, obserwowała, doświadczała i po ponad dwóch dekadach postanowiła ponownie zabrać głos, tym razem prozą. Jedno z opowiadań debiutanckiego zbioru znalazło się w finale konkursu organizowanego pod matronatem Fundacji Olgi Tokarczuk w ramach festiwalu „Góry Literatury” 2024.