*** Pierwszy Biały wiersz przeczytałem wśród Białych ścian, na lekcji języka polskiego. Był bez przecinków, rymów i kropek. Pamiętam, że pletliśmy o nim straszliwe głupstwa, tylko polonista zachował do końca lekcji spokój. Minęły lata, niziny pracowały na chwałę gór i pagórków, oraz depresji. Biały wiersz szedł za mną, jak pies za Tobiaszem, choć to nie było tak do końca, jak w sztuce pisania, gdzie czasami trzeba nakłamać, żeby to się dało czytać. A potem – ni stąd, ni zowąd – wystukiwałem pod dyktando serca wiersze, opowiadania i felietony, tak Białe, że dostawały kolorów, i zaczęły się sypać słowa, jak z garści, chyba nie muszę pisać, jak się starałem, żeby pisać, ale na swoich warunkach. |
2019-05-07