W godzinach popołudniowych na oddział przywożą nowych pacjentów. W miarę zwalniających się miejsc w indywidualnym planie terapeutów należy wpisać swoje imię przy nazwisku kolejnej przywożonej do kliniki osoby. Nie ma szczegółowych informacji na temat skierowanych na leczenie do centrum rehabilitacji. Obok nazwiska i numeru przydzielonego pokoju znajduje się tylko jedna z trzech liter: O, N lub G. Oznaczają one kolejno pacjentów ortopedycznych, neurologicznych lub geriatrycznych. Czasami kombinacje dwóch grup: N/G, O/G. Tak więc przydział pacjentów jest małą loterią przypadków. Tym razem w udziale przypadła mi litera N i zapadające w pamięć nazwisko, które w tłumaczeniu na język polski brzmiało: pan Most. Wypełniłam kartkę z wypisaną formułą powitalną kliniki, na której napisałam datę i godzinę jutrzejszego bilansu neurologicznego. Oszczędzając na czasie, udałam się do dyżurki pielęgniarekRead More →

To było w początkach starej Polski, gdy granica z Niemcami przechodziła przez rzekę Piaśnicę, która prosto do morza wpada. Żył wtedy jeden potężny graf, Niemiec to był, który miał wielkie ziemie, pola i lasy. Mówili o nim, że duszę diabłu sprzedał, bo kiedy na zjazdy freimaurerów do Gdańska jeździł, czarny jego postać przybierał i parobków doglądał. Ci zaś niewiele sobie z tego robili. Raz nawet jeden Feliks, najodważniejszy z nich wszystkich, podszedł do tego, co jak graf wyglądał – a zawsze jakoś z daleka się trzymał i przyglądał się im tylko, szpicrutą po cholewach uderzając – i walnął go z całej siły ręką w twarz. Tamten wówczas nawet nie drgnął, więc przekonali się wszyscy, że to prawdziwie diabelskie sztuczki były.Read More →

Dziadek odszedł upalnego dnia wakacji 1986 roku. Pamiętam, wpadłem do domu dziadków rozpędzony, zostawiając rodziców przy samochodzie. Dwoma susami przeskoczyłem schody i już byłem wewnątrz. Ale było tak dziwnie cicho, że od razu straciłem cały impet. Na stoliku na werandzie leżała kartka z zeszytu w bladą niebieską kratkę, z charakterystycznym krzywym pismem babci. Od razu je poznałem. Stawiała litery, jakby sprawiało jej to jakąś niewymowną trudność. Przed wojną chodziła do gimnazjum, co nie było wtedy takie powszechne. Była oczytana i inteligentna. Uczęszczała do renomowanego, pierwszego w Łodzi żeńskiego gimnazjum im. E. Sczanieckiej przy ulicy Średniej 16 (obecnie Pomorskiej), pracowała w zorganizowanym w Łodzi przed wojnąRead More →

Tomaszowi Boleń był, kurwa, najlepszy. Najlepszy. Bez wahania. Zdecydowanie. To był najszybszy lewy prosty, jaki w życiu widziałem. Jezu, zdecydowanie najszybszy lewy prosty. Pamiętam, jak Piotrek Cegła pierwszy raz przyprowadził go do mnie. Piotrek Cegła wcale nie nazywał się Cegła, tylko wołali tak na niego, bo robił na budowie, miał osiemnaście lat i też się nieźle bił, trenował dwa lata, był w półśredniej i nieźle umiał pierdolnąć. Podszedł kiedyś i powiedział, że jest u nich w robocie jeden chłopak, co potrafi łom rękami wygiąć i on też by chciał, więc ja mu na to, to go przyprowadź, zobaczymy co za jeden. Więc na następny treningRead More →

Żartują sobie ze mnie – myślała – taka wieś nie może istnieć, nie w tych czasach, nie pod koniec dwudziestego wieku. Oczywiście wiedziała, że w niektórych zakątkach Bałkanów czas stanął w miejscu, ale żeby aż tak? Angeł i jego koledzy na pewno przesadzają, chcą się przed nią popisać i wymyślają jakieś dziwne historie! Angeła znała zaledwie od dwóch tygodni i trudno powiedzieć, że się zaprzyjaźnili. Rozmawiali ze sobą kilka razy i tyle, dlaczego więc zaproponował jej ten wyjazd? Owszem, rozpościerał przed nią ogon pawia, jak prawie każdy Bałkańczyk, ale popisywanie się zapyziałą, zacofaną wsią, to już chyba byłaby przesada. Chcą ze mnie zakpić i zabawićRead More →

Całe szczęście, sklep jeszcze otwarty. Pani Hania pracuje, świątek, piątek czy niedziela, kaska brzęczy. Jedenastego listopada też brzęczy, w końcu niepodległość uczcić trzeba, Piłsudski jak z Magdeburga wrócił, też pewnie czcił. Dwunasta w południe minęła, napić się można, więc idę do pani Hani, pani Haniu, żołądkową pani da. Niestety żołądkowej nie ma, wyszła. Pani Hania rozkłada ręce, takie święto, pan popatrzy, panie Mrozku, naród rocznicę czci. Żeby tylko nie zaczęli czcić jak w zeszłym roku, obrusza się z głębi sklepu pan Henio, znowu kostką brukową będą rzucać, psia mać. A co pan, zabronisz, wyrywa się pan Gutek, piastujący w objęciach dwie flaszki, niech demonstrują sobie.Read More →

Jechaliśmy rankiem do Wałbrzycha przez oblepiony śniegiem postindustrial. W fabrycznych budowlach przez wybite okna wystawiały głowy młode brzozy. Wszystko, co cenne, było doszczętnie opędzlowane przez pokolenia nieustraszonych ludzi z niewielkimi wózeczkami napędzanymi kołami od rowerów. Pomiędzy resztą wykwitły zachodnie stacje benzynowe, karłowate piekarnie i domy starców, małe warsztaty samochodowe reklamowane pociętymi kawałkami blachy, która ma przypominać auta w ruchu zawieszone w próżni. W plecaku obijały się o siebie buteleczki z czarnym płynem, wyłuszczałem bratu szczegóły wypadu: „mamy stówę od matki, więc na pierwszy nocleg jest. Meldujemy się, idziemy na deptak, szukamy drużyn starszych babek. Uśmiechamy się, przymilamy się, proponujemy produkt, opychamy produkt. „Za ile?”, bratRead More →

Pragnęłam, żeby ktoś mnie dotykał. Za wyjątkiem Maria, starego zboczeńca, który obłapywał mnie w autobusie za cycki i biodra, albo eks-męża, gdy trafiałam na niego na ulicy, zawsze kończyło się to szamotaniną, wydrapywaniem sobie oczu, wbijaniem w skórę paznokci, zostawianiem odcisków zębów, podduszaniem się tak, że raz ledwo uszłam z życiem, a mój eks wylądował w klinice u Żywago. Ale… nikogo innego nie było. Nawet studenci budownictwa, którym co jakiś czas na prośbę kierownika przynosiłam piwo, zaczepiali mnie rzadko i niechętnie, klepiąc w pośladek. Zresztą ich zabiegi niczym nie różniły się od tego, co robił Mario, i prawdę mówiąc, wolałam już awanturowanie się z byłymRead More →