Jeśli porównalibyśmy prozę do pomieszczenia, moglibyśmy wyróżnić wiele różnych przestrzeni: zimne kostki, zabałaganione strychy, miejsca swojskie, nieprzystępne lub takie, które są poddane całkiem innym zasadom logiki, czasu czy grawitacji. Kłopot pojawia się wtedy, gdy funkcjonalność pomieszczeń miesza się z ich estetyką oraz skłonnością do zabawy czy szaleństwa architekta. Wchodząc do kuchni, zwykle nie oczekujemy w niej sedesu, małego basenu czy trampoliny. Idąc do domu strachów, dziwności, gabinetu luster, chcemy widzieć rzeczywistość zakrzywioną, poddaną niecodziennym pryncypiom. Oczywiście może istnieć dobra literatura, która będzie niczym zimny betonowy pokój albo mieszkanko starszej pani, owładniętej mocnym syndromem horror vacui. Gdy odczuwamy jednak brak albo nadmiar, naturalnie coś się wRead More →

Zofii Mikule udało się ze smakiem i sprytem zmieścić w ramach pięćdziesięciu stron rozgrzaną poezję barową, kolaż uczuć, groźne przebłyski z dzieciństwa i tajemniczą postać/metaforę Alafufu, który podąża niczym cień za podmiotem lirycznym. Aby odpowiednio oddać proporcje tematyczne tomiku, musimy wprowadzić gradację, hierarchię motywów. Konikiem wydaje się być tutaj mimo wszystko „ćmi-baryzm”, rozciągnięty słodko-gorzki romans, emocje i uczucia wysokich temperatur, duch często przywoływanego w cytatach Bukowskiego. Poezja jest o uczuciach, tylko o uczuciach, zdaje się mówić Mikuła, podając czytelnikowi kolejne sceny, przypominające amerykański romans lub musical z lat 50. Powolne przejście z czerni i bieli na kolor, uliczki oblane światłem neonów, mężczyzna w płaszczu, kobietaRead More →

Nina i Buba znają się od lat. Spotykały się, wpadały na siebie na linii Warszawa-Toruń-Ciechocinek-Nieszawa. Znajomość, raz lepsza, raz gorsza, nagle się urywa – Nina przestaje odpowiadać Bubie na jej sms’y i maile, więc Buba postanawia w ramach swoich ograniczonych możliwości odnaleźć koleżankę. Kobiety swoje już przeżyły, powoli zbliżają się do pięćdziesiątki, a różni je prawie wszystko. Buba potrafi ułożyć swoją najbliższą przestrzeń, jest osadzona w rzeczywistości i spogląda na nią na wpół pragmatycznym okiem. Ma skłonności do paranoicznych myśli, jej wyobraźnia galopuje ku ciemnym, turpistycznym historiom, ale mimo swojej mrocznej natury, ma stałą pracę, płaci podatki i nie pozwala sobie na wielkie odstępstwa odRead More →

Co dwie minuty powstaje tyle zdjęć, ile zostało zrobionych przez cały dziewiętnasty wiek. Taśmociąg ujęć, kolorów, filtrów zaciska gardło; prezentacje, odbicia świata rozlewają się niczym kolorowa zupa i musimy czasem podpłynąć w sam róg sufitu, aby nabrać powietrza, wpaść w bezruch i chociaż przez chwilę nie dodawać niczego od siebie. „Kwestia wyboru” Mariusza Ropczyńskiego to tomik zdecydowanie fotograficzny, jest to jednak fotografowanie ze starych dobrych czasów – misterium obserwacji, rytuał migawki, późniejsze powolne przeglądanie odbitek zawiniętych w szary papier. Każdy z wierszy możemy potraktować jako zdjęcie, z którego zrobieniem autor długo się nosił, czekał na odpowiedni nastrój wizualny, rozlanie się światła i cieni, dobry rozkładRead More →

Od zawsze niektórym podróżnikom nie wystarczało samo bycie gdzie indziej, przemieszczanie się, radość czerpana z obcości. Odczuwali także potrzebę zapisu, upamiętnienia, przekazania informacji o dalekim tym ludziom, którzy pozostali na miejscu. Często podróżnicy wybierali jednak dzienniki, reportaże, prozę lub pisanie przewodników po nieznanym. Poezja to rzadszy wybór, a właśnie na taką formę zdecydowała się Jola Gęsicka w swoim „Debucie”. Jesteśmy przez autorkę zabierani w różne przestrzenie – Maroko, Ukraina, Gruzja. Tam, gdzie ciągle ciepło i lepko, piasek wypada spod kartek. Fikcja i prawda miksują się w mocnym słońcu podczas luźnego wylegiwania się na plaży. Dwie postaci obserwują swoje ciała, dotykają się, strzepują z łopatek kropelki potu.Read More →

Czy Piotr Barański w swoim najnowszym zbiorze wierszy nawiązuje do idei miasta-ogrodu, myśli o końcu cywilizacji, gdy rośliny przebiją dywany, obrazy, pożrą pomniki i arterie? A może chodzi o tę niezliczoną ilość zakurzonych paprotek, które oblegają urzędowe kwietniki i parapety w prokuraturze, będąc porzuconym symbolem ujarzmionej natury? Chyba żadna z tych odpowiedzi nie jest prawidłowa. Myślę, że warszawskiemu autorowi chodzi bardziej o namysł nad językiem, narosłym na podstawie odwiecznego ludzkiego przyglądania się przyrodzie, a który teraz rozbija się w niedostosowanym do niego mieście, pełnym murków, skrzyżowań, biurowców, supermarketów, wirujących ulotek i haseł. Poza tym „naturo-gadaniem” czy też „naturo-myśleniem” najważniejszymi tagami „Miasta roślinnego” zdają się byćRead More →

Uniwersalia i materialne, uszczegółowione konkrety to nie tylko pojęcia, okupujące stronice przykurzonych książek, ale także kwestie, które są naturalnym elementem życia. Każdy w pewnym stopniu zawieszony jest pomiędzy ideami a codziennością, w której detale rozgrywają swoją nieubłaganą partię. Ktoś może skupiać się dzień w dzień na przeliczaniu każdej małej kalorii, drobiąc widelcem wśród strączków i kaszy jaglanej, a zupełnie nie interesować się ogólnikami. Ktoś inny chce zupełnie uciec od fizjologii czy spraw przyziemnych i podróżować myślami po tajemniczych zakątkach niczym piłeczka porwana przez kolorową mgławicę. W literaturze można zauważyć podobną dychotomię – zwykle szczegół i ogół tańczą wspólnie, i to nieraz w jednym zdaniu. BywaRead More →

Dla niektórych pisarzy ważne są fabularne wolty, inni dogrywają swoje teksty tak, aby każdy szczegół łączył się z innym, a tekst przypominał kostkę Rubika; jeszcze inni skupiają się na języku i lubią przypominać, że to wszystko nieprawda. Są także tacy, dla których język to medium, dzięki któremu mogą oddać najgłębsze nieuświadomione pokłady własne. Ci, dla których ośmielona wyobraźnia jest wyborem pierwszym, naturalnym. Stanisław Florek ze swoim „Miastem bez przystanków” wpisuje się bez trudu do ostatniej grupy, dla niego proza to zdjęcie rentgenowskie lęków, snów, fantazji i przeczuć. Od pierwszych zdań książki wie się, że nie mamy do czynienia z prozą „robioną”, wytwarzaną fabrycznie, zakrojoną na łatwe znaczenia,Read More →

Tworzenie literatury kojarzy się z działaniem indywidualnym, samodzielnym, skrytym, oddzielonym od reszty świata i mającym swoje czułe sekrety. Na podwalinach, którymi są imię i nazwisko, a najczęściej jednak samo nazwisko, autor stawia wytrwale rusztowania i buduje swoją wieżyczkę z kości słoniowej, aby stać się kiedyś, przy wielkich zasobach szczęścia i samozaparcia, człowiekiem-zaklęciem. Czytelnicy z przyjemnością będą wypluwać z siebie to magiczne słówko, na przykład Bolaño, Bolaño, Bolaño, a działanie uroku spowoduje, że u każdego pojawi się odpowiedni splot obrazów i skojarzeń. Joanny Kocik i Karoliny Deling chyba w ogóle nie interesuje podobna samotna dłubanina, stawiają raczej na kumpelski zapis i wspólne roztopienie się w jednejRead More →

W książce „Powiedz mi swoje imię” Mariola Mikołajczak opowiadała historie z bułgarskich Rodopów. W „Bałkańskim szkicowniku” jej zainteresowania rozszerzają się, fabuły krótkich historii anektują kolejne krainy i kraje. Przemierzamy starymi autobusami, busami, pociągami i zdezelowanymi autami Albanię, Macedonię, Czarnogórę, Kosowo, Serbię, Turcję i znów Bułgarię. To właśnie ten kraj oraz Turcja wydają się narratorce najbliższe, opowiada o nich najcieplej, sprawiają wrażenie krain chaotycznie uporządkowanych, wybranych, wartych szacunku i odwiedzenia; chociaż autorka od czasu do czasu wbija Bułgarii szpilki, głównie w kwestii utraty wielowiekowego charakteru oraz zbyt mocnego włączenia się kraju w kapitalistyczny taniec. W całym „Bałkańskim szkicowniku” unosi się przyjemne, wcale nieckliwe, wspominanie „bardziej prawdziwej”Read More →