Bruno Rataj – Osiedleńcy. Józef i jego rodzina

“Osiedleńcy. Józef i jego rodzina” to opowieść o pierwszych latach ujarzmiania Ziem Zachodnich, a dokładnie Szlagowa, czyli późniejszego Słupca, jednej z dzielnic Nowej Rudy. Bruno Rataj w fascynujący sposób przedstawia prawdziwe powojenne historie i świat, który pamięta. W jego książce mieszają się różne języki i obyczaje, bo tak właśnie wyglądał ten kulturowy tygiel Ziem Odzyskanych w 1947 roku i późniejszych latach. Lektura obowiązkowa nie tylko dla lokalnych patriotów.


I. Rok 1947

W Szlagowie, czyli w Słupcu

    Był zimny lutowy wieczór, gdy po minięciu semafora, pociąg wolno wtaczał się na małą przelotową stację. Sapiąca i buchająca parą lokomotywa z dwoma wagonami towarowymi oraz z trzema osobowymi, zatrzymała się przy budynkach stacji. Było ciemno. Jedynie nad wejściem do poczekalni i dyżurki paliło się słabe światło. W drzwiach stacji pojawił się mężczyzna w czapce kolejarza z lampą sygnałową w ręku. Wolnym krokiem ruszył w kierunku lokomotywy. Kiedy był już blisko, dojrzał – poprzez buchające kłęby pary – wychylającego się z parowozu znajomego, młodego maszynistę.

      – Cześć, Michał! – przywitał się i zaraz dodał – spóźniłeś się o osiem minut.

      – Cześć, Szefie! Tak, bo kazali zabrać do was osiedleńców – tłumaczył się Michał.

      – Wojskowych? – zapytał kolejarz.– Ścinawka dzwoniła, że kogoś przywieziesz.

      – Nie. To górnicy z rodzinami z Górnego Śląska. Są w pierwszym towarowym, a w drugim ich meble – informował kolejarza maszynista.

      – A konkretnie. Z jakiego miasta przyjechali? – zainteresował się kolejarz.

      – W papierach stoi, że jadą z Zabrza – odparł Michał, podając dokumenty.

      Kolejarz wziął je i uniósł lampę, aby móc przeczytać.

      – Dobrze – powiedział po chwili – podpiszę ci odbiór. – A potem jeszcze dodał:

      – Przetoczysz mi te dwa towarowe na boczny i będziesz mógł jechać dalej.

      – Tak jest, Szefie! A odczepisz mi…? – zapytał maszynista.

      – Tak, oczywiście. Tylko czekaj na sygnał do manewrowania – zastrzegł kolejarz.

      Potem odwrócił się i poszedł w stronę wagonów.

      Po niedługim czasie, Michał usłyszał przeciągły głos gwizdka i zobaczył sygnał dany lampą. Wolno ruszył lokomotywą do przodu, ciągnąc już tylko wagony towarowe. Po przejechaniu około dwustu metrów – zatrzymał się. Zsiadł z parowozu, aby przestawić zwrotnicę. Poszło mu to dosyć sprawnie. Był młodym mężczyzną, lecz ze sporym już doświadczeniem. Zmieniał zwrotnice często. Nie miał pomocnika, bo na krótkiej trasie, takiej jak ta, pomocnik nie przysługiwał. Po odstawieniu wagonów na boczny tor – tak jak zlecił mu kolejarz – wykonał manewr odwrotny. Powrócił po stare osobowe, ale jeszcze całkiem sprawne, poniemieckie „boczniaki”. Zaczepił je, a po sygnale podanym przez kolejarza, wyruszył w dalszą drogę; do Dzikowca [Ebersdorf’u] i dalej; do Woliborza [Volpersdorf’u].  Zanim jednak przejechał przez szosę, gwizdkiem parowym dał sygnał ostrzegawczy.

      Po odprawieniu pociągu, kolejarz skierował się w stronę wagonów na bocznicy. Chciał poznać nowych ludzi, którzy tu przyjechali. Sam miał rodzinę daleko w tak zwanej. „Centralnej Polsce”. Został oddelegowany na te poniemieckie ziemie, to jest na tę małą stację. Zastanawiał się, czy nie sprowadzić tu rodziny? Podobają mu się te górzyste tereny. Chętnie osiadłby tutaj na stałe. Heli pewnie też by się tu podobało. Poza tym, byliby zawsze razem, a nie tylko podczas jego urlopów. Mieli prawie już dorosłą córkę Hankę. Jej byłoby trudniej opuścić tamte strony, swoich przyjaciół i chłopaka. Poza tym Płock leży bliżej Warszawy, a ona zawsze marzyła, by w niej zamieszkać. Chociaż teraz Warszawa, to same ruiny. Nie wiadomo, czy będzie odbudowana i czy nadal będzie stolicą, tak jak przed wojną.


Józef zdziwiony nie wierzył własnym oczom. Przypomniał sobie teraz, jak z Mancią w lecie tamtego roku spacerowali i zapoznawali się ze Słupcem. Kiedy przechodzili tędy, to przed tym domem Mancia zatrzymała się i powiedziała: „Ze wszystkich domów na tej uliczce, najbardziej podoba mi się ten. Ma taki ładny brązowy kolor. Ma też spory ogródek z kilkoma drzewkami owocowymi. O! Zobacz! Jaką ma śliczną altankę przed wejściem. Można by wieczorami w niej siadać i wdychać zapach maciejki posianej pod oknami. “Wtedy dość obcesowo wybił ją z marzeń, mówiąc: „Nie fantazjuj. To nie jest nasz dom.”


W takim razie mam dla pana jeszcze jedną istotną wiadomość – oznajmił kierownik: – W tym roku, wspólnie z księdzem proboszczem Ernestem, organizujemy po raz pierwszy po wojnie, na tym terenie, pierwszą komunię świętą dla polskich dzieci. Pana starszy syn będzie mógł do niej przystąpić. Udział wezmą roczniki 1937-36 i starsze – te opóźnione. Po kościelnych celebracjach wszyscy wraz z rodzicami spotkają się tu w szkole. Będą ustawione stoły i będzie poczęstunek dla dzieci, przystępujących do sakramentu. Będą też robione zdjęcia zbiorowe i indywidualne.