Bożena Węgrzynek – Monolog na trzy

Oddaję w Wasze ręce czwarty tomik wierszy. Poświęcam go mojemu wspaniałemu przyjacielowi, zmarłemu w 2021 roku mężowi Zbyszkowi. Byliśmy prawie 40 lat razem.

Dlaczego przyjęłam taki układ książki? To Zbynio przeniósł mnie do cudownej krainy naszego wspólnego życia, w miejsce, gdzie płynie Wisła i wokoło rosną lasy. Piękne lasy. Piękna przyroda. Mieszkają dobrzy ludzie. Kiedy zaczęłam pisać, to najpierw zachwycił mnie urok okolic Wilgi. Potem liczne obowiązki żony, matki oraz nauczycielki jakoś nie dawały mi czasu na zerknięcie w głąb siebie. Mijały lata i dopiero w 2014 roku napisałam pierwszą w życiu rymowankę, nie poetycki wiersz, pisząc wspomnienia z dzieciństwa. A potem lawina wierszy ruszyła, nabrała rozpędu a ja razem z nią odwagi. Jakoś tak krępowałam się odkrywać przed ludźmi moje myśli i to, co czuję w sercu.

Pierwsze wiersze pisałam w konwencji klasycznej. Bawiłam się rymem i rytmem. Pieczołowicie liczyłam sylaby. Czytałam po wielokroć teksty, zmieniałam słowa, zmieniałam sens. Tamte wiersze były bardzo mocno osadzone w tamtych realiach. Opisywałam to, co widzę, czego doświadczam.

W tryptyku „Monolog na trzy” umieściłam wiersze białe, wolne od rymu, wolne od rytmu, jednak najmocniej osadzone w mojej głowie. Nie uwolniłam się od realiów. Słowa same spływały mi do tekstów. Powstawały w różnym czasie, w różnych okolicznościach. Nie są smutne, ubrały się tylko w lekką melancholię, liryczne zamyślenia.

To przecież Ty, Zbyniu, przekazałeś mi, że powinnam je wydać. Ciągle czuwasz nade mną. I niech tak będzie.

Autorka.


Ten Księżyc

ten wiatr przyniesie odmianę
popołudnie dyszy od upału
tchu złapać nie mogę
wietrze wiej

ta noc przyniesie odmianę
sen spóźnił się na ostatni pociąg
biegnie po pustym peronie
czas goni

wiatr i marzenie zasypiają
ze mną na cudzej poduszce
a wędrujące po ścianie cienie
szukają się w poświacie

widziałam Koźli Księżyc
chłodno uśmiechnięty
patrzył ciekawie na wiatr
i moją postać na Ziemi

Pożar

za paznokciami czerń spalenizny
trudno domyć
trudno zapomnieć

gołymi rękami wyrywasz płomieniom
to co dobre jeszcze
leży teraz nadpalone

pogięte gorącem metale jak
żałośni brudni kalecy
tylu ich wokół

miganie niebieskich świateł
ciągle przypominał będzie
koszmar nocny

i żeby nic nie wybuchło

Zajęcia plastyczne

dziś dali mi kolorowe kartoniki
polecili ułożyć kształt tego
czego się boję

ułożyłam skrzydlatego potwora
o czterech głowach
wielkich zębach i pazurach

układanka spadła na ziemię
i kartoniki rozsypały się
ułożyłam człowieka



Bożena Węgrzynek

„Człowiek upada i się podnosi. Jedni nazywają to gimnastyką, inni sensem życia.” Tak twierdzi Sławomir Kuligowski, a ja po prostu zaczęłam pisać. Najpierw były to wiersze o tematyce przyrodniczej. Zamieściłam je w debiutanckim tomiku „Kalendarium liryczne” wydanym w 2015 roku. W 2017 roku nowe utwory zebrałam w zbiorku „To tylko wiersze” a w 2020 roku przyszła pora na „Fraszki i nie-fraszki”. Pisanie traktuję jako swego rodzaju odskocznię, która pozwala mi poznawać innych autorów, ludzi ciekawych, ich wrażliwość. Lubię spotkania w bibliotece w Garwolinie, Otwocku, czy u Ani w Karczewie. Poznałam wiele fantastycznych osób mających podobne pasje artystyczne.

Wilga, 2022.