Artur Dudziński – urodzony w Poznaniu w 1967 roku. Publikował w „Twórczości”, „Krytyce literackiej”, „Replice”, „Przeglądzie prawosławnym”, w „Wizjach”, „Czasie literatury”, w „Protokole kulturalnym” i „MEGA*ZINE Lost&Found”. W roku 2018 opublikował dwa tomiki utworów prozą: „Kąty” i „Dyptyk wschodni”. Pisze głównie prozę. Jest autorem wierszy opublikowanych w kwartalniku „eleWator”. Współpracuje z rzeszowską Sceną Nowej Dramaturgii i Instytutem Teatralnym nad sceniczną adaptacją własnej prozy
Zapiski w pokoju pacjenta 3
„Przemierzamy leśne ścieżki Szreniawy. Moją uwagę ściąga leśna chatynka, licha szopka z uchylonymi drzwiami na jednym zawiasie. Korci mnie, aby tam zajrzeć. I zaraz żałuję. Odnoszę wrażenie, że dalszy ciąg tego, czego doświadczam, jest snem lub opowieścią Cygana. Na środku szopki, na sianie, leżą fragmenty przypominające dziecięce ciało. To, co zostało z rączek. Wypycham żonę, która próbuje wejść za mną. Łapię ją za rękę i puszczamy się biegiem. Byle prędko i daleko. Niczego jej nie wyjaśniam.
Innym razem przyjeżdżam sam. Wracam do lasu, bo lubię lasu bezinteresowność i bezczynność. Kiedy przyjeżdżam, parking okazuje się pusty. Spaceruję brzegiem lasu. Robi się szaro. Idę przed siebie. Wschodzi księżyc. Odwracam się i widzę pokraczną, niby ludzką, sylwetkę zmierzającą chodem Frankenstein’a w stronę samochodu. Dzieli nas trzysta metrów. Postać zbliża się do auta. Podchodzi. Zagląda doń. Łapie za klamki. Szarpie. Samochód kołysze się. Strach sprawia, że wzbieram wilczym gniewem. Ruszam w stronę postaci na sztywnych nogach, jak na szczudłach, z wyciągniętymi przed siebie rękoma i pomrukami bestii. Tamten nieruchomieje i zabawnym krokiem, niedźwiedzia z cyrku spieszącego na tylnich łapach, kieruje się w stronę drzew. Znika. Czuję, jak mój strach dopada go i dusi, niczym samiec alfa wilczej watahy. Człowiek lasu znika. Zawsze, gdy staję się wilkołakiem, strach umiera ze strachu i czmycha w rumowiska, zapadające się domy, w ciemność. I zawsze, gdy odczuwam strach, pocieszenie odnajduję w przemianie. Mogę przecież stać się krwiożercą na życzenie.
Wracaliśmy z popołudniowego spaceru nad jeziorem Góreckim. Mknęliśmy Greiserówką w stronę Komornik. Było szaro. Na wysokości Szreniawy, tuż przy starej niemieckiej drodze, stał on. Zauważyłem jego postać w ostatniej chwili. Nie mogłem jednak przepędzić strachu, który rozlał się moimi plecami. Nie byłem sam.
Tam, pośród leśnych ścieżek Szreniawy, mieszka istota, owo coś, co przypomina człowieka. Może dawniej żyło, jak wszyscy? Jak ty? Jak ja? Lecz pozbawione człowieczeństwa, przez wiecznie głodne ludzkie monstra, porzuciło świat, aby w lesie odnaleźć pierwotną godność?”
Zobacz także: