Andrzej Trembaczowski – Zatrzymana chwila

Andrzej Trembaczowski
Rocznik 1951.
Miejsce urodzenia i obecne miejsce zamieszkania: Lublin.
Z wykształcenia fizyk, z zamiłowania przyrodnik.
Hobby: wędkarstwo, żeglarstwo, fotografia, leśne wędrówki.
Wędkarstwem zajmuję się od dzieciństwa, czyli ponad pół wieku, choć obecnie bardziej organizowaniem wędkarstwa i działaniami na rzecz ochrony przyrody niż samym łowieniem.

Publikacje pozazawodowe to przeważnie opowiadania i artykuły o wędkowaniu i o survivalu publikowane w miesięcznikach wędkarskich z którymi współpracowałem; („Wiadomości Wędkarskie”, Wędkarz Polski”, „Wędkarstwo Moje Hobby”) oraz na stronach internetowych (m.in. w „Tygodniku Wędkarskim”, „2TW”, „Nieregularniku” na witrynie „Rybie Oko”) oraz książki: „Nocne połowy ryb” (1989), PWRiL Warszawa, „Zanim wyruszysz, czyli coś o survivalu”(1996), Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa, „Sen” (2003), Mamiko, Nowa Ruda, „Iks” (2006), wydany przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich i wydawnictwo „Mamiko”.



W pełnym słońcu

Nie wszyscy lubią łowić na spinning. Szczególnie nie lubią spinningu zagorzali zwolennicy gruntówki. Nie istnieje dla nich większa przyjemność niż obserwacja spławika, zwłaszcza gdy ten pogrąża się w wodzie…
– Spinnigowanie to takie mechaniczne, bezmyślne kręcenie. Rzuca się i zwija, rzuca i zwija – tak uważał jeden mój znajomy. – Też mi przyjemność?! Raz wyciągnie się rybę, raz zielsko. Szczupak to głupia ryba, daje się nabrać na byle co, aby się tylko ruszało. O, karp! Karp to zupełnie co innego!

*
Jest samo południe lipcowego dnia. Od rana siedzimy z ojcem na pontonie, bezskutecznie kusząc szczupaki metalowymi przynętami. Woda gładziusieńka, ostre słońce przenika aż do samego dna płytkiego jeziora. Idealnie oświetla podwodne skupiska osoki aloesowatej, widok jak w akwarium. Wiemy, że niejeden szczupak siedzi w tych zaroślach, ale czy wyjdzie z ukrycia? Czy da się nabrać na kawałek błyszczącego metalu? Głupi byłby!
Kompletne bezrybie! Nie bierze nawet tu, nawet na tym łowisku. Jeziorko jest raczej średniej wielkości, płytkie, zarośnięte i nieciekawie położone. Brzegi szczelnie otaczają trzciny, żadnej plaży, żadnych miejsc do kąpieli. Wokoło zanieczyszczone łajnami krowie pastwiska, mnóstwo much i gryzących bąków. Dalej poligon wojskowy. Takie jezioro może przyciągać jedynie wędkarzy.
Naopowiadano nam o nim cuda, lecz o tym, że są tu rzeczywiście szczupaki, przekonaliśmy się sami kilka dni temu. Spinningowaliśmy wtedy z dobrym skutkiem aż do zmroku, kończąc łowy kompletem – po siedem szczupaków na wędkę… Ale na cóż można liczyć dziś, w samo południe, i do tego w takie słońce?!! Na domiar złego psuje mi się kołowrotek. Klapa na całej linii…
Rzucamy na zmianę spinningiem ojca. Pół godziny rzutów i zmiana, dla formalności raczej, nie liczymy na jakiekolwiek branie. Średnia, malowana wahadłówka z wytłoczoną łuską od biedy może przypominać linka lub karaska, jeżeli ma się nieco wyobraźni oczywiście… Pada właśnie z cichym pluskiem nieopodal kilku trzcinek przy brzegu. Widać ją doskonale, jak chybotliwym ruchem “opadającego liścia” zbliża się do pokrytego rogatkiem dna śląc migotliwe refleksy. Nie wiadomo skąd wyskakuje do niej smukły szczupaczek. Prędzej, niż ktokolwiek zdołałby pomyśleć, chwyta opadającą błystkę, widzimy wyraźnie w prześwietlonej słońcem wodzie, jak trzyma ją w poprzek. Za chwilę puści. Odruchowe zacięcie, nieco chlapaniny i już jest w podbieraku. Nieduży, nie ma kilograma, ale wziął niecodziennie…
Moja seria rzutów. Stoimy na skraju nawisu podwodnych zarośli. Wyglądają jak długa trawa pochylona wiatrem w jedną stronę. Błystka sunie ich skrajem “w pół wody”. Rzucam tam kolejny już raz, raczej mechanicznie. Jeszcze trochę i skończymy tę beznadziejną zabawę. Wrócimy z tym jedynakiem. Nic więcej nie weźmie. Nie ma dziś dnia na rybę… Mimo wszystko, takie ładne to miejsce, wymarzona wprost kryjówka szczupaka i nic???
Metalowa błystka sunie wzdłuż wodorostów równiuteńko, jak po sznurku, niemal ocierając się o nie. Widać ją wyraźnie. Nie, nie wygląda naturalnie. Wcale nie przypomina ani linka ani karaska. Swoją drogą, co by też zrobił prawdziwy linek czy karasek na widok drapieżnika?
Pomysł przyszedł niespodziewanie: sunącą niemrawo błystkę szarpnąłem gwałtownie w bok. Wyprysnęła, a za nią spod nawisu strzelił jak pocisk spory szczupak, kilka metrów od pontonu! W pełnym świetle atak widać doskonale – klasyczny młynek. Szarpnięcie i wibrujący ciężar – siedzi! Stało się to tak nagle, że zaciąłem automatycznie, zanim ten miły fakt dotarł na dobre do świadomości. Po chwili już go miałem w pontonie. Patrzyliśmy na pięknego szczupaka nieco zdziwieni. Dlaczego uderzył dopiero teraz? Musiał przecież widzieć błystkę i poprzednim razem, jednak nie zareagował. Może nie był głodny? Najwidoczniej sprowokował go do ataku dopiero nagły szus uciekającej przynęty. Spinningowanie nie jest więc wcale takim bezmyślnym, mechanicznym kręceniem kołowrotkiem, jak to się może wydawać…
1967