ANDRIJ BONDAR – ur. 14 sierpnia 1974 w Kamieńcu Podolskim. Poeta, tłumacz, publicysta. Wydał dwie książki: “Wiosenna herezja” (1998) oraz “Prawda i miód” (2001). Przetłumaczył na ukraiński “Ferdydurke” Gombrowicza. Jego wiersze ukazały się po polsku w nr. 4/99 Literatury na Świecie w przekładach Adama Wiedemanna i Marii Pastyrczyk. Ostatnio przebywał w Warszawie i Krakowie na zaproszenie Ministra Kultury. Żonaty, mieszka w Kijowie.
BOHDAN ZADURA – ur. 1945 – poeta, prozaik, krytyk literacki, tłumacz; członek redakcji kwartalnika “Akcent” i miesięcznika “Twórczość”. Autor 16 tomów wierszy, 5 książek prozatorskich, kilku krytyczno-literackich. Ostatnio (2002) opublikował tomy wierszy “Ptasia grypa” i “Stąd” oraz tom szkiców i felietonów “Między wierszami”. Najnowsza książka to tom wierszy “Kopiec kreta” (2004). Od urodzenia mieszka w Puławach.
ADAM WIEDEMANN (1967) – poeta, prozaik, felietonista Res Publiki nowej. Wydał trzy tomy wierszy: „Samczyk” (1996), „Rozrusznik” (1998) i „Konwalia” (2001) oraz dwa zbiory opowiadań: „Wszędobylstwo porządku” (1997) i „Sęk Pies Brew” (1998), oba nominowane do nagrody NIKE. Laureat nagrody Fundacji Kościelskich (1999). Mieszka w Krakowie.
Wiersze w tłumaczeniu Bohdana Zadury :
Ciekawy film
dla S.Ż. z miłością
mój tato obejrzał swój pierwszy film pornograficzny kiedy poszedł mu 61 rok życia to właściwie nie był film pornograficzny w zwyczajnym rozumieniu tego słowa gdzie widać wszystkie narządy płciowe gdzie z mężczyzn tryska prawdziwe nasienie gdzie kobiety namiętnie łykają to nasienie to było soft porno Tinto Brasa chyba “La Monella” taki sobie obraz – nawet freda nie pomarszczysz
ale rzecz zupełnie nie w filmie a w niemal dziecięcym zadowoleniu mojego starego który dopiero w 61 roku życia zobaczył coś o czym tylko słyszał o czym być może marzył ale nigdy nie poznał
chociaż z drugiej strony co może zdziwić człowieka w wieku 61 lat?
„wychodzę coś załatwić chcesz obejrzeć ciekawy film?” – zapytałem a już mogłem się nie obawiać już mogłem spokojnie rozmawiać z nim na te tematy między nami nie było tabu i powiedziałem to nie jak własnemu ojcu a jak dobremu kumplowi od którego mogłem oczekiwać podobnej otwartości „dawaj” – zgodził się na eksperyment
bardzo dobrze że tato dożywszy swoich lat nie czuje różnicy między „soft” i „hardcore” a więc i nie wie jak wyglądają te pedofilskie obrazki w internecie z maleńkimi dziewczynkami-pierwszoklasistkami nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić że istnieją strony web gdzie muskularni mężczyźni walą jeden drugiego od tyłu gdzie matka robi minetę własnemu synowi gdzie dziadek defloruje rodzoną wnuczkę gdzie “golden rain” i “anal” i “scum” i “gangbang” i “mature” i “pregnant” i “lolitas” i “asian lolitas” i “blow-job” i “brother and sister” i “amateurs” i cała kupa innych dziwactw gdzie o wiele mniej normalnego zdrowego seksu kiedy „on” na „niej” i wszystko jasne i niczego nie widać ale wszystkiego można się domyślić
czasami zdaje mi się że całe to totalne porno musi wejść w jakiś wewnętrzny kryzys no dobrze jeszcze dziesięć lat i oni zdołają wymyślić coś nowego nowe zboczenia nowe pozycje nowe kazirodcze perypetie oni zdołają dołączyć nowe środki wspomagające na przykład „sandy i jenny robią laskę rurze wydechowej nowego citroëna” albo „czwórka pięcioklasistek pod gołym niebem posuwa dyrektora szkoły wskaźnikiem do map” albo „dwaj dominikanie kończą od jednego spojrzenia na plamistego dalmatyńczyka”
nie nie mówię o upadku moralności kim jestem żeby mówić o upadku moralności nie jestem wieloletnim więźniem politycznym i nie mieszkam we Lwowie samemu ledwie wystarczyło mi sił żeby pokazać swojemu ojcu dość przyzwoity film o zwyczajnej włoskiej dziewczynie z wielkimi ustami w poszukiwaniu odpowiedniego narzeczonego
mam nadzieję że nie dożyję czasów kiedy zaczną wszystko to filmować od środka
w takim przypadku wątpię czy porozumiałbym się ze swoim ojcem
Jogging
długo nie mogłem dojść do siebie po mailu z berlina od mego przyjaciela olafa
w tym mailu prócz obowiązkowych atrybutów które z zasady sprowadzają się do rytualnych pytań o kwestie zdrowia i plany twórcze (jakby w tej twórczości można było coś zaplanować) w tym mailu jakby między wierszami czysto po niemiecku bez przesady ale z odczuciem głębokiego tragizmu dokładnie w paru zdaniach było powiedziane mniej więcej tak:
„od wczoraj zacząłem unikać spotkań z moim sąsiadem mieszkamy koło siebie już dwadzieścia lat jest moim rówieśnikiem i co rano razem biegamy w tym parku niedaleko on zawsze mi wydawał się trochę dziwny kiedy nastąpił wybuch w czarnobylskiej elektrowni atomowej zaczął obklejać sobie ściany starymi gazetami żeby nie daj Boże do jego mieszkania nie przeniknęło promieniowanie a wczoraj na schodowej klatce spotkałem jego żonę która powiedziała że on ma raka krwi w ostatnim stadium nieuleczalnego i że to koniec a ja teraz boję się mu popatrzeć w oczy a wiesz taki sympatyczny człowiek tak przyjemnie się z nim biegało rano…”
natychmiast chciałem jakoś uspokoić olafa pocieszyć mówiąc „nie przejmuj się taki los zresztą znajdziesz sobie innego sąsiada dla porannych przebieżek a jeśli nie znajdziesz sąsiada to weź sobie irlandzkiego setera wiesz jak one lubią biegać? to nawet o wiele lepiej niż z człowiekiem no i te psy nie chorują na raka” ale nawet nie wiem czemu ale nie zacząłem nawet tego robić nagle to wszystko wydało mi się jakąś czystą literaturą pomyślałem że to mógłby być niezły fabularny pomysł dla powieści kundery który lubi mistrzowsko opisywać ludzkie tragedie a tu wszystkie ingrediencje gotowe – berlin niedługo przed zjednoczeniem dziwny sąsiad dwadzieścia lat wspólnego biegania gazety na ścianach jak kronika przełomowych historycznych wydarzeń które zmieniły oblicze europy choroba rak i widzą państwo on nie wie jak teraz popatrzeć w oczy napisałem coś całkiem neutralnego coś w typie „trzymaj się zresztą ty już jemu w niczym nie pomożesz a ty jeszcze masz żyć i żyć nie myśl o tym co złe nie myśl o raku”
a potem przyszło mi na myśl coś zupełnie heretyckiego pomyślałem: oto już dziesięć lat żyję w odległości niespełna stu kilometrów od czarnobyla żyję i chodzę tymi granitowo-marmurowymi ulicami dostaję chamskie porcje wszelkiego radioaktywnego promieniowania mam krótkowzroczność niedawno wykryli u mnie zapalenie wątroby co prawda na informacyjnym poziomie jednak zapalenie przygłuszony katar żołądka od czasu do czasu daje mi się we znaki od piętnastu lat nie schodzą brodawki choć mi nie przeszkadzają ale nie schodzą jak wszystkie czarnobylskie dzieci mam problemy z tarczycą czasami kłuje mnie serce i wszystko to jeszcze przed trzydziestką ale ja dokładnie wiem że nie zachoruję na raka
po prostu jestem pewny że nie zachoruję na raka
będę żył długo o jejku jak długo nie będę kupował gazet nie będę biegał rano nie będę czytał kundery nie będę chodził po mieście z dozymetrem nie pójdę na badania nie podpiszę deklaracji nie wystąpię z partii nie wstąpię do partii nie zrobię analiz nie zabiję nie ukradnę
nie porzucę ojczyzny wejdę głęboko bardzo głęboko w maleńką swoją ojczyznę
i zasnę
Wiersze w przekładzie Adama Wiedemanna :
* * *
strach uleci -– tylko wody prąd ochładza lękiem w pieśniach – oczach bladych prze-prowadza
ciało dźwięczy – noc obwieszcza cień przepaści biały papier zwisłych skrzydeł z lustra tafli
paproć spali serce w kwiat dzwon proroczy zgorzkłych kwiatów miękki piach łzami w oczy
* * *
tak obejmują nas tak kochają tak darzą tak obcierają nas tak cisną tak parzą słowa
i las zielony niczym tekst i mkną do mórz syntaksy rzek i zamroczeniem kłuje liść paproci i owies brzeg strumienia mowy złoci
* * *
daremny płacz daremny wszystko na nic moje oczy zielony smutek otumani syreny czarny ryk ponad świątyni brwiami poleci w dal gdzie zawisł niemy nawis
o czymś epickim wiatr wył niczym wieszcz łza drżała w srebrnym ostrzu marzeń o słodkim maju śniąc lśniły lichtarze ostatnie modły intonował deszcz
Canis et lupus
René Descartes nieomal pysk w pakuły wstawił, Ciemność rozpruwszy niecierpliwie. I Cerber szczerzy kły na skrzek chełpliwych pawic, Cyjanek nieba żółte ługuje igliwie.
Na płachcie nocy pucha smętnie i posępnie Rozszataniony puszczyk, antymysi chwin Niedoszczekaną psio-wilczą piosenkę – Szczekaliśmy na księżyc sobacząc mu since.
Jak my we dwóch wsłuchani w szurum-burum ciał, I mąka łabędziła skronie, I w mglistym wietrze stół się osowiały chwiał, A psia krew ciekła, bordo sączyło się po niej.