Aleksandra Zbierska (frikoglo@gmail.com) ur. 1968r. – absolwentka poznańskiego Studium Piosenkarskiego im. Czesława Niemena. Występowała na deskach kabaretu “Warsztat” w Warszawie na Nowym Świecie (1987/89). Obecnie szef sekcji śniadaniowejw Cafe & Lunch Lavenda, w Poznaniu. Laureatka wielu konkursów literackich, m.in.: Konkursu im. Jacka Bierezina Łódź 2008 (wyróżnienie honorowe), a także I Konkurs na zbiór wierszy imienia Scherffera von Scherffensteina Brzeg 2008, którego pokłosiem jest debiutancki tomik pt.: Wibrujące ucho. W 2009 roku zostaje wydany drugi tom poezji pt. Panoptikon (Wyd. Black Unicorn). Publikacje: „Odra”, „Pogranicza”, „Arterie”, „Rita Baum”, „Tygiel Kultury”, „Wakat”, Antologia poezji kobiet (1989-2009) “Solistki”. Antologia “Free Over Blood”. New Polish Poets Series (Zeszyty Poetyckie/OFF Press, Londyn 2011). Nowy tom Aleksandry Zbierskiej jest brawurowy, bezkompromisowy, zaskakujący. Pojawia się w nim kilka świetnych poetyckich szotów; ogólnie ów tom rozpada się na dwie części: pierwszą, ryzykowną, zmagającą się z eksperymentem formalnym, drugą, skupioną na opowieści, scenkach rodzajowych, gdzie podmiotem jest wielogłosowość. Pojawiające się gwara poznańska i zlatynizowane wyimki z rosyjskiego ubarwiają pejzaż językowy książki. Można rzec, że „silnikiem napędzającym” wiersz jest szczelina pomiędzy fascynacjami lekturowymi, kulturowymi, a zwykłym życiem, pełnym szalonych niespodzianek najróżniejszego autoramentu, a te zdarzają się tylko tym, którzy tego życia się nie boją. Robert Rybicki Walentina – huśtając krzesło – odwracam się, żeby poznać przyczynę poruszenia: zapach białego bzu wisi w powietrzu; kolumny dziękczynne, jak ordery Tierieszkowej, dryfują, aż do sufitu. a ona, wciąż odwraca głowę – do łokcia. rękawiczki – w połowie cieliste, w połowie kolorowe (fajna sprawa!). nagle, chmura wonnego kadzidła obmacując twarze uderza na podzwonne! wstępowała w niebo, prując głową niebieski firmament. przestało kołysać. a łzy wciąż kapią. (Elegancko!) Worhole, też idą w górę – w Sotheby’s! Tramwaj Gaudiego torebka z metką, garsonka i Maanam. cicho. tłoczno. czemu nie samochodem? są już tysiące Ahmedów łamiących przepisy. i bałwochwalców w tramwaju. dzyń, dzyń, tasiemiec czaruje zakręty. kto czaruje, tego zabijcie – Mojżesz? na pewno nie Ramtha. intryga ewakuacji trwa. drzwi nie wyglądają zdrowo. tłum zamiera w bezdechu. torebka z metką ma błogosławieństwo – nic się z niej nie wysuwa. Ahmed skręcił w prawo. (Gaudi wpadł pod tramwaj w 1926 roku – może zajmował się czarami, w końcu Sagrada Familia – pokutna bez precedensu; w Rosji, od sześciu lat, rządzi czerwony car. Admirał Wszech- Syberii zostaje w przeręblu złożony w kształt krzyża – na wieki wieków – dla viecznosti). już można odetchnąć. czary, mary i, po ciszy. wszyscy wszystkim życzą szczęścia. Kora, słoneczny spleen, ktoś jeszcze: Ave Maryja (jest czerwiec, jak wtedy, u Gaudiego). od kilku minut jestem już na gruncie. Ahmedowi się nie udało (słuchał Genesis), przezajfona. ale, że tego w telewizji nie puścili? transparent się nie przyda. Gdy miłość odeszła Ten trzeci cierpi jeszcze, ale ja tego nie czuję. Zjadłam za dużo mikrobiotyków. Zresztą, zgodnie z instrukcją, która ma mnie gdzieś. Wąskie łóżko, bez prześcieradła. Pająk śpi na podłodze, poduszka śpi obok. Pierwszy dzień zmartwychwstania – jeszcze się chwieję. |
2017-05-17