Słowo o “Atlasie Motyli” Aby ułatwić czytelnikom głębsze rozumienie tej książki oraz ubogacić ich przemyślenia, pragnę wspomnieć o wyjątkowym znaczeniu jej tytułu. Podobnie jak każde zawarte w niej słowo, nie jest przypadkowy. Odnosi się bezpośrednio do jednej z moich nielicznych fobii. Z całą pewnością nie przepadam za pająkami, jednak nigdy nie przerażały nawet w połowie tak bardzo jak motyle. Każdy wiersz zawarty w tej książce, niczym motyl, zawiera w sobie pierwiastek lęku – jedną z okrutnych prawd, o których bałam się napisać. Każdy wiersz składa się na trwającą rok opowieść o cierpieniu, stracie, pasji, poszukiwaniu swojej prawdziwej tożsamości oraz przede wszystkim o miłości w najpiękniejszych z jej licznych wcieleń. “Atlas Motyli” powstał w całości na podstawie prawdziwych wydarzeń, myśli oraz uczuć, co czyni go najbardziej osobistą ze wszystkich moich prac. Jest moim pierwszym krokiem ku odwadze, zbiorem życiowych lekcji oraz barwnym szkicem historii, która w swej najsurowszej formie nie miała wiele wspólnego z pięknem. Jednak poezja ma to do siebie, że nawet groteskę czyni przyjemną dla oka. Dedykuję tę książkę wszystkim, którzy mimo życiowych niepowodzeń dotrwali do tego momentu, by być tu teraz ze mną między wierszami. Ponadto, liczę głęboko, że dla każdego, kto zajrzy do “Atlasu Motyli”, stanie się on źródłem cennych przemyśleń oraz przypomnieniem, że nawet największą porażkę można obrócić w sukces. Aleksandra Wiśniewska – autorka tekstów zarówno prozy jak i poezji; absolwentka International Baccalaureate; studentka Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim. W polu zainteresowań: różnorodne formy literackie, teatr, językoznawstwo, muzyka, film, sport, moda, rysunek, psychologia oraz filozofia. Od lat poświęcona literaturze; inspirowana historiami życia codziennego jak również pracami wybitnych twórców literatury klasycznej takich jak Hesse, Dostojewski, Wilde, Nietzsche oraz Joyce. 31 sierpnia 2018 – za chwilę zapadnie cisza ostatnie dni lata wysypują mi się z kalendarza na biurko zastawione filiżankami którymi odmierzam stygnące ciepło nasiąkniętego słońcem powietrza wita mnie i żegna od rana do nocy milczenie mijających dni których nie mam szansy oglądać wsłuchana w łomot słów spadających na papier coraz szybciej coraz mocniej coraz bliżej coraz więcej brakuje mi sił by nadal zamykać drzwi ilekroć czyjś głos przekracza próg by tłumaczyć że nie potrafię nic poza składaniem słów w pozaludzkie abstrakcje poza przestawianiem paragrafów o trzeciej nad ranem gdy Bóg wyrywa mnie ze snu przekonany że jestem nie do zdarcia przekonany że potrafię namalować wieczność na bladym płótnie lat które przesiedziałam w ostatniej ławce napisałam sobie życie nie do życia ale jakże piękne w swojej literackiej niemożliwości dziecięcy charakter pisma litera po literze zaczęłam najwcześniej by zdążyć by od pierwszego słowa aż po ostatnie naście lat biec na bezdechu by przekonać się że za ostatnim zdaniem nie ma dla mnie tlenu |
2019-04-18