Agata Sobczyk – Opowiadania o pogodzie

Agata Sobczyk urodziła się w 1966 roku w Toruniu. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim, specjalizuje się we francuskiej literaturze średniowiecznej. Wydała dwie minipowieści: „Bubę w Belleville” (2007) i „O miastach i innych miejscach” (2010).


Fragment książki:

A niektórzy są lutnikami. Nawet w mieście Warszawa są pracownie lutnicze, o czym dowiedział się, kiedy przez przypadek wrzucił w google słowo „lutnik”. Facet kształcił się u mistrza w Zakopanem, teraz pracuje z synem, który przejmie interes po ojcu. Siedzą sobie, strugają, słuchają, jaki grusza ma dźwięk, jaki świerk czy też inne drzewo. Gdzie trzeba jeszcze wygładzić, gdzie milimetr odjąć, gdzie dodać no to raczej gorzej, a po wszystkim jakim to pociągnąć lakierem. Smyczki także samo – z czyjego to skombinować jelita, czy to owcy czy kota, i tak zwierzątko sobie chodziło, trawiło (obywając się przy tym bez papieru toaletowego), a teraz na skutek przekształcenia jelita w smyczek będzie grało Bacha, Purcella. Albo z końskiego włosia czy z czego tam, także samo: koń chodził, ogonem muchy odpędzał, a teraz przez niego wszystkie przechodzą nutki. I to jest to piękne, lepsze życie: siedzi taki (wyobrażał sobie, że w jakiejś półpiwnicy, w półmroku, pod sklepieniem), siedzi, dłubie, poleruje i powoduje czy tam sprawia odwieczną nieustanną przemianę. Inny weźmie ten instrument, zagra, a sopran będzie śpiewał, inny znów przez osiem godzin dziennie odbiera telefony od papieru toaletowego i się przed nim tłumaczy dlaczego jeszcze nie zrobione, a potem myśli, jak coś wymyślić, a potem do piachu, bo głupio swoim życiem pokierował? Bo nic innego nie potrafi, do niczego się nie nadaje? Zasadniczo Kuba powinien, albo chociaż mógłby być zadowolony ze swojego zawodu, zwłaszcza ze względu na ogromny prestiż społeczny oraz na dumną nazwę copywriter, teraz jednak, w tym swoim wypaleniu, pomyślał, że, w odróżnieniu od lutnika, on niczego nie przemienia, chyba że słowa w plastikową papkę. To w sensie działalności ściśle zawodowej; a w sensie życia w ogóle, też nie przemienia, tylko przepuszcza ten strumień przez siebie i jedyna jego troska, to żeby go nie powalił, żeby udało się jakoś niezmiennie przetrwać i dotrwać do końca. Taki jak on może najwyżej powielać: pomyślał o synu, który, ze swoimi pryszczami, nieustannymi kłopotami najpierw w szkole, a teraz na studiach, nieumiejętnością dotrzymania jakiegokolwiek terminu i znikomym życiem towarzyskim przedstawia się jako jego doskonała kopia.